Kontrolerzy zrobili wszystko, by ocalić Tu-154M

Kontrolerzy zrobili wszystko, by ocalić Tu-154M

Dodano:   /  Zmieniono: 
Choć na lotnisku w Smoleńsku panował pełny chaos, to jednak kontrolerzy lotów uczynili wszystko, co od nich zależne, aby polski Tu-154M zawczasu otrzymał informacje o aktualnej pogodzie i zdążył odejść na lotnisko zapasowe - ocenia "Nowaja Gazieta".
Niezależne rosyjskie pismo czyni tę konkluzję, komentując stenogram rozmów z wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj, opublikowany przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który badał katastrofę smoleńską. "Nowaja Gazieta" podkreśla, że kontrolerzy "obstawali przy tym, że w Smoleńsku lądować nie można i przeżywali to, że nie mogą zabronić załodze lądowania". "Kontrolerzy z lotniska Siewiernyj uczynili nawet więcej, niż mieli prawo zrobić" - przytacza opinię prezesa Federalnego Związku Zawodowego Kontrolerów Lotów Rosji Siergieja Kowalowa rosyjska gazeta. - Oni mogą tylko informować załogę o złej pogodzie i słabej widoczności; nie powinni dawać komendy odejścia na drugi krąg. Zobaczywszy, że prędkość wertykalna samolotu jest niedopuszczalnie wielka, kontrolerzy trzy razy dali komendę przerwania zniżania. Jednak samolot nie zdołał już jej wykonać - powiedział Kowalow.

"Kowalow tłumaczy, że na lotnisku Siewiernyj nie ma urządzeń komputerowych, informacje lotnicze odbiera się tam po staremu - drogą telegraficzną. Według MAK, z powodu niewystarczającego wyposażenia technicznego kontrolerzy tylko w przybliżeniu znali położenie samolotu nad pasem startów i lądowań" - pisze "Nowaja Gazieta". Pismo dodaje, iż "ze stenogramów wynika, że ze zwierzchnikami kontaktowali się oni przez telefon miejski; że włączony piecyk elektryczny na wieży zakłócał pracę jakichś urządzeń i że szef grupy kontrolerów Nikołaj Krasnokutski uskarżał się, iż pracuje bez dni wolnych". "Na wieżę swobodnie wchodzili postronni, a na kontrolerów naciskali zwierzchnicy" - zauważa "Nowaja Gazieta". Jako przykład przytacza uwagę kierownika lotów Pawła Plusnina: "Kontaktuje się ze mną gławkom; zrugał mnie, że ch...stwem się zajmuję".

Zdaniem pisma, "wygląda na to, że problem nie tkwi w kontrolerach". "Siewiernyj - to na wpół porzucone lotnisko wojskowe, nie dopuszczone do wykonywania lotów międzynarodowych" - konstatuje "Nowaja Gazieta". Podkreśla ona także, iż "upublicznienie rozmów kontrolerów, to przypadek wyjątkowy". "Źródło w Ministerstwie Transportu wyjaśniło, że po zamordowaniu w 2004 roku szwajcarskiego kontrolera przez Witalija Kałojewa w świecie przyjęto niepisaną zasadę nieafiszowania rozmów kontrolerów" - podaje "Nowaja Gazieta".

PAP