Chińska potęga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Atrakcyjne widowisko, które nie zrażało zachodniego widza ideologiczną nachalnością - tak ocenia ceremonię otwarcia igrzysk w Pekinie dziennikarz "Rzeczpospolitej"
Jeśli ktoś spodziewał się nachalnej propagandy sukcesu lub ideologicznych manifestacji, to musiał nie znać twórczości autora widowiska Zhanga Yimou i chińskiej rzeczywistości - pisze korespondent "Rzeczpospolitej" z Pekinu.

Widzowie zobaczyli spektakl pełen odniesień do tradycyjnej chińskiej kultury. Nie ma chińskiego święta bez fajerwerków i bez bębnów. Dlatego zaczęło się od sztucznych ogni i dwóch tysięcy ośmiu mężczyzn w stylizowanych strojach, którzy jak jeden mąż wybijali rytm na wielkich podświetlanych bębnach.

Owszem, wysoko nad płytą stadionu pojawiło się w pewnym momencie dwóch fruwających kosmonautów i zespoły folklorystyczne różnych mniejszości narodowych (w tym z Tybetu i Xinjiangu), które jak zwykle przy tego rodzaju okazjach demonstrowały swą radość z przynależności do ChRL. Ale tro wszystko jeśli idzie o propagandę. Poza tym było dużo Konfucjusza, była celebracja chińskich znaków i wynalezionego przez Chińczyków papieru, chińska opera, tai chi, opowieść o Jedwabnym Szlaku, który przez wieki łączył Państwo Środka ze światem zewnętrznym i o admirale Zheng He, który w XV wieku prowadził serię pokojowych wypraw od Azji Południowo-Wschodniej po Afrykę.

Polityka pojawiła się później, kiedy podczas przemarszu reprezentacji Chin, na ekranach pokazano trybunę honorową z członkami politbiura ubranymi w jednakowe czarne garnitury. A gdy nad stadionem zapłonął olimpijski znicz, realizator długo pokazywał rozradowaną twarz Hu Jintao. A potem skończyło się tak, jak się zaczęło: od niesamowitego pokazu sztucznych ogni, które w końcu także wymyślili Chińczycy.