Policjant usłyszał zarzuty i... awansował

Policjant usłyszał zarzuty i... awansował

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
Maciej L. jeden z funkcjonariuszy grupy śledczej, która przez trzy lata prowadziła poszukiwania Krzysztofa Olewnika usłyszał zarzuty prokuratorskie za zaniedbania w czasie śledztwa. Nie przeszkodziło mu to w awansie - dziś pełni obowiązki zastępcy naczelnika wydziału kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Płocku.
– To skandal, tacy jak on nie powinni pracować w policji – oburza się Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa. Policja jest jednak innego zdania. – Pan L. nie jest zawieszony przez sąd ani przez prokuraturę. Pracuje jako policjant, a ja go oceniam jako dobrego funkcjonariusza. To nie żaden awans, ale powierzenie obowiązków – przekonuje Jarosław Brach, komendant miejski policji w Płocku. Komendant podkreśla, że w przypadku policjanta, tak jak w przypadku każdego innego obywatela obowiązuje domniemanie niewinności.

Innego zdania jest prof. Antoni Kamiński, były szef Transparency International: – Ta nominacja to absurd. Jeśli człowiek ma zarzuty, i to jeszcze w takiej sprawie, to nie powinien dostać awansu. Jeżeli go dostał, to świadczy o tym, że komendantem w Płocku jest nieodpowiednia osoba - denerwuje się

Maciej L. obok Henryka S. był jednym z najważniejszych członków policyjnej grupy kierowanej przez Remigiusza M. Policjanci popełnili mnóstwo błędów - nie zabezpieczyli śladów biologicznych w domu Olewnika, skąd został uprowadzony. Potem, choć porywacze kilkadziesiąt razy dzwonili do rodziny, żądając okupu, nie rejestrowali rozmów. W styczniu 2003 r. funkcjonariusze zignorowali anonim z nazwiskami porywaczy podrzucony ojcu ofiary: Ireneusza Piotrowskiego i Roberta Pazika. Funkcjonariusze nie ujęli też porywaczy, gdy w lipcu 2003 r. odbierali 300 tys. euro okupu. Maciej L. był też jednym z tych policjantów, któremu skradziono radiowóz z aktami sprawy Olewnika.

"Rzeczpospolita", arb