Po kilku tygodniach publicznego hamletyzowania ogłoszono w końcu z ulgą: koncert popierającego aneksję Krymu i rosyjską inwazję na Ukrainę Walerija Giergijewa w pałacu Caserta pod Neapolem został odwołany. W sprawie włoskiego koncertu dyrektora Teatru Bolszoj, uważanego za nadwornego dyrygenta Władimira Putina, interweniowała ponoć sama premier Giorgia Meloni, znana z nieprzejednanej krytyki Kremla.
Moralizatorskie komentarze w sprawie nieudanego powrotu Giergijewa na europejskie sceny brzmią krzepiącą, ale co z tego?
Przecież jednocześnie z teatralnymi gestami pod presją opinii publicznej, kraje takie jak Włochy, ale także Francja, Hiszpania czy Grecja, wydają co roku setki tysięcy wiz dla rosyjskich turystów.
Prowadzone są też kampanie, zachęcające do wakacji w UE Rosjan, uważanych przez branżę hotelarską i turystyczną za wielce pożądanych klientów, tzn. takich, którzy zazwyczaj nie liczą się z kosztami pobytu.
Jak wobec powszechności tego procederu traktować poważnie zablokowanie Giergijewa, z którym już wcześniej zerwały kontakty najważniejsze filharmonie i sceny operowe świata?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
