Atomowe domino

Dodano:   /  Zmieniono: 
Atomowy program Iranu sprawia, że inne państwa arabskie nie chcą być gorsze i już zapowiadają zainicjowanie własnych projektów. Może to doprowadzić do niebezpiecznego wyścigu.
Na pierwszy rzut oka informacja o atomowych inspiracjach Jordanii nie powinna wzbudzać żadnych emocji. Jordania, która nie jest naftową potęgą, lecz spokojnym państwem rządzonym przez zrównoważonych władców, wyraziła chęć rozpoczęcia własnego programu atomowego, by zaspokoić rosnące apetyty energetyczne. Ponieważ jednak mowa o państwie leżącym na permanentnie niestabilnym i nieprzewidywalnym Bliskim Wschodzie, sytuacja od razu się komplikuje.

Jordańczycy chcieliby pomocy Amerykanów, ale dla Waszyngtonu sytuacja jest problematyczna. Po pierwsze dlatego, że przeciw jest Izrael – będący jedynym atomowym państwem regionu, posiadającym broń jądrową. Izrael obawia się, że jordański program mógłby zostać zinfiltrowany przez mniej przyjazne Tel-Awiwowi kraje, jak choćby Syria, Libia czy Iran. Nic więc dziwnego, że Izrael wywiera presję, by nie przekazywać Jordanii technologii, a Stany Zjednoczone nie chcą, by Jordania sama produkowała swoje paliwo.

Amerykanie mają jednak ograniczone możliwości wpływania na Jordanię. Podobnie jak na Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar i Bahrajn, które od jakiegoś czasu przejawiają wolę zainicjowania własnych programów atomowych. Jako sygnatariusze traktatu NPT mogą produkować energię atomową do celów pokojowych – przy współpracy i kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. W interesie tych państw jest jednak uzyskać aprobatę Waszyngtonu, a nawet Izraela. Pozwoli to uniknąć licznych problemów i międzynarodowych awantur.

Drugim problemem jest możliwość pojawienia się mechanizmu domina. Jeśli Iran i Jordania wejdą w posiadanie zaawansowanych technologii atomowych, inne państwa regionu nie będą chciały być gorsze i zrobią to samo. Stanie się tak, ponieważ wzmocniony bronią atomową Iran mógłby wtedy zachwiać pozycją Waszyngtonu w całym regionie. Istnieje poważne ryzyko, że na zasadzie domina pociągnęłoby to za sobą nuklearyzację innych państw arabskich. Przede wszystkim Arabii Saudyjskiej, która postrzegałaby Iran jako jeszcze większe zagrożenie. Atomowego Iranu obawia się również Egipt, który od dawna uważa siebie za lidera w świecie arabskim. Saudyjczycy w 2004 roku zapowiedzieli rozważenie pozyskania broni atomowej od Chin lub Pakistanu. Zainteresowanie bronią atomową wyraziły również Syria i Algieria.

Nuklearyzacji Bliskiego Wschodu chyba już nie da się uniknąć, trzeba więc przynajmniej zminimalizować wynikające z tego szkody. Jeśli już jakieś arabskie państwo chce posiąść tajemnicę broni atomowej, niech będzie to Jordania. Amerykanie powinni wtedy spróbować uczynić z Jordanii pozytywny symbol i dowód, że atom może służyć pokojowi. Ale co zrobić jeśli inne państwa, takie jak dyktatorski i zagrożonym islamizmem Egipt, również będą chciały amerykańskiej pomocy?