Zamiast poprawczaka w Niemczech na roboty do Polski

Zamiast poprawczaka w Niemczech na roboty do Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludzie biją się "o Niemca", bo mogą zarobić miesięcznie kilka tysięcy euro. Dużo więcej kasują podejrzane fundacje organizujące wyjazdy. Do rolników północnej i wschodniej Polski trafiają masowo młodzi niemieccy przestępcy "na resocjalizację" - ujawnia "Gazeta Wyborcza" w tekście "Zamiast poprawczaka w Niemczech na roboty do Polski". Miesiąc temu podsuwalską wsią Wiżajny wstrząsnęła wiadomość o gwałcie na 82-letniej kobiecie. Sprawcą jest 15-letni Dominik C. Cztery lata temu trafił na Suwalszczyznę, niemieccy terapeuci nie potrafili wyleczyć go z problemów emocjonalnych. Nie pomogła nawet kuracja w szpitalu psychiatrycznym. Przejawiał też agresję na tle seksualnym. Niemiecki rządowy Urząd ds. Młodzieży (Jugendamt) zdecydował, że Dominika może uratować terapia za granicą. Od 10 lat urząd wysyła do Polski młodych Niemców z problemami. Strona polska młodymi Niemcami się nie interesuje. Ani urzędy centralne, ani lokalne. A jest czym. Dziennikarze "Uwagi" TVN i "Gazety" ustalili, że kilkanaście firm-pośredników zarabia krocie, umieszczając nieletnich Niemców u rolników na Mazurach, Kaszubach i Podlasiu. Jedną z firm jest Dziecięcy Projekt Stankuny (Stankuny to wieś na Suwalszczyźnie). Z właścicielami Dziecięcego Projektu umowy podpisują rolnicy z Mazur i Podlasia. W zamian za miesięczną pensję muszą zapewnić dzieciom pokój i wikt. O wychowaniu w kontraktach nie ma mowy. Fundacja nie weryfikuje nawet znajomości niemieckiego. Wysokość pensji okryta jest tajemnicą. Informatorzy "Gazety Wyborczej" twierdzą, że za jedno dziecko można dostać do 4 tys. euro miesięcznie. Pieniądze pochodzą z Jugendamt, pośrednikiem jest fundacja. Jaką pobiera prowizję? Nie wiadomo. Patrząc na dworek w Stankunach, gdzie mieści się Dziecięcy Projekt, można przypuszczać, że niemałą. To tutaj codziennie na parę godzin przywożone są dzieci "resocjalizowane" w okolicznych wsiach.