Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton powiedziała, że USA są przekonane, iż Nowy Jork, gdzie ONZ ma swą siedzibę, nie jest właściwym miejscem do rozwiązywania trwającego od lat konfliktu między Izraelczykami a Palestyńczykami. Premier Autonomii Palestyńskiej Salam Fajed przyznał, że starania w ONZ o uznanie państwa palestyńskiego nie muszą zostać uwieńczone powstaniem tego państwa, niemniej pomagają Palestyńczykom wysuwającym żądanie, by podstawą do wytyczenia kształtu przyszłego państwa były granice z roku 1967. W 1967 roku Izrael zajął Strefę Gazy, Zachodni Brzeg Jordanu i Wschodnią Jerozolimę - ziemie, na których Palestyńczycy chcieli założyć niepodległe państwo. W 2005 roku Izrael wycofał się ze Strefy, którą objął ścisłą blokadą. - Takie uznanie będzie politycznym i prawnym naciskiem na Izrael, by wycofał swe siły z ziem innego państwa, które jest uznane przez organizację międzynarodową w granicach z roku 1967 - powiedział minister Malki. Szef dyplomacji dodał, że władze Autonomii Palestyńskiej pracują nad zdobyciem poparcia jak największej liczby krajów uznających państwo palestyńskie do września, gdy ma dojść do głosowania w tej sprawie w ONZ. Palestyńczycy mają najpierw zabiegać o poparcie Rady Bezpieczeństwa, gdy jednak to się nie uda, zwrócą się do Zgromadzenia Ogólnego.
Przedstawiciele Izraela uważają, że deklaracje uznające państwo palestyńskie są pozbawione znaczenia i nie sprzyjają procesowi pokojowemu. Fala deklaracji uznania Palestyny zaniepokoiła Izrael i wywołała dezaprobatę USA. Według obu tych państw "wszelkie jednostronne działanie wywołuje skutek odwrotny do zamierzonego".PAP, arb