Wakacje pedofilów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uwaga rodzice: dwie trzecie przestępstw pedofilii zdarza się podczas kolonii i obozów!
Interesuje się tobą policja. Chyba namierzyli twój IP. Jeśli masz w domu coś trefnego, szybko się tego pozbądź - informował przez telefon psychologa Andrzeja S. jego znajomy. Działo się to około południa w niedzielę 27 czerwca. Znajomy Andrzeja S. musiał mieć dobre kontakty z policjantami z komendy głównej, bo tam funkcjonuje specjalny zespół do spraw monitorowania pedofilskich stron internetowych. To policjanci z tej ekipy miesiąc wcześniej zwrócili uwagę na to, że Andrzej S. często odwiedza pedofilskie strony. Kiedy ustalili, kim jest, sądzili, że robi to w celach zawodowych. W momencie, gdy psycholog zaczął także wysyłać pedofilskie fotografie, zaczęli szczegółowo sprawdzać jego aktywność w sieci. Po telefonie znajomego Andrzej S. najprawdopodobniej pozbierał zdjęcia, na których widać było rozebrane dzieci i wyniósł je na śmietnik w pobliżu mieszkania przy ulicy Wiktorskiej w Warszawie. I to był początek najgłośniejszej afery pedofilskiej w Polsce.

Ustaliliśmy, rozmawiając m.in. z nadkomisarzem Mariuszem Sokołowskim ze Stołecznej Komendy Policji oraz innymi policjantami i mieszkańcami bloku przy Wiktorskiej, że tuż po tym, jak fotografie znalazły się na śmietniku, przyszło tam dwóch kloszardów, którzy regularnie w niedzielę przeszukują tam śmietniki. To oni rozpruli worki, które wyniósł Andrzej S. i rozrzucili część fotografii. Pół godziny później fotografie zobaczył lokator z tego samego bloku, w którym mieszkał znany psycholog. To on zadzwonił na mokotowską policję. Kiedy to robił, kilka innych osób znalazło się w pobliżu śmietnika i zaczęło oglądać zdjęcia. Wyglądając przez okno swego mieszkania na trzecim piętrze bloku przy Wiktorskiej, Andrzej S. zobaczył ludzi przy śmietniku. Nie widział dokładnie, co robią, bo widok zasłaniały częściowo pobliskie drzewa. W tym czasie przy śmietniku pojawili się policjanci. Zaniepokojony Andrzej S. zszedł na dół i zaczął krążyć wokół śmietnika. Tam zauważył go jeden z policjantów i spytał, czy mógłby być świadkiem. Andrzej S. stwierdził, że nie wie, o co chodzi. Policjant trzymał akurat w dłoni kilka fotografii, a na jednej z nich widać było twarz psychologa. Pół godziny później do mokotowskiej policji dotarła informacja, że specjalna komórka policji w komendzie głównej wcześniej namierzyła Andrzeja S. na stronach pedofilskich.

Raskolnikow z Warszawy

W mieszkaniu Andrzeja S. policjanci znaleźli setki fotografii, na których widać obnażone dzieci. Najcenniejszym dowodem może się okazać komputerowy zapis jego nowej powieści. Andrzej S. nie zdecydował się pokazać jej wydawcy. Bohater tej prozy, alter ego autora, opisuje swoje doświadczenia (rzeczywiste mieszają się z wyimaginowanymi), w tym erotyczne eksperymenty z dziećmi. Już w pierwszej powieści Andrzeja S., "Miska szklanych kulek", znalazły się zadziwiające zdania - bardzo przypominające rozważania Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego. Przypomnijmy, że Raskolnikow uważał się za kogoś lepszego niż przeciętni ludzie i z tego powodu przyznawał sobie prawo stania ponad prawem.

Bohater książki Andrzeja S., niejaki Krass, snuje m.in. takie wywody: "Wbrew pozorom nie jest to początek pamiętnika wariata. Z całą pewnością nie jestem chory psychicznie, chociaż w ostatnich trzech latach mojej publicznej działalności wielokrotnie to podejrzewano i sugerowano.(...) Rzecz w tym, że jestem zupełnie normalny. Przynajmniej wedle kryteriów medycznych. Jeśli zaś chodzi o inne kryteria, to czyż istnieje jakaś norma? Czy można powiedzieć, iż jakieś postępowanie jest normalne moralnie, tak jak stwierdza się, że 36,6 stopni Celsjusza jest normalną temperaturą ludzkiego ciała? Czy w podobny sposób można o kimś powiedzieć, że jest normalnie uczciwy?(...) Jedynie prawo, tak jak medycyna, a może jeszcze ostrzej, operuje pojęciem normy. Podobnie, jak w medycynie, gdzie jest objaw albo go nie ma, tak i w prawie albo dany przepis został naruszony, albo do jego naruszenia nie doszło. Według prawa jestem przestępcą".

Zasada ograniczonego zaufania

Afera z Andrzejem S. zdarzyła się na początku wakacji, kiedy dzieci są szczególnie narażone na kontakt z pedofilami: na koloniach, obozach, zajęciach grupowych czy kółkach zainteresowań. Co roku policja odnotowuje ponad 2 tys. przestępstw seksualnych, których ofiarami padają dzieci, z czego prawie dwie trzecie podczas wakacji. Zdecydowana większość tego typu przestępstw nie jest jednak zgłaszana - ich ciemną liczbę szacuje się na ponad 100 tys. rocznie. Jak mówi psycholog Małgorzata Fajkowska-Stanik, ofiarami pedofilów najczęściej padają dzieci, którym brakuje rodzicielskiej czułości czy zwykłego kontaktu. Podczas wakacji dzieci tęsknią za rodzicami, więc lgną do opiekunów, którzy okazują im zainteresowanie, chwalą, przytulają czy tylko głaszczą. Gdy dziecko zostanie wykorzystane, ma często opory przed zadenuncjowaniem takiego dobrego wujka. Tym bardziej, że pedofil potrafi się odwdzięczyć prezentami. Potrafi też wymóc na dziecku zachowanie tajemnicy - choćby twierdząc, że rodzice będą się gniewali, gdyby opowiedziało im ono o kontaktach seksualnych z pedofilem.

Jak zauważa Joanna Winiarska, koordynator programu Stacja przy Polskim Towarzystwie Psychologicznym, często dziecko ma wyniesione z domu przekonanie, że każdy dorosły jest dla niego autorytetem, któremu trzeba się podporządkować, tym bardziej, jeżeli jest to wychowawca, lekarz, opiekun kolonii czy duchowny. Dlatego tak ważne jest, by wpajać dzieciom, szczególnie podczas wakacji, zasadę ograniczonego zaufania do dorosłych.

Antypedofilska kampania

Pedofilskie afery wybuchają ostatnio nie dlatego, że nastąpiło jakieś załamanie się norm społecznych. Wręcz przeciwnie - ujawnianie kolejnych wypadków pedofilii jest objawem zdrowia społeczeństwa. Po prostu mamy większą wiedzę na ten temat, potrafimy trafnie odczytywać sygnały płynące od molestowanych dzieci, mamy się do kogo zwrócić, gdy nabierzemy podejrzeń, bo na pedofilię uwrażliwiona jest już policja, działają też stowarzyszenia i fundacje (jak Dzieci Niczyje), pomagające molestowanym dzieciom i ich rodzinom. Przede wszystkim jednak wojnę pedofilom wydały wolne media, m.in. "Wprost" (dzięki naszemu śledztwu zlikwidowano największą w Polsce siatkę pedofilów - "Mordercy dzieci", nr 40/2002), "Super Express", telewizja Polsat czy "Życie Warszawy". Efektem wielkiej antypedofilskiej kampanii w mediach było powołanie specjalnej podkomisji sejmowej do zwalczania pedofilii, która zaproponowała między innymi zaostrzenie kar dla pedofilów.

W czasach PRL pedofilia była tak samo obecna, tyle że publicznie się o tym nie mówiło. A nawet tuszowano tego typu przestępstwa, co wyszło na jaw podczas śledztwa w sprawie Wojciecha Kroloppa, oskarżonego o pedofilię byłego dyrygenta poznańskiego chóru Polskie Słowiki. Wówczas komitet wojewódzki PZPR naciskał na wydział kultury urzędu wojewódzkiego, by ukręcić łeb sprawie. I tak się stało.

W III RP, gdy już jesteśmy uwrażliwieni na zbrodnię pedofilii, zaskakuje łagodne traktowanie tych "zabójców dzieciństwa" przez sądy. Przeciętna kara za wykorzystywanie seksualne dzieci to dwa lata więzienia. Często są to zresztą wyroki w zawieszeniu. We Włoszech minimalna kara to sześć lat, a w USA za takie przestępstwo można być skazanym nawet na karę śmierci. 25 czerwca tego roku tylko na dwa lata więzienia w zawieszeniu skazano księdza Michała M., proboszcza z Tylawy, któremu sąd udowodnił molestowanie seksualnie co najmniej sześciu dziewczynek.

Jarosław Knap. Współpraca: Karolina Kasperkiewicz, Paweł Rusak

Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 5 lipca.

W numerze także: FTO nie wchodzimy (Rozłam w NATO po szczycie w Stambule jest faktem) oraz Penis z próbówki (Z wyjątkiem mózgu można dziś przeszczepić każdy narząd).

***

Pogotowie antypedofilskie

W czacie z seksuologami prof. Zbigniewem Lwem-Starowiczem i dr Stanisławem Dulko oraz Joanną Winiarską, koordynatorem programu Stacja, wzięło udział ponad stu internautów

Promień: Czy nasze prawo jest zbyt liberalne dla pedofilów?

Zbigniew Lew-Starowicz: Pedofilia w Polsce jest surowo karana - obecnie kodeks karny przewiduje kary od 2 do 10 lat więzienia, a sankcje mają być jeszcze zaostrzone: kary będą wynosić od 3 do 15 lat więzienia, a w wypadku użycia przemocy nawet do 25 lat więzienia.

Stanisław Dulko: Nie jest istotna wysokość kary, ale jej nieuchronność. Musimy sobie też zdawać sprawę, że pedofilia jest chorobą i osoby, które są nią dotknięte, powinny być leczone, a jest z tym w naszym kraju problem.

Ejajoj: Czym jest pedofilia? Mam nadzieję, że to nie jest po prostu kolejna orientacja seksualna.

Zbigniew Lew-Starowicz: Pedofilia nie jest kolejną orientacją seksualną, lecz jedną z najczęściej spotykanych dewiacji. Najczęstsze przyczyny pedofilii to zaburzenia osobowości, niepowodzenia w kontaktach z dorosłymi partnerkami czy partnerami oraz potrzeba władzy totalnej nad obiektem erotycznym. Bardzo rzadko spotykamy się z pedofilią na tle chorobowym, na przykład może być to skutek miażdżycy naczyń mózgowych.

Kubuś: Jak chronić dzieci przed pedofilami?

Joanna Winiarska: Najważniejsze jest to, co się dzieje w rodzinie. Brak kontaktu z dzieckiem może zaowocować tym, że nie zauważymy niepokojących sygnałów.

Zbigniew Lew-Starowicz: Należy wpajać dzieciom zasadę ograniczonego zaufania do dorosłych.

Elo: Czy to prawda, że jedna czwarta ludzi miała kontakt z pedofilami w Internecie?

Zbigniew Lew-Starowicz: To nieprawda. Większość internautów kieruje się jedynie ciekawością, szukając treści związanych z pedofilią, co jeszcze nie znaczy, że są pedofilami lub trafią na pedofilów.

Zapałka: Jak można przeciwdziałać rozpowszechnianiu pedofilii w Internecie?

Joanna Winiarska: Są specjalne komórki w policji, których zadaniem jest zwalczanie takich przestępstw w sieci. Ważne są również instytucje pozarządowe, które powinny działać także w Internecie i przestrzegać przed zagrożeniami płynącymi z tego źródła.

Mangówka: Pedofile często szukają swych ofiar na czatach. Czy są techniki komputerowe pozwalające wyłapywać pedofilów w sieci?

Zbigniew Lew-Starowicz: Są techniczne możliwości i w Polsce już się je stosuje. Znam dwa wypadki wykrycia w ten sposób przestępców seksualnych.

Konrad: Jakimi możliwościami dysponuje psychiatria w leczeniu pedofili? Jaka jest skuteczność takiej terapii?

Zbigniew Lew-Starowicz: Pedofilii nie można leczyć za pomocą hipnozy, nie można się też wyleczyć samemu. Leczenie trwa kilka lat i obejmuje m.in. zażywanie leków antypopędowych, treningi seksualne, psychoterapię.

Konrad: Jak często pedofile sami zgłaszają się na kurację?

Zbigniew Lew-Starowicz: Z powodu szumu medialnego, niestety, coraz rzadziej takie osoby same zgłaszają się po pomoc - ci ludzie się po prostu boją.

Mike: Gdzie można się leczyć z pedofilii?

Stanisław Dulko: Pedofilię leczą seksuolodzy - diagnostyka i leczenie tej choroby są wpisane w ich zawód.

Ejajoj: Jeśli pedofil sam zgłosi się do psychologa czy seksuologa i przyzna się do molestowania dzieci, to czy ten ma obowiązek zawiadomienia o przestępstwie?

Zbigniew Lew-Starowicz, Stanisław Dulko: Z punktu widzenia prawa - tak, musimy powiadamiać o przestępstwie, inaczej sami naruszamy prawo. Ale terapeuci chcą ratować i leczyć pacjenta, a nie denuncjować go! Są to bardzo trudne sprawy, które wymagają delikatności i rozwagi. Prawo w tych wypadkach raczej nie jest po stronie tajemnicy lekarskiej.

Linka: Czy da się wykryć, że mój chłopak może się w przyszłości okazać pedofilem?

Zbigniew Lew-Starowicz: Nie ma objawów zwiastunowych.

Stanisław Dulko: Pewną grupą ryzyka są osoby, które same padły w dzieciństwie ofiarą pedofila.

Szukam: Jak można wykryć pedofila?

Stanisław Dulko: Ludzie ci starannie się ukrywają. Często wykrywamy tego typu przestępstwa dopiero wtedy, gdy na przykład ofiara zajdzie w ciążę czy zostanie zarażona wirusem HIV.

Zbigniew Lew-Starowicz: Nie istnieje "specyficzna osobowość pedofila". Pedofilia dotyczy ludzi w miarę młodych lub w średnim wieku, czyli osób w szczytowym okresie aktywności seksualnej.

Antenka: Jak pedofile atakują swoje ofiary?

Zbigniew Lew-Starowicz: Są pedofile agresywni, sadystyczni, ale większość jest czuła i opiekuńcza. Rozpoznanie pedofila jest trudne także dlatego, że jest to zachowanie powszechnie potępiane, co powoduje, że ludzie o podobnych skłonnościach starannie ukrywają swoją chorobę.

prof. G.: Czy podczas wakacji mamy więcej wypadków seksualnego wykorzystywania dzieci?

Klaudynka: Gdzie należy się zgłaszać, jeżeli ktoś zetknie się z pedofilem?

Joanna Winiarska: Latem mamy więcej ucieczek z domu, a właśnie takie dzieci mogą być wykorzystane przez pedofilów. Dzieci wyjeżdżają do wielkich miast, gdzie ludzie są bardziej anonimowi. Szczególnie niebezpieczne miejsca to dworce czy parki. Część dzieci nie zdaje sobie sprawy, że padają ofiarą przestępstwa, zgadzając się na nocleg u nieznajomego, co może prowadzić do wykorzystania. Często dziecko wykorzystane, paradoksalnie, czuje się winne i ma wyrzuty sumienia, co znacznie utrudnia wykrywanie tego typu przestępstw. Na wszelkie zgłoszenia czekamy pod telefonem programu Stacja: 507 540 887. Dzieci, które uciekły z domu, mogą też znaleźć pomoc w Warszawie, na ulicy Wspólnej 65/19 lub w Fundacji Dzieci Niczyje na Mazowieckiej 12/25 (tel. 22 826 88 62).

Pati: Jak można poznać, że dziecko jest molestowane?

Joanna Winiarska, Zbigniew Lew-Starowicz, Stanisław Dulko: Molestowane dziecko zamyka się w sobie, jest apatyczne, smutne, źle sypia, moczy się, nagle zaczyna unikać kontaktu z osobą, z którą do tej pory było w dobrych stosunkach. Te symptomy nie zawsze świadczą jednak o molestowaniu - przyczyna może tkwić gdzie indziej, ale zawsze, kiedy mamy podejrzenia, radzimy kontakt ze specjalistą.

prof. G.: W jakim wieku dzieci są najbardziej narażone na atak ze strony pedofila?

Zbigniew Lew-Starowicz: Najbardziej narażone są dzieci w wieku 10-13 lat, następnie dzieci w wieku przedszkolnym, zaś najrzadziej - w wieku niemowlęcym.

Kasia: Czy zaszokowała państwa wiadomość, że znany psycholog okazał się pedofilem?

Joanna Winiarska, Zbigniew Lew-Starowicz, Stanisław Dulko: Było to dla nas wszystkich szokiem. Współczujemy ofiarom i mamy nadzieję, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona.

Wojtek25: Czy to prawda, że pedofile często wybierają taki zawód, by być blisko dzieci?

Zbigniew Lew-Starowicz: To prawda, że pedofile często szukają kontaktu z dziećmi poprzez wykonywane zawody. Musimy jednak pamiętać, że wśród zawodów zaufania społecznego, takich jak nauczyciel czy opiekun, dewianci są znikomą mniejszością.

Stanisław Dulko: W pewnych wypadkach powinno się przeprowadzać weryfikacje predyspozycji do wykonywania zawodu, w którym ma się kontakty z dziećmi.

Marek21: Przeważnie mówi się o pedofilach mężczyznach. Czyżby nie było pedofilek?

Zbigniew Lew-Starowicz: Zdecydowana większość ludzi dotkniętych chorobą pedofilii to mężczyźni. Pedofila wśród kobiet jest bardzo rzadko spotykana, natomiast częstsze u kobiet są zachowania kazirodcze.

Kazuar: Jak często oskarżenia o pedofilię są bezpodstawne?

Zbigniew Lew-Starowicz: Około 10 procent oskarżeń jest fałszywych: często okazuje się, że dzieci są wykorzystywane jako element rozgrywki między skłóconymi małżonkami lub partnerami.

Wojtek25: Czy są jakieś środowiska szczególnie narażone na to, że stają się ofiarami pedofilii?

Stanisław Dulko: To dzieci z rozbitych rodzin, dzieci z domów dziecka, niepełnosprawne, ale mitem jest, że w tak zwanych dobrych domach takie rzeczy się nie zdarzają.

Joanna Winiarska: Prostytuujące się dzieci też pochodzą niekiedy z domów, w których mają zapewniony dostatek.