Rozmawiał z „bestią, wampirem, szatanem”. Co powiedzieli mu „dożywotnicy”?

Rozmawiał z „bestią, wampirem, szatanem”. Co powiedzieli mu „dożywotnicy”?

Zbyszek Nowak
Zbyszek Nowak Źródło: materiały promocyjne / Szymon Wykrota
– To książka o człowieku, który zabił i spędzi żywot za kratami. Każdy może sobie wyrobić własną opinię na temat tego reportażu i kolejnych historii. Nie gloryfikuję przestępstw, przestępców, zabójstwa. Starałem się zadbać o środowisko ofiary, nie wracać do historii mogących być traumatycznymi, bolesnymi, drastycznymi i wydaje się, że to się udało – mówi w rozmowie z „Wprost” Zbyszek Nowak, autor książki „24 razy dożywocie”.

Zbyszek Nowak odbył łącznie 60 rozmów ze skazanymi na dożywocie w Polsce. Odebrali oni życie 82 osobom. W reportażu zawarto zapisy 24 spotkań z „dożywotnikami” (kolejna część w przygotowaniu – red.). Zabili oni 38 razy. Zdecydowana większość przestępców po raz pierwszy zdecydowała się porozmawiać z kimś, kto opisze ich historię.

Aleksandra Cieślik: Dlaczego ludzie zabijają?

Zbyszek Nowak: Ile przypadków, tyle motywacji: rabunkowa, ekonomiczna czy na tle seksualnym. Często mówi się o tym, że za zabójcą stoi poczucie skrzywdzenia, ale bywa to i kwestią zwykłego przypadku. O tym też wspominają rozmówcy w mojej publikacji – że pewnie historia nie skończyłaby się w tak drastyczny sposób, jeżeli pod ręką nie mieliby noża, tasaka czy młotka. Wybuch agresji miałby miejsce, ale jego apogeum byłoby pobicie, popchnięcie. Są też oczywiście przypadki zbrodni zabójstwa, gdzie to proces zaplanowany, długotrwały, a sprawcy doskonale wiedzą, jaki chcą osiągnąć efekt.

Niektórzy w książce nie przyznają się do winy. Na ile można w to wierzyć, biorąc pod uwagi wyroki sądów? Na ile ty im wierzyłeś?

Każdy z tych sprawców jest osobą poczytalną, każdy z tych sprawców jest osobą skazaną na karę dożywotniego pozbawienia wolności, czyli tę o najwyższym ciężarze gatunkowym w polskim kodeksie karnym. Każdy z nich przeszedł przez drogę sądu pierwszej instancji. Obecni byli sędziowie, prokurator, obrońcy, oskarżyciele posiłkowi, publiczność, media. Kolejna była druga instancja i podobny skład osobowy. Nie wierzę w te przypadki prezentowanej niewinności. Gdy porusza się temat dożywocia bądź kary eliminacyjnej, powraca sprawa Tomasza Komendy, który był niewinny, ale to zdarza się naprawdę niezmiernie rzadko. To wręcz ekstremalny przykład zlekceważenia obywatela przez własne państwo.

Podczas przeprowadzanych przeze mnie rozmów niektórzy sprawcy umniejszali – co zrozumiałe – swoją rolę w popełnieniu przestępstwa, w szczególności kiedy było to współsprawstwo z dwoma, z trzema osobami i tę swoją rolę określali w inny sposób, twierdząc, że sąd się nad tym nie pochylił i ten wymiar kary dla nich powinien być zdecydowanie niższy.

Najbardziej zaskakująca sprawa w kontekście skazanego to według mnie ta dotycząca Mariusza Wójcika, byłego szefa komisariatu w warszawskiej Białołęce. Zabił on Dariusza Sołowińskiego, biznesmena z Ciechanowa. Następnie poćwiartował jego ciało, a na koniec je spalił. Przynajmniej tak było to prezentowane w mediach, w tym w relacjach z rozprawy sądowej. Opisywałeś go jako osobę inteligentną, uśmiechniętą, wykształconą, w pełni zdającą sobie sprawę z własnego położenia i możliwości, które być może kiedyś nadejdą…

To była zadziwiająca rozmowa i zadziwiający rozmówca wierzący w swoją niewinność oraz przedstawiający swoją wersję wydarzeń pomimo tego, że akta śledztwa, a także nawet te powszechnie znane materiały medialne wskazują na wiele argumentów, elementów burzących ten obraz niewinności Mariusza Wójcika. On za prawdziwą uznał swoją linię obrony. Miał prawo do takiej relacji, jak każdy z rozmówców. Czy jest ona wiarygodna? Tę ocenę pozostawiam innym – czytelnikom, czy też osobom mogącym dokonać wglądu w akta tego śledztwa. Książkę zamyka Mateusz N., który był sprawcą zabójstwa starszego małżeństwa – Brunona i Anny Pytlików. On też przedstawia swoją wersję wydarzeń. Musiałem jej wysłuchać i spisać w takiej temperaturze i wersji, jaką podawał. Wszelkie moje pytania kontrujące, uszczegóławiające jego wersję zdarzeń były przez niego zbijane jakąś wymyśloną – jedną mniej, jedną bardziej wartościową – historyjką. Opinie te w podobny sposób prezentował jeszcze na salach sądowych, a sąd – tak jak ja – nie dał im wiary.

Trudno ci się było zdystansować, nie oceniać?

Myślę, że nie. Tempo pracy to były dwie-trzy rozmowy dziennie. Nie miałem czasu zastanawiać się i głębiej analizować tych spraw. Spotkań z dożywotnimi wydarzyło się 60. Pierwsza część książki zawiera 24 wywiady, w przygotowaniu jest kolejne opracowanie. W większości tych historii nie pamiętam już w szczegółach. Dat, szczegółów prezentowanych stanowisk moich rozmówców. Napisałem tę książkę i wyparłem ją – trudno byłoby nie zwariować, wracając do okrucieństwa sprawców i tych historii. To karuzela emocji, ogromna różnorodność postaci, zdarzeń, motywacji – co jest siłą tej publikacji.

Mechanizm obronny?

Chyba trochę tak. Nie można żyć taką liczbą spraw tej kategorii. Miałem jeden moment zwątpienia, dość mocny. Przytłoczyło mnie to zło z historii. Musiałem zrobić przerwę.

Czego nauczyłeś się o sobie podczas tych rozmów?

Niestety tego, że zbrodnia jest wszechobecna, że naprawdę coś złego może przytrafić się każdemu z nas, w każdym miejscu i w każdej godzinie. To straszny i prawdziwy wniosek. Do tego dochodzi kwestia obojętności społecznej – większość, widząc sytuację ekstremalną, nie pomoże ci. Pewnym zaskoczeniem jednak dla mnie było to, w jaki sposób ci ludzie, którzy przepracowali sprawstwo, winę i karę, mówią o tym wszystkim, przyznając rację składowi sędziowskiemu, wyjawiając, co doprowadziło ich do tego miejsca, podejmując czasem próby pojednania ze środowiskiem ofiary, opowiadając w sposób bardzo prawdomówny o tym, co czują na dziś i co zmieniło się w ich życiu. Nie wiem, czy mogłoby się im zdarzyć coś gorszego niż dokonanie zabójstwa jednej, dwóch, trzech osób, ale widać, że niektórzy z nich tego czasu nie zmarnowali i pracują nad sobą bardzo mocno. To zupełnie inne osoby niż w momencie popełnienia zbrodni zabójstwa, ale czy na tyle inne, aby dać im szansę ponownego funkcjonowania w społeczeństwie? Tego nie wiem. To decyzja sądu penitencjarnego – niełatwa, a jak pokazuje praktyka w Polsce, wręcz niespotykana.