CASA jak SU-22

CASA jak SU-22

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do katastrofy CASY mogło nie dojść, gdyby armia nie zlekceważyła zaleceń komisji badającej wypadek Su-22 w 2003 roku – dowiedziała się "Rzeczpospolita".
Wnioski zawarte w raporcie są zbieżne z tymi, które znalazły się w podobnym dokumencie sporządzonym przez komisję badającą zestrzelenie Su-22 przez wojska obrony przeciwlotniczej w czasie ćwiczenia taktycznego Wojsk Lądowych na poligonie w Wicku Morskim w 2003 r. W tamtym raporcie autorstwa płk. Ryszarda Michałowskiego, który pozostał tajny, napisano, że na lotniskach w Świdwinie i Mirosławcu szwankują procedury oraz konfiguracja urządzeń i przyrządów – twierdzą informatorzy „Rz". Ich zdaniem gdyby armia nie zlekceważyła zaleceń komisji, nie doszłoby do katastrofy CASY.

W wypadku sprzed pięciu lat omal nie zginął gen. Andrzej Andrzejewski, ofiara katastrofy CASY. Wówczas udało mu się w porę katapultować.

Z raportu w sprawie CASY wynika, że załoga do końca nie była świadoma powagi sytuacji, dlatego w porę nie zareagowała. Przy drugim podejściu do lądowania zaczęły się problemy. Załoga wyłączyła autopilota, by łatwiej naprowadzić maszynę na pas startowy. „Od tego czasu zaczęło się stopniowe przechylanie samolotu w lewo, którego pilot nie kontrolował według wskazań przyrządów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że na dziewięć sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią (...) członkowie załogi spojrzeli poza kabinę samolotu, skupiając uwagę wyłącznie na poszukiwaniu podejścia, świateł i drogi startowej" – czytamy w raporcie. W tym czasie nikt nie kontrolował wskaźników.

O przechylaniu maszyny osiem sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią powinna ostrzec sygnalizacja dźwiękowa. Była jednak wyłączona. Dwie sekundy przed tragedią wieża kontroli lotów przekazała załodze ostatnią komendę, która pozostała już bez odpowiedzi.

Zdaniem Tomasza Hypkiego, sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa, przyczyną katastrofy są braki w systemie szkolenia lotników. – Ta katastrofa powinna być ostatnim dzwonkiem, by coś zrobić – mówi.