"Płaciłem łapówki za roboty w spółdzielni w Mońkach"

"Płaciłem łapówki za roboty w spółdzielni w Mońkach"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Główny świadek oskarżenia zeznał w poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Białymstoku, że płacił w formie łapówek po 10 proc. wartości faktur za zlecane mu roboty budowlane w spółdzielni mleczarskiej w Mońkach (Podlaskie). Henryk K. powiedział też, że jest pewien, iż pieniądze trafiały do oskarżonego w tej sprawie o korupcję prezesa spółdzielni Stanisława J., za pośrednictwem - również oskarżonego w tym samym procesie - Mirosława J., inspektora nadzoru w spółdzielni.
Świadek to przedsiębiorca budowlany, który w ostatnich latach wykonywał na jej rzecz roboty. Jak mówił w poniedziałek przed sądem, w 2001 roku od Mirosława J. otrzymał propozycję, że będzie miał zlecenia na prace budowlane w spółdzielni pod warunkiem, że będzie płacił w formie łapówek dziesiątą część kwoty na fakturach netto. Henryk K. mówił, że zgodził się i pieniądze przekazywał gotówką temu mężczyźnie. Jak podkreślał w odczytywanych potem przez sąd zeznaniach - jest pewien, że trafiały do rąk prezesa spółdzielni w Mońkach. Ostatnią kwotę przekazał jesienią 2004 roku. Mówił, że miał już wówczas duże kłopoty finansowe.

347 tys. zł łapówek

Pytany przez obrońców, nie potrafił powiedzieć, na jakich warunkach finansowych zawierane były przez niego umowy na roboty budowlane. Przyznał jedynie, że były okresy kiedy zarabiał dobrze, ale i takie, gdy firma przynosiła straty. "Nieraz się robiło robotę dla roboty, żeby mieć pracę dla ludzi i przetrwanie" - mówił świadek. Prokuratura zarzuciła prezesowi spółdzielni mleczarskiej w Mońkach Stanisławowi J. przyjęcie od maja 2002 do listopada 2004 roku w sumie nie mniej niż 347 tys. zł łapówek. Mężczyzna nie przyznaje się. Według niego, pomawiający go przedsiębiorca mówi nieprawdę.

Prezes spółdzielni w Mońkach został zatrzymany w 2007 roku i po postawieniu zarzutów, na krótko trafił do aresztu. Zarzut dotyczy przyjmowania korzyści majątkowej w związku z pełnieniem funkcji publicznej, za co grozi do 10 lat więzienia.

PAP, dar