Ośrodek został wybudowany w jednym z najmniej przyjaznych człowiekowi miejsc w USA. Położony jest w Everglades – subtropikalnym, podmokłym regionie, który rozciąga się na 20 tysięcy kilometrów kwadratowych.
To teren zamieszkany przez liczne dzikie zwierzęta, w tym aligatory, krokodyle i inwazyjne pytony. Do obozu prowadzi zaledwie jedna droga, a jego położenie nazwano „naturalną barierą”. Władze Florydy podkreślają, że dzięki temu potrzeba minimalnych nakładów na ochronę, co spotkało się z pełnym poparciem Donalda Trumpa.
– Węże są szybkie, ale aligatory groźniejsze. Będziemy ich uczyć, jak uciekać – nigdy w linii prostej, tylko zygzakiem. Wtedy ich szanse na ucieczkę będą większe o jeden procent – żartował były prezydent USA przed wizytą w ośrodku na początku lipca.
Nieludzkie warunki i brak nadzoru
Ośrodek może pomieścić do pięciu tysięcy osób – głównie migrantów, którzy według władz federalnych przebywają na terytorium USA nielegalnie. Już pierwsze relacje osób zatrzymanych i ich rodzin wywołały poruszenie. Zwracają uwagę na podstawowe braki – dostęp do wody, awarie elektryczności i ataki insektów. Poważnym problemem są też kwestie zdrowotne. Jeden z zatrzymanych obywateli Kolumbii zeznał, że przebywa w ośrodku od trzech dni bez dostępu do potrzebnych mu leków.
Skargi napływające z Alligator Alcatraz zmobilizowały lokalne władze. Hrabstwo Miami-Dade, na którego terenie leży ośrodek, wystosowało oficjalne zapytanie do prokuratora generalnego Florydy z prośbą o wyjaśnienia i dostęp do placówki. Władze hrabstwa domagają się także prawa do monitorowania sytuacji wewnątrz obozu, podkreślając brak transparentności i możliwość nadużyć.
Ekspansja polityki zatrzymań
Otwarcie nowego ośrodka zbiegło się w czasie z dynamicznym wzrostem liczby zatrzymań migrantów. Według danych przekazanych przez Biały Dom, w styczniu bieżącego roku zatrzymano 39 tysięcy osób. Do 15 czerwca liczba ta wzrosła do ponad 56 tysięcy. To wzrost o niemal 44 procent w ciągu nieco ponad pięciu miesięcy.
Dla administracji Trumpa, która powróciła do polityki twardej ręki wobec imigracji, to dowód skuteczności działań. Jednak dla obrońców praw człowieka – sygnał pogłębiającego się kryzysu humanitarnego.
– Teren Everglades nie został stworzony z myślą o trzymaniu tam ludzi – ostrzegają aktywiści. – To nie więzienie, to pułapka.
Koszt funkcjonowania ośrodka wynosi około 450 milionów dolarów rocznie. Pomimo wysokich kosztów dostęp do podstawowych usług – wody, opieki medycznej i energii – wciąż nie jest zagwarantowany.
Protesty i głosy sprzeciwu
Jeszcze przed ukończeniem budowy obiektu wokół Alligator Alcatraz rozgorzały protesty. Głos zabrali zarówno działacze organizacji ekologicznych, obrońcy praw człowieka, jak i sami mieszkańcy Florydy. Z jednej strony podnoszono argumenty środowiskowe – przekształcenie terenów podmokłych i ryzyko ingerencji w unikalny ekosystem.
Z drugiej strony pojawiły się poważne zastrzeżenia etyczne: czy przetrzymywanie ludzi w warunkach naturalnego odosobnienia, gdzie życie codzienne utrudniają aligatory i brak cywilizowanej infrastruktury, nie narusza podstawowych praw człowieka?
Władze federalne stoją na stanowisku, że warunki są zgodne z normami, jednak coraz więcej głosów domaga się niezależnego audytu i wizytacji organizacji międzynarodowych.
Czytaj też:
Bąkiewicz chciał uderzyć w polskie służby. Pokazał „nagranie z dostawczakiem”Czytaj też:
Nielegalni migranci próbowali pokonać granicę polsko-białoruską. „Strażnik został ranny”
