Policja podała nowe informacje w sprawie masakry w Vancouver. Poinformowała, że zdarzenie nie miało charakteru ataki terrorystycznego. Sprawcą zdarzenia okazał się chory psychicznie 30-latek znany od dłuższego czasu lokalnej policji.
Okoliczności zdarzenia mrożą krew w żyłach
W sobotni wieczór w Vancouver organizowany był festiwal uliczny Lapu Lapu Day Block Party Vancouver 2025. Podczas radosnego świętowania w tłum zebranych z dużą prędkością wjechał czarny SUV. Policja natychmiast ujęła sprawcę zdarzenia.
Początkowo funkcjonariusze nie wiedzieli, ile ofiar poniosło śmierć w wyniku tragicznego wydarzenia. Po udzieleniu pomocy poszkodowanym i zabezpieczeniu miejsca zdarzenia podano mrożące krew w żyłach statystyki – zmarło 11 osób, a ponad 20 uczestników festiwalu zostało poważnie rannych.
Makabryczne sceny w Vancouver
Do zdarzenia doszło tuż przed końcem festiwalu, gdy ochrona zdecydowała się na usunięcie barierek ochronnych z drogi w celu udrożnienia przejazdu. Naoczni świadkowie informują, że liczba ofiar mogła być jeszcze większa, ponieważ ludzie uciekali w popłochu wzdłuż ulicy pełnej foodtrucków.
To było jak strefa wojenna... Wszędzie na ziemi leżały ciała – powiedział publicznemu nadawcy CBC Kris Pangilinan, dziennikarz, który był na miejscu tragedii.
Wspomniany SUV początkowo nie wzbudzał żadnych podejrzeń i poruszał się w kolumnie innych samochodów w przepisową prędkością. W pewnym momencie miał gwałtownie przyspieszyć, tratując wszystko, co napotkał na swojej drodze.
Motyw działania pozostaje nieznany. Śledztwo w toku
Funkcjonariusze prowadzą śledztwo w sprawie sobotniej masakry. Ustalono, że chory psychicznie 30-latek działał sam. Mężczyzna był znany policji z innych incydentów.
Dla dobra prowadzonego postępowania policja nie udziela informacji na temat motywu działania sprawcy zdarzenia. Funkcjonariusze zapewniają jednak, że zdarzenie nie miało na celu ataku terrorystycznego lub zorganizowanych serii morderstw.
Czytaj też:
Tragedia w Tatrach. Turyści spadli z dużej wysokościCzytaj też:
Tragedia w Krakowie. Wszystko rozegrało się na oczach świadków