Terror City

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad sto miejscowości w Polsce terroryzują lokalne gangi. Przestępcy są bezkarni.
Po ulicach Nowego Dworu uzbrojeni bandyci gonili współwłaściciela dyskoteki, który przestał im płacić haracz. Zajęci pościgiem wpadli za nim do komendy policji. Kiedy zorientowali się, gdzie są, po prostu odwrócili się i wyszli. Żaden z policjantów nie ruszył za nimi w pogoń, mimo że dobrze wiedzieli, kim są nieproszeni goście. Bandyci czuli się bezkarni, bo terroryzowali miasto od 1995 r. i nigdy żaden z nich nie stanął przed sądem. Miejscowa policja ich nie niepokoiła, mimo że urządzali strzelaniny, bili mieszkańców, ściągali haracze, jeździli kradzionymi samochodami. Jeśli wpływały skargi, pokrzywdzeni szybko je wycofywali. Centralne Biuro Śledcze interweniowało dopiero wtedy, gdy wybuch bomby podłożonej w pubie zabił cztery osoby. Policjanci z CBŚ zrobili swoje i odjechali, bandyci natomiast chcą znowu sterroryzować miasto.

Nowy Dwór Mazowiecki nie jest w Polsce wyjątkiem. Lokalne gangi terroryzują mieszkańców Wyszkowa, Wołomina, Mińska Mazowieckiego, Przasnysza, Mogilna, Polic, Choszczna, Chrzanowa, Olsztyna, Siedlec, Kalisza, Suwałk, Wielunia, Łeby, Międzyzdrojów, Giżycka, Świdnika, Sławna, Mrągowa, Jeleniej Góry i kilkudziesięciu innych miejscowości. Żyją głównie ze ściągania haraczu.

-Pokazali plik zdjęć moich dwóch córek i spytali, czy są dla mnie warte 5 tys. zł miesięcznie - opowiada Janusz Czerwiński, były właściciel pubu w Jeleniej Górze. - Poszedłem na policję, ale od dzielnicowego usłyszałem, że robienie zdjęć nie jest w Polsce zakazane. Następnego dnia ktoś powybijał szyby w moim samochodzie - dodaje. Bandyci wrócili za tydzień i zażądali 10 tys. zł - za "długi język". Zapłacił. Sprzedał lokal i wyjechał z Jeleniej Góry, przyjął nazwisko żony. - Dzień po odmowie zapłacenia haraczu, gdy w domu była tylko żona, przywieźli trzy trumny: na jednej była kartka z moim imieniem, na drugiej - żony, na trzeciej - syna - opowiada Maciej P., były właściciel restauracji w Olsztynie. Zgodził się płacić 7 tys. zł miesięcznie. Płacił przez dwa lata, a potem sprzedał lokal, zmienił adres. - Odmówiłem płacenia. Wyszli bez słowa, ale nazajutrz w ogrodzie natknąłem się na martwego psa. Dzień później wieczorem w domu zgasły światła, zamilkł telefon. Gdy którejś nocy żona znalazła w lodówce naszego martwego kota, poddałem się. Płaciłbym pewnie dalej, gdyby moja hurtownia nie zbankrutowała - opowiada Ryszard Kretek z Siedlec.

Przez dwa lata terroryzowani byli przedsiębiorcy ze Świdnika koło Lublina. Grzegorz Hołub, zastępca komendanta powiatowego w Świdniku, tłumaczy, że policja niewiele mogła zrobić, bo nikt z poszkodowanych nie zawiadomił o przestępstwie. - Zaproponowali, że za 4 tys. zł wyciszą sprawę pobicia ich kolegi. Do bójki miało rzekomo dojśćĘna imprezie w moim klubie - mówi przedsiębiorca ze Świdnika. - Nie zgodziłem się, ale gdy zaczęli mnie straszyć wywiezieniem do lasu i zabiciem, zapłaciłem. Potem przychodzili co miesiąc i żądali kolejnych sum. Bardzo się bałem. Boję się także teraz, kiedy zgodziłem się wystąpić w sądzie jako świadek incognito, bo wiem, że bandyci potrafią się dowiedzieć, kim jest taki świadek. - Rzeczywiście, utajnienie danych osoby pokrzywdzonej jest tylko pozorną ochroną. Okoliczności przestępstwa, które trzeba przedstawić przed sądem, pozwalają się zorientować, kto składa zeznania - mówi prokurator Barbara Zapaśnik z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Bandyci mogą terroryzować całe miasta, bo najczęściej skorumpowali lub zastraszyli miejscowych policjantów, prokuratorów, radnych i urzędników. W podwarszawskim Komorowie bandyci już pół godziny po przyjęciu zgłoszenia przez policję wiedzieli, że ich ofiara złożyła takie zawiadomienie. Natychmiast jechali do niej i wymuszali wycofanie zeznań. W Wyszkowie kilku oficerów policji przez pięćĘlat sprzedawało bandytom informacje o osobach, które zawiadomiły o przestępstwie. - Gdy dowiedzieliśmy się o terroryzowaniu pruszkowskich przedsiębiorców, pojechaliśmy na miejsce i chodziliśmy od przedsiębiorcy do przedsiębiorcy. Ofiary zaprzeczały, że są terroryzowane, bo sądziły, że jesteśmy z miejscowej policji. Dopiero kiedy ci ludzie przekonali się, że jesteśmy z Centralnego Biura Śledczego, część zaczęła współpracować - opowiada oficer CBŚ z Komendy Głównej Policji. Ale nawet CBŚ nie jest w stanie ochronić pokrzywdzonych. W Wołominie policjanci i prokuraturatorzy z Warszawy namówili mieszkańców, żeby zeznawali - jako świadkowie incognito. Bandytów jednak nie skazano, bo sąd uznał zeznania świadków incognito za niewystarczające dowody winy. Obecnie Wołomin znowu jest terroryzowany przez tę samą grupę.

Paradoksalnie, można w Polsce nie płacić podatków lub płacić mniejsze od należnych i nie ponosić żadnych konsekwencji, w praktyce nie można natomiast bezkarnie zawiesić płacenia haraczu przestępcom. - Poczucie, że państwo nie chroni obywatela przed przestępcami terroryzującymi całe miejscowości, jest zabójcze dla identyfikacji z tym państwem. W miastach pod terrorem funkcjonuje model gospodarki, w której haracz stał się dla wielu firm sztywnym wydatkiem w budżecie - mówi prof. Antoni Kamiński, socjolog, były szef polskiego oddziału Transparency International. Dla małych firm płacenie haraczu i podatków jest nie do pogodzenia, dlatego albo bankrutują, albo zawieszają działalność. Bandy terroryzujące całe miejscowości de facto duszą w nich przedsiębiorczość i powiększają bezrobocie.

Prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, uważa, że instynkt samozachowawczy każe terroryzowanemu człowiekowi oddać gwarancję swojego bezpieczeństwa w ręce tych, których uważa za silniejszych. Jeżeli silniejszy od policji jest gangster, to obywatel będzie płacił, uznając, że taka jest cena spokoju. - Policjantom łatwo jest mówić: "Nie płaćcie!". Kiedy pozostawiona samej sobie ofiara widzi osiłków, dla których połamanie dziecku rąk jest rozrywką, myśli tylko o tym, żeby oddalić doraźne niebezpieczeństwo - opowiada Leszek J., właściciel pubu w Międzyzdrojach. - Po roku płacenia byłem wściekły - na prezydenta, premiera, rząd, posłów, policję. Winiłem ich nie tyle za nieudolność i bierność, ile za swoje upokorzenie. Za to, że dałem się zeszmacić, bo władza nie potrafi się uporać z bandytami. Mnie natomiast ściga się za byle uchybienie wobec urzędu skarbowego - mówi Mariusz M., restaurator z Łeby.

Janina Blikowska

Violetta Krasnowska

Pełny tekst - wraz z rankingiem komend wojewódzkich policji - w najnowszym, 1051 numerze tygodnika Wprost, w sprzedaży od poniedziałku 13 stycznia. W rankingu na czele Komenda Wojewódzka w Poznaniu, na ostatnim miejscu Komenda Stołeczna.

W numerze także: Chińskie Książątka (Dzieci chińskich komunistów zdobywają na Zachodzie doświadczenie, by w przyszłości przeistoczyć się z dzieci prominentów w prawdziwych kapitalistów.)

Zabójcza złość (Złość, gniew i wrogość grożą śmiercią. Stres prowadzi do licznych chorób: zapalenia stawów, nadciśnienia i nowotworów.)