Czy Jemen stanie się nowym Afganistanem?

Czy Jemen stanie się nowym Afganistanem?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Coraz częstsze ataki na obcokrajowców w Jemenie, w opinii zachodnich dyplomatów oznaczają wzrost wpływów Al-Kaidy w tym kraju, podaje serbski dziennik „Borba”.
Jak pisze "Borba” sytuacja w Jemenie pod względem bezpieczeństwa, szczególnie obcokrajowców, staje się coraz gorsza. Jak podaje dziennik prawie dwie trzecie kraju są wyjęte spod kontroli rządu w Sani. Coraz aktywniej działające różnego rodzaju grupy separatystyczne i lokalne plemiona, dość ochoczo porywają zachodnich turystów, aby później móc targować się nimi w negocjacjach z rządem. Rzadko zdarza się również, aby porwane osoby odzyskiwały wolność oraz pozostawiane były przy życiu. W ostatnim czasie znaleziono martwe ciała Niemca i obywatela Południowej Korei. Po tym wydarzeniu rząd jemeński zakazał poruszania się cudzoziemcom po swoim kraju, z wyjątkiem stolicy.

Obecnie jemeński rząd, zdominowany przez sunnitów, prowadzi wojny z rebeliantami (głównie szyitami), znanymi jako Hutija. Działania te są kontynuacją konfliktu z 2004 roku, kiedy siły rządowe zabiły jednego z przywódców Hutiji. Jak podaje „Borba" konflikt pochłonął do tej pory co najmniej kilka tysięcy ofiar, a także porwanych.

Sytuacja w kraju stała się na tyle poważna, że wywołała interwencję ONZ, w postaci misji UNICEF. Wielu analityków zaczyna porównywać sytuację w Jemenie do tej z Darfuru w Sudanie. Jak podaje dziennik, pogarszająca się sytuacja w Jemenie, jest efektem coraz większych wpływów Al.-Kaidy w tym regionie, która pod naciskiem Arabii Saudyjskiej i Iraku zdobyła przyczółki w jemeńskich górach, gdzie rząd z Sana nie ma kontroli.

Według amerykańskich ekspertów ds. terroryzmu, jest na razie mało prawdopodobnie, aby Jemen stał się równie słabym państwem, co np. Somalia. Mimo to jednak podkreśla się, że obecna sytuacja powinna być ostrzeżeniem, gdyż jemeńska gospodarka staje się coraz bardziej zależna od zmniejszonej ilości wydobywanej ropy i stoi przez kryzysem niedoboru wody.

Jak pisze „Borba", Jemen od dawna jest źródłem żołnierzy „dżihadu”, którzy chętnie wyruszali na wojnę z Sowietami w Afganistanie czy też walczyć z Amerykanami w Iraku. Relacje między jemeńskim rządem a Al-Każdą uległy diametralnej zmianie po zamachach terrorystycznych z 11 września. Z obawy przed amerykańską agresją rząd w Sana odmówił wsparcia terrorystycznej organizacji, a w zamian zaproponował współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Efektem tego była pomoc w zabiciu jednego z liderów Al.-Kaidy w 2002 roku, dzięki pozwoleniu na loty bezzałogowych samolotów „Predator”.

Taka postawa jemeńskiego rządu nie pozostała bez odpowiedzi Al.-Kaidy. Jak pisze dziennik, stało się to powodem wzmożonej działalności organizacji w tym kraju, czego jednym z efektów była nieudana próba zamachu na ambasadę USA we wrześniu 2008 roku. Na początku tego roku jeden z jemeńskich przywódców Al.-Kaidy, Nasser Al Vahishi, stwierdził, że Jemen staje się jedną z głównych baz tej organizacji, skąd będzie można prowadzić działania w rejonie całej Zatoki Perskiej.

Jak podkreśla „Borba" ani rząd w Jemenie ani Stany Zjednoczone nie dość poważnie traktują obecną sytuację. Jak podkreślił głównodowodzący amerykańskich sił na Bliskim Wschodzie, gen. David Petraeus, rząd w Sana jest skupiony głownie na walkach z rebeliantami Hutija, problem Al.-Kaidy spycha zaś na dalszy plan. Dziennik dodaje, że z kolei Stany Zjednoczone nie planują na razie wydatnego wsparcia Jemenu, tym bardziej w aspekcie militarnym.

ŁR