Wybory w Afganistanie będą prawdziwym testem

Wybory w Afganistanie będą prawdziwym testem

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Afganistanie odbędą się w sobotę wybory do Zgromadzenia Narodowego (Wolesi Dżirga), niższej izby parlamentu, uważane za test stabilności władzy w kraju. Na drugie od obalenia w 2001 roku reżimu talibów wybory parlamentarne Zachód wyda około 150 mln dolarów.
By zapobiec podziałom etnicznym w procesie wyborczym nie uczestniczą partie polityczne, a poszczególni kandydaci ubiegają się o mandaty indywidualnie. W sumie o 249 miejsc rywalizować będzie 2447 kandydatów, w tym 386 kobiet.

Liczba miejsc w poszczególnych okręgach różni się w zależności od liczby mieszkańców. Największy jest okręg kabulski zamieszkany przez 3 mln ludzi, na który przypadają 33 miejsca, w tym dziewięć zarezerwowanych dla kobiet. W samej stolicy kraju zarejestrowanych jest 664 kandydatów.

Afgańska konstytucja z 2004 roku zapewnia, że jedną czwarta miejsc w niższej izbie parlamentu przypada kobietom. W wyborach w 2005 roku zdobyły one 28 proc. mandatów. Niezależna Komisja Wyborcza prowadzi kampanię, by zachęcić kobiety do startowania w wyborach, wciąż jednak stanowią one jedynie 16 proc. kandydatów. W konserwatywnym muzułmańskim społeczeństwie kobiety ubiegające się o mandat deputowanego są szczególnie narażone na niebezpieczeństwo.

Zgodnie z ordynacją wyborczą o miejsce w parlamencie nie mogą walczyć urzędnicy państwowi, a kandydaci przed rejestracją muszą zebrać 1000 podpisów poparcia. Zgromadzenie Narodowe Afganistanu uchwala projekty ustaw zaproponowane przez rząd, na którego czele stoi prezydent. W parlamencie jest też izba wyższa, składająca się z osób nominowanych przez prezydenta oraz pochodzących z poszczególnych prowincji, ale faktyczny wpływ na decyzje w państwie ma Wolesi Dżirga.

Jej władza w porównaniu z prezydencką jest jednak niewielka, choć parlamentarzyści coraz częściej próbują korzystać ze swoich uprawnień i ostatnio zablokowali niektóre ministerialne nominacje prezydenta Hamida Karzaja.

Jedną z głównych obaw związanych z wyborami jest bezpieczeństwo. Niezależna Komisja Wyborcza poinformowała, że co najmniej 1019 spośród 6835 lokali wyborczych w kraju, czyli około 15 proc., nie zostanie otwartych, ponieważ nie można w nich zagwarantować bezpieczeństwa. Znajdują się one zwłaszcza na południu i wschodzie kraju, gdzie aktywni są talibowie.

Talibscy rebelianci próbowali z niewielkim powodzeniem zakłócić zarówno wybory parlamentarne w 2005 roku jak i prezydenckie w 2009. Również tym razem grożą, że przeprowadzą ataki na siły międzynarodowe i afgańskie.

Dotychczas w całym Afganistanie zamordowano co najmniej czterech kandydatów na deputowanych. Zabitych lub rannych zostało również kilkudziesięciu pracowników ich sztabów wyborczych. Wielu kandydatów, zwłaszcza w regionach pasztuńskich, skarży się, że nie mogli prowadzić kampanii ze względu na zagrożenie ze strony talibów.

Również zapowiedzi amerykańskiego pastora Terry'ego Jonesa, który groził, że w rocznicę zamachów w USA z 11 wrześnie 2001 roku spali Koran, mogą pogorszyć sytuację, gdyż doprowadziły do gwałtownych protestów. Liczba cywilów i wojskowych zabitych w Afganistanie jest obecnie rekordowo wysoka. Jeśli afgańskiemu rządowi nie uda się zapewnić bezpieczeństwa w czasie wyborów, postawi to pod znakiem zapytania plany prezydenta Karzaja, by siły afgańskie przejęły odpowiedzialność za kraj do 2014 roku.

Zagraniczni obserwatorzy obawiają się również oszustw wyborczych, gdyż podczas wyborów prezydenckich w ubiegłym roku Komisja ds. Skarg Wyborczych odrzuciła jedną trzecią głosów oddanych na Karzaja, uznając je za sfałszowane.

Obawy budzą też nadużycia ze strony obecnych władz. Komisja ds. Skarg Wyborczych wezwała rząd, by powstrzymał "pewnych wysoko postawionych urzędników" od wykorzystywania swoich wpływów na korzyść niektórych kandydatów do Zgromadzenia Narodowego.

Mimo że kandydaci w wyborach startują indywidualnie afgańskie społeczeństwo jest podzielone według kryteriów etnicznych i w parlamencie tworzą się bloki, na których czele stoją regionalni politycy i watażkowie. Były minister spraw zagranicznych Abdullah Abdullah, który przegrał z Karzajem w drugiej turze wyborów prezydenckich, zarzucił mu ostatnio, że wykorzystuje swoich sojuszników, by finansować kampanie lojalnych wobec szefa państwa kandydatów.

Karzaj, który jest Pasztunem, reprezentuje największą grupę etniczną w kraju. Abdullah z kolei postrzegany jest jako rzecznik interesów drugiej największej grupy - Tadżyków. Inne ugrupowanie w parlamencie reprezentuje Uzbeków, na których czele stoi były dowódca partyzantów Abdul Raszid Dostum. Wielu Afgańczyków mówi, że bardziej mają dość powszechnej korupcji niż ataków talibskich rebeliantów. Skarżą się, że parlament, mający w założeniach kontrolować działania rządu, składa się głównie z watażków, którzy korzystają z mandatów wyłącznie do realizacji własnych interesów.

Korupcja jest również jednym z głównych zmartwień w Waszyngtonie i może wpłynąć na ocenę strategii działań w Afganistanie, którą w grudniu przedstawi prezydent USA Barack Obama.

Wstępne wyniki afgańskich wyborów będą znane najprawdopodobniej dopiero po 8 października, a ostateczne po 30 października. Oba terminy mogą ulec zmianie, jeśli wniesionych zostanie dużo skarg wyborczych.

pap, ps