Stołeczni restauratorzy, do których dotarł dziennik, różnie ocenili inicjatywę. Szef jednego z dużych lokali wskazuje, że ma w menu i sandacza zapiekanego z grzybami, i faszerowanego karpia i rybną zupę, uchę, z białoruskich ryb. Właścicielka innego lokalu uważa, że karp jest drogi w porównaniu z rybą morską, w wersji faszerowanej - pracochłonny i "dzień karpia" byłby dla jej firmy tylko "dniem pracy i straty". Ankietowani przez gazetę mińszczanie podsuwają jeszcze inne pomysły wspierania krajowych producentów. Proponują, by w restauracjach organizować dni innych dań, tradycyjnych w białoruskiej kuchni: dzień ziemniaka, z którego można przygotować ponad sto dań, dzień blinów, placków ziemniaczanych, czyli draników, czy dzień kaszy. Pojawiła się też propozycja dnia książki w języku białoruskim, zwłaszcza dziecięcej. - Niech te wydania choć raz w tygodniu wystawiają w sklepie na najbardziej widoczne półki i proponują, by je kupić! Przecież mamy niezłe współczesne książki w języku białoruskim, ale z jakiegoś powodu są one tak schowane, że nie od razu je zobaczysz - proponuje tłumaczka Marija.
W niespełna dwumilionowym Mińsku po białorusku w domu mówi niecałych 6 procent mieszkańców. W księgarniach po białorusku dostępna jest głównie klasyka literatury i książki historyczno-krajoznawcze, w pozostałych dziedzinach dominują wydania rosyjskojęzyczne. Również w wersji rosyjskiej znana jest światowa literatura dziecięca.
PAP