Martwa choć żywa (aktl.)

Martwa choć żywa (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lekarz z Góry (woj. dolnośląskie) stanie przed sądem, za orzeczenie zgonu żywej kobiety. "Zmarłą" przewieziono do prosektorium, gdzie nastąpił prawdziwy zgon. To już drugi proces tego lekarza.
"W wyniku pomyłki lekarza 78-letnia kobieta trafiła do  prosektorium, gdzie została zraniona w głowę i w konsekwencji zmarła tam" - poinformował prokurator rejonowy w  Głogowie Wojciech Czerwiński.

Wypowiadający się w sprawie biegli stwierdzili, że wieziona do prosektorium karetką pogotowia kobieta miała, ze względu na  podeszły wiek i chorobę serca, znikome szanse na przeżycie. Ustalono, że przed śmiercią przeszła zawał. Jednocześnie jednak biegli orzekli, że z pewnością do zranienia kobiety doszło w  prosektorium, gdy jeszcze żyła.

Lekarzowi, Andrzejowi J. postawiono zarzut nieudzielenia pacjentce pomocy, do jakiej był zobowiązany z racji swego zawodu, i  narażenia ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

Wszystko zaczęło się od wezwania górowskiego pogotowia do  mieszkanki Ślubowa, cierpiącej m.in. na chorobę wieńcową. Na  miejsce przyjechał Andrzej J., który kierował ekipą "erki". Uznał, że pacjentka nie rokuje szans na przeżycie i chciał ją pozostawić w domu. Jednak rodzina zażądała, by zabrał ją do szpitala. Podczas jazdy do oddalonego o 7 km szpitala, lekarz rozpoczął reanimację chorej. W jej trakcie uznał, że pacjentka już nie żyje. Po  przybyciu do szpitala kobieta najpierw przeleżała dwie godziny przykryta prześcieradłem na łóżku, a następnie przewieziono ją do  prosektorium.

Jej syn, którego zawiadomiono o zgonie, po przyjeździe do  prosektorium zauważył ranę na głowie matki, której nie miała ona przed przyjazdem do domu pogotowia. Zaczął dociekać, jak to się stało, zwracając się o pomoc do policji i prokuratury.

"Rozpoczęliśmy ustalenia i powołaliśmy w sprawie biegłych, którzy orzekli, że rana z takim krwotokiem musiała powstać, gdy kobieta jeszcze żyła, wskazywał na to rodzaj krwawienia, które byłoby zupełnie inne, gdyby ranę odniósł człowiek martwy" -  powiedział prok. Czerwiński.

Jak wyjaśnił, w śledztwie ustalono, że kiedy kobietę przywieziono do prosektorium, był tam tylko jeden pracownik, który miał trudności z przeniesieniem kobiety i nie był przy tym zbyt ostrożny. Wtedy prawdopodobnie doszło do zranienia, od uderzenia być może w jakiś metalowy element sprzętu.

47-letni Andrzej J. pochodzi z Bogatyni, jest lekarzem z  blisko 20-letnim stażem pracy, ze specjalizacją I stopnia z  chirurgii ogólnej. W  związku z inną sprawą został już listopadzie 2003 roku prawomocnie skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Otrzymał też 3-letni zakaz wykonywania zawodu. Sąd w  Głogowie wymierzył mu taką karę za narażenie w listopadzie 2002 r. pacjentki na utratę życia. 88-letnia kobieta zmarła wówczas, ponieważ medyk był tak pijany (miał we krwi ponad 3,8 promila alkoholu), że nie był w stanie udzielić jej pomocy.

oj, pap