Miało być tak: polscy lekarze wybierają pracę na Zachodzie, więc naszych pacjentów leczą specjaliści zza wschodniej granicy. Rzeczywistość jest inna. Polaków w szpitalach brakuje, a Białorusini czy Ukraińcy nie są zainteresowani pracą nawet za kilka tysięcy złotych - czytamy w "Rzeczpospolitej". Starosta Grajewa, miasteczka na pograniczu Warmii i Mazur i Podlaskiego, od roku szuka lekarzy na Białorusi i Ukrainie. W powiecie pracują już od lat medycy z tych krajów. Większość została tu po studiach, założyli rodziny. "Cieszą się bardzo dobrą opinią i zaufaniem pacjentów, dlatego szukamy kolejnych" - mówi starosta Jarosław Augustowski. Oferuje mieszkanie i nawet kilka tysięcy złotych miesięcznie. "Ale nikt się nie zgłosił" - ubolewa. Szpital w Grajewie ma dziewięć oddziałów i 15 przychodni - łącznie 270 łóżek. "W tej chwili brakuje lekarzy w poradniach specjalistycznych i ośrodkach zdrowia. Część lekarzy idzie na emerytury, a że młodzi tu nie przyjeżdżają, nie będzie miał ich kto zastąpić. Za kilka lat będzie tak z pielęgniarkami" - przyznaje dyrektor szpitala Grzegorz Dembski. Lekarz okulista mógłby liczyć w Grajewie na pensję 6 - 7 tys. zł miesięcznie. Gorzej miałby diabetolog, bo kontrakt z NFZ opiewa na 1,8 tys. zł. Starosta liczy, że lekarzy przyciągnąć mogą mieszkania. "W Grajewie i innych gminach mamy ich dostatek" - zachęca. Okazuje się, że jednak, że zachęty nie przyciągają nawet lekarzy z Białorusi i Ukrainy. W Polsce nie mogą otworzyć prywatnej praktyki, a zarobki w publicznych placówkach są prawie takie same jak w ich krajach. Ponadto od wstąpienia Polski do UE przepisy o pracy lekarzy spoza Unii stały się bardziej restrykcyjne - czytamy w tekście "Lekarze ze Wschodu omijają Polskę".
Lekarze ze Wschodu omijają Polskę
Dodano: / Zmieniono: