Cyfrowa rewolucja

Dodano:   /  Zmieniono: 
To, że dziś Kubańczycy szturmują salony telefonii komórkowej, jest poniekąd zasługą młodych opozycjonistów. Zwalczają oni system za pomocą technologii. W walce nie potrzebują ani bomb ani kałasznikowów. Ich bronią są karty pamięci, aparaty cyfrowe i blogi.
„Gdyby każdy, kto chce, mógł swobodnie podróżować, w powietrzu zabrakłoby miejsca dla samolotów" - mówił w lutym Ricardo Alarcón, przewodniczący kubańskiego Zgromadzenia Narodowego na spotkaniu ze studentami największej w kraju uczelni informatycznej. Studenci chcieli wiedzieć, dlaczego nie wolno im wyjeżdżać za granicę. Nielegalne nagranie z jego wystąpienia obiegło całą Hawanę. Podobnie miesiąc wcześniej, na czarnym rynku krążył filmik z publicznego ogłoszenia zamiaru wprowadzenia podatku od napiwków i pensji osób zatrudnionych w firmach zagranicznych. Kubańczycy na te propozycje zareagowali gwizdami i krzykami.

Kubańska nowa opozycja to 10 tysięcy studentów z największej w kraju uczelni informatycznej. Od kilku miesięcy umożliwiają oni tysiącom Kubańczyków nielegalny dostęp do informacji i wydarzeń ukrywanych przez rządowe media. Ściągają z sieci amerykańskie programy telewizyjne, artykuły, nagrania zawierające krytykę rządu i wprowadzają do obiegu.

Kubańskim władzom przez długi czas udawało się ograniczyć dostęp obywateli do informacji (ograniczono liczbę kafejek internetowych, a ceny w nich wywindowano, likwidowano „nielegalne" anteny satelitarne, zabraniano podróżować). Ale "cyfrowe podziemie" rośnie w siłę. Technologia rozwija się tak szybko, że rząd nie jest w stanie nad tym zapanować.

Widać już pierwsze efekty osłabiania polityki Wielkiego Brata. Raul Castro powoli znosi ograniczenia utrudniające życie mieszkańcom wyspy (mogą oni już m.in. kupować komórki czy nocować w hotelach dla turystów). A to dopiero początek przemian. Kubańczycy doczekali się w końcu swojej bezkrwawej rewolucji – cyfrowej.