Surowe kary za ujawnianie tajemnic Polski 2050. Członkowie partii musieli podpisać umowy

Surowe kary za ujawnianie tajemnic Polski 2050. Członkowie partii musieli podpisać umowy

Szymon Hołownia
Szymon Hołownia Źródło:PAP / Marcin Obara
Członkowie partii Polska 2050 otrzymywali do podpisania umowy, które nakładały na nich wysokie kary finansowe za ujawnianie poufnych informacji. Jak wynika z ustaleń TVN24, w umowach pojawiały się kwoty 10, 30 a nawet 100 tys. zł. Rzecznik partii potwierdził, że umowy były, choć zdementował, że pojawiała się w nich ta najwyższa kwota.

Informacje o drakońskich karach, które grożą działaczom partii Polska 2050, ujawnił portal tvn24.pl. Jak czytamy, umowy o poufności podpisało ponad 200 członków ugrupowania Szymona Hołowni, a najczęściej pojawiające się kary to 10 i 30 tys. zł. Miały się jednak zdarzać także kary na poziomie 100 tys. zł. – takie umowy otrzymywać mieli członkowie zarządu krajowego. Jak opisuje tvn24.pl, zgodnie z umowami „ograniczenie dotyczące wykorzystywania informacji” ma „obowiązywać przez czas nieograniczony”.

– Tak, dostawaliśmy takie umowy – potwierdziła w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” jedna z osób, która należała dawniej do Polski 2050. Zaznaczyła też, że odmówiła podpisania dokumentu, co miało ją postawić „poza gronem decyzyjnym w partii”.

Rzecznik Polski 2050 zabiera głos. „Chodziło o zabezpieczenie partii”

Głos w tej sprawie zabrał już lider partii Szymon Hołownia. Jak tłumaczył w rozmowie z tvn24.pl, celem umów było zabezpieczenie organizacji przed „próbami inwigilacji ze strony dużo silniejszej konkurencji”. – Nie uczestniczyłem w pisaniu tych umów – zaznaczał Hołownia, odsyłając do skarbnika partii Jacka Kozłowskiego. – Publikujemy umowy czy sprawozdania. Twierdzenie, że organizacja polityczna nie może ustanawiać wewnętrznych reguł dotyczących zabezpieczenia informacji, jest absurdalne – ocenił Hołownia.

Kozłowski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zdementował, że stosowano umowy z karami na poziomie 100 tys. zł, ale potwierdził, że umowy z niższymi karami były. – Umowy podpisywaliśmy głównie ze względu na ochronę danych osobowych. Chodziło o zabezpieczenie partii przed karami, które mogłyby grozić za złamanie RODO – wyjaśnił. – Umowy podpisywali m.in. członkowie zarządów kół i regionów, bo oni mają dostęp do baz danych członków, do kont bankowych, poprzez które uiszczane są składki – dodawał.

„Konieczny standard” w organizacjach czy przesada?

– Trochę na zapas pojawiło się sformułowanie o karach za przekazywanie „informacji programowych”. Choć kiedy negocjowaliśmy punkty programowe z PSL, to ważne było dla nas, żeby nie ujawniać ich przedwcześnie – stwierdził skarbnik Polski 2050. – Uważamy, że takie umowy to konieczny standard w każdej organizacji, która posiada dane osobowe. Dziwić by się należało, jeśli by takiej umowy nie było – oceniał Kozłowski.

Takiego „koniecznego standardu” nie stosują jednak wszystkie obecne w Sejmie ugrupowania. - Owszem, szkolimy z RODO tych, którzy mają dostęp do danych osobowych. Ale to wszystko, nie spisujemy żadnych umów o poufności – powiedział”GW„ rzecznik Nowej Lewicy Marek Kacprzak. – Szkolenia z RODO tak, umowy o poufności nie – stwierdziła współprzewodnicząca partii Zieloni Urszula Zielińska.

Czytaj też:
KO kusi PSL, aby porzuciło Polskę 2050? Kosiniak-Kamysz: Takie namowy trwają
Czytaj też:
Ostra wymiana zdań na spotkaniu z Hołownią. „Pan jest kretem Rydzyka czy Kaczyńskiego?”