Aleksandra Cieślik, „Wprost”: Zaczynała pani karierę w samorządzie. Czy dziś, pracując w Sejmie, czuje się pani dalej od lokalnej społeczności?
Małgorzata Gromadzka: Wręcz przeciwnie. Nadal intensywnie pracuję w Biłgoraju, z którym jestem silnie związana. To tutaj spędziłam wiele lat, budując relacje z mieszkańcami. Biuro poselskie i jego filie działają bardzo prężnie – odwiedzają nas samorządowcy, przedsiębiorcy, rolnicy, a także osoby prywatne. Każdy z nich ma swoje sprawy, często trudne i wymagające pomocy. Organizujemy porady prawne, kierujemy wnioski do Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich, piszemy interpelacje, zapytania i pisma. Mało tego – nie ograniczam się tylko do Biłgoraja, ale wspieram gminy, powiaty i samorządowców praktycznie z całego województwa lubelskiego. Staram się być ambasadorką mieszkańców regionu – kimś, kto jest dostępny i skuteczny.
Ta aktywność to po prostu mój obowiązek jako parlamentarzystki. Regularnie odwiedzam poszczególne miejscowości regionu, rozmawiam z ludźmi, konsultuję decyzje podejmowane na poziomie centralnym. To po prostu dialog – mieszkańcy czują, że mają wpływ na poszczególne decyzje czy instytucje, a ja wiem, jakie problemy wymagają jeszcze rozwiązań.
Jakie działania powinno podjąć państwo, by wesprzeć ścianę wschodnią?
Najważniejsze jest bezpieczeństwo – zarówno militarne, jak i cywilne. Mieszkańcy nie czują się dostatecznie chronieni w przypadku zagrożenia kryzysem militarnym. Nie mają informacji, wiedzy, co robić w sytuacjach zagrożenia, brakuje szkoleń, procedur i odpowiedniej komunikacji. Wymaga to jeszcze ogromu pracy i podejmowania wielu działań. Tematy, które najczęściej się pojawiają w rozmowach, to obawy związane z migracją, bezpieczeństwem żywnościowym, a także z możliwą akcesją Ukrainy do Unii Europejskiej. Ludzie chcą konkretów – chcą wiedzieć, że państwo działa na ich rzecz i będą wdrożone konkretne rozwiązania.
Na jednym ze spotkań z kobietami rozmowa zeszła z tematów społecznych na broń jądrową – to pokazuje, jak bardzo kwestia bezpieczeństwa zajmuje ludzi. Wschodnia Polska potrzebuje stabilności, wsparcia i realnej troski ze strony władz.
Polska przeznacza na ochronę zdrowia jeden z najniższych procentów PKB w UE. Jak pani ocenia to w kontekście decyzji rządu o obniżeniu składki zdrowotnej? Z jednej strony słyszymy zapowiedzi zwiększenia finansowania ochrony zdrowia, z drugiej – wpływy zmniejszane są poprzez ulgi dla przedsiębiorców.
Musimy pamiętać, że poprzedni rząd wprowadzał wiele nieprzewidywalnych i szkodliwych zmian, które uderzyły w mały i średni biznes. Przede wszystkim tzw. Polski Ład, który miał być reformą, w praktyce okazał się chaotycznym zestawem przepisów, z którego poprzedni rząd się wycofywał. Przedsiębiorcy – a sama przez wiele lat prowadziłam działalność gospodarczą – często nie wiedzieli, jak się rozliczać. Składka zdrowotna była naliczana w sposób niezrozumiały i niesprawiedliwy – np. od sprzedaży środków trwałych. Zdarzały się przypadki, że ktoś musiał zapłacić setki tysięcy złotych, nie otrzymując nic w zamian – przecież nie miał dzięki temu szybszego czy lepszego dostępu do lekarzy, system był bardzo niesprawiedliwy. To wszystko doprowadziło do rezygnacji z działalności lub rezygnacji z inwestycji przez wiele mikro, małych i średnich firm. Potrzebujemy stabilnego prawa i szacunku do przedsiębiorcy jako fundamentu polskiej gospodarki.
Zwiększenie wpływów budżetowych można osiągnąć nie poprzez nowe daniny, ale przez wspieranie rozwoju biznesu – wtedy więcej firm będzie działać, zatrudniać i płacić podatki, z których można finansować m.in. ochronę zdrowia.
Deregulacje zapowiadane przez Rafała Brzoskę – czy to dobry kierunek?
Zdecydowanie tak, pod warunkiem, że te zmiany nie pozostaną tylko na papierze. Deregulacje to nadzieja dla przedsiębiorców zmęczonych biurokracją. W Polsce każda sprawa wymaga osobnych zaświadczeń, dokumentów, oświadczeń – czasem nawet kilku pieczątek. W Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkałam przez pięć lat, większość rzeczy można załatwić online. Tam państwo ufa obywatelowi – dopiero kiedy złamie prawo, ponosi konsekwencje. U nas często traktowany jest jak potencjalny oszust. Jeśli instytucje miałyby wgląd do danych na temat firmy, przedsiębiorca nie musiałby ganiać po urzędach z kolejnymi papierami. Czasami jest też tak, że instytucje mają dane lub dostęp do nich – ale nie można nawet w ramach jednego urzędu ich uzyskać – bo sprawę prowadzą np. dwa różne wydziały urzędu, które się nie komunikują… Deregulacja to szansa na oszczędność czasu i pieniędzy – i dla przedsiębiorcy, i dla administracji. Takie zmiany są niezbędne, jeśli chcemy mówić o nowoczesnym państwie oraz dostosowaniu rynku pracy do wyzwań w przyszłości.
W mediach głośno o śledztwie „Wirtualnej Polski” na temat sprawy warszawskiego szpitala MSWiA, gdzie operacje robotem miały być uzależnione od wpłat na fundację. Jak to oceniać?
To bardzo niepokojąca sytuacja wymagająca dokładnego wyjaśnienia. Minister Siemoniak podał, że poinformowano o niej CBA. Jeśli rzeczywiście dostęp do lepszych metod leczenia był warunkowany wpłatą na fundację, to jest to nie tylko nieetyczne, ale wręcz nielegalne. Rozumiem, że koszty eksploatacji nowoczesnego sprzętu są wysokie, ale takie sprawy powinny być rozwiązywane systemowo – poprzez porozumienie z NFZ czy odpowiednim ministerstwem. Szpital nie może działać „na telefon”, organizując darowizny w zamian za zabiegi. Profesor, o którym mowa, to uznany specjalista, ale nikt nie stoi ponad zasadami. Nawet dobre intencje nie usprawiedliwiają łamania etyki. Niestety, trzeba uzdrowić system, żeby do takich sytuacji nie dochodziło. Pacjent powinien mieć dostęp do najnowszych metod leczenia, które ograniczają powikłania pooperacyjne – to przecież też powoduje oszczędności w systemie w dłuższej perspektywie.
Mentzen czy Nawrocki. Kto ma większe szanse na drugą turę?
Na Lubelszczyźnie rzeczywiście widać dużo materiałów wyborczych promujących Sławomira Mentzena. Część byłych wyborców PiS zwraca się w jego stronę, nie zaakceptowali Karola Nawrockiego. Jednak popularność to jedno, a realne poparcie – drugie.
Konfederacja pokazuje dziś oblicze, które może być niepokojące – szczególnie w kontekście praw kobiet czy „piątki Mentzena”, która jest kompletnie nierealna i bardzo szkodliwa w przypadku próby wdrożenia tego w życie.
Ich strategia przypomina kampanię Donalda Trumpa – chodzi o chwytliwe hasła, a nie o merytoryczne rozwiązania. Myślę jednak, że większe szanse na drugą turę ma jednak kandydat PiS. Rafał Trzaskowski natomiast konsekwentnie przekonuje do siebie wyborców jako kandydat stabilny, doświadczony, gotowy do zmierzenia się z trudną rzeczywistością – jego kampania nie opiera się na populizmie i sloganach. To kandydat będący gwarancją stabilności.
Lewica próbuje przepchnąć swoje postulaty na koalicyjnym forum, ale raczej z marnym skutkiem. Nie ma zmian w prawie aborcyjnym, a co z Funduszem Kościelnym?
To bardzo ważne kwestie, ale uważam, że kampania wyborcza nie jest odpowiednim momentem na ich procedowanie. Takie tematy wymagają powagi, konsultacji i dobrego przygotowania, a nie partyjnych przepychanek. Nie jestem zwolenniczką licytowania się na postulaty w czasie, gdy głównym celem powinno być przedstawienie obywatelom stabilnej wizji państwa. Po wyborach, z nowym prezydentem, który będzie otwarty na dialog, te sprawy wrócą do debaty publicznej. Ważne, by prezydent nie wetował wszystkiego automatycznie, ale był partnerem w realizowaniu dobrych, potrzebnych i oczekiwanych przez społeczeństwo zmian, zwłaszcza przez osoby, których to realnie dotyczy.
Jako mamę i mieszkankę Lubelszczyzny – co najbardziej przekonuje panią w programie Rafała Trzaskowskiego?
Bezpieczeństwo – to kluczowe. Mam czwórkę dzieci i chcę mieć pewność, że dorastają w kraju, który jest stabilny, bezpieczny i przewidywalny. Rafał Trzaskowski ma ogromne doświadczenie, zarówno samorządowe, jak i międzynarodowe. Potrafi mówić rozsądnie, spokojnie, odpowiedzialnie. Nie działa pod wpływem emocji, nie rzuca pustych haseł. Chce rozmawiać z wszystkimi, mało tego – w kampanii skupia się na własnych rozwiązaniach i programie, a nie na krytyce konkurentów. Mieszkańcy Lubelszczyzny cenią go właśnie za to – za powagę, za kompetencje, za brak kontrowersji, za przygotowanie do roli Prezydenta RP i doświadczenie, które zdobył jako członek rządu, poseł czy prezydent stolicy.
Wierzę, że to kandydat na trudne czasy. Ktoś, kto może być nie tylko prezydentem dużego miasta, ale całego kraju – dyplomatą, liderem, reprezentantem Polski na arenie międzynarodowej.
I właśnie dlatego uważam, że to najlepszy wybór.
Czytaj też:
Lewica chce zlikwidować Fundusz Kościelny. Wiceprezes PSL: „Nic z tego nie wyniknie”Czytaj też:
Aborcja do 14. roku życia i 500 plus na każdą świnię. Grad obietnic na happeningu Stanowskiego