Czy Islamabad pogodzi się z Waszyngtonem? Prezydent Pakistanu na szczycie NATO

Czy Islamabad pogodzi się z Waszyngtonem? Prezydent Pakistanu na szczycie NATO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czasy, gdy pakistańczycy czuli sympatię do USA, należą do przeszłości (fot. EPA/MK CHUADHARY/PAP)
Choć przywódcy NATO w ostatniej chwili zaprosili pakistańskiego prezydenta na swoją naradę w Chicago, Islamabad wciąż nie otworzył zamkniętego od ponad pół roku najważniejszego szlaku zaopatrzeniowego dla zachodnich wojsk w Afganistanie.

Zaproszenie prezydenta Asifa Alego Zardariego do Chicago miało zakończyć trwającą od miesięcy zimną wojnę między Ameryką i Pakistanem, jej najważniejszym sojusznikiem w afgańskiej wojnie. Od początku inwazji na Afganistan pakistańskie drogi były najważniejszym, najkrótszym i najtańszym szlakiem zaopatrzeniowym dla  zachodnich wojsk, posłanych na afgańską wojnę. W miarę jednak jej trwania stosunki między sojusznikami coraz bardziej się pogarszały. Amerykanie ścigając afgańskich partyzantów, bezceremonialnie naruszali pakistańską przestrzeń powietrzną i granice lądowe oraz  bombardowali przygraniczne wioski z samolotów bezzałogowych. Oskarżali też pakistańskich wojskowych o sekretne wspieranie afgańskich talibów.

Pakistańczycy mówią: dość!

Pakistan zarzucał Amerykanom, że wywołali wojnę w Afganistanie, która w postaci fali terroryzmu przelała się na pakistańską stronę. Zdaniem Islamabadu Amerykanie nie liczą się z jego interesami, nie uprzedzają o  swych operacjach, nawet jeśli chodzi o terytorium Pakistanu, i chcą go  wykluczyć z rozmów pokojowych z partyzantami. W maju 2011 r. Amerykanie rozjuszyli pakistańskich generałów, gdy ich komandosi wylądowali w miasteczku Abbottabad pod Islamabadem i zabili przywódcę Al-Kaidy Osamę ben Ladena, który ukrywał się w domu blisko wojskowych koszar. Gdy w listopadzie w wyniku kolejnego powietrznego rajdu na pograniczu Amerykanie ostrzelali przez pomyłkę dwa pakistańskie posterunki graniczne, zabijając ponad 20 żołnierzy, Islamabad zamknął granicę z  Afganistanem oraz kazał zatrzymać transporty z zaopatrzeniem dla  zachodnich wojsk.

Rosnąca nieufność między Waszyngtonem i Islamabadem sprawiła, że  Zachód coraz bardziej zmniejszał liczebność transportów przez Pakistan i  stawiał na dostawy od północy przez Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgizję i  Rosję. Dziś północnym szlakiem wędruje jedna trzecia całego zaopatrzenia, a kolejna jedna trzecia dostarczana jest samolotami. Szlak północy jest jednak znacznie dłuższy i kilka razy kosztowniejszy niż pakistański. Co więcej szlakiem północnym Amerykanie i  ich zachodni sojusznicy nie mogą transportować broni do ani z  Afganistanu.

"Przeproście albo zapłaćcie"

Dowódca amerykańskich wojsk logistycznych gen. William Fraser przygotowujący gigantyczną operację wycofania z Afganistanu w ciągu najbliższych dwóch lat ponad 100 tys. żołnierzy i sprzętu bojowego zgromadzonego od 2001 r., ostrzegł w lutym w Senacie, że bez otwarcia pakistańskich szlaków nie upora się z tym zadaniem do 2014 r. W zamian za otwarcie szlaków dla zachodnich karawan przez swoje terytorium Pakistan domaga się przeprosin od amerykańskiego prezydenta za śmierć pakistańskich żołnierzy w listopadzie, ale przede wszystkim astronomicznego myta za przejazd przez beludżystańskie pustynie i  przełęcz Chajberską do portu w Karaczi. Na przeprosiny, w czasie kampanii wyborczej w USA, Pakistańczycy nie mają co liczyć. Liczą więc na  pieniądze. Według Reutersa Pakistańczycy domagają się od Amerykanów prawie miliona dolarów dziennego myta, a także odmrożenia miliardów dolarów pomocy wojskowej, wstrzymanej z powodu podejrzeń, że pakistańscy wojskowi pomagają afgańskiej partyzantce.

Znawcy regionu uważają, że Pakistan wcześniej czy później musi otworzyć dla Zachodu szlaki transportowe. Inaczej narazi się na  międzynarodową izolację i zostanie odsunięty od decyzji dotyczących przyszłości Afganistanu. Straci też zachodnie pieniądze, na co nie może sobie pozwolić. Pakistańczycy wiedzą jednak, że bez nich Zachodowi nie uda się nie  tylko wygrać afgańskiej wojny, ale nawet wycofać się z niej z godnością i  bez dodatkowych kosztów. Amerykanie doskonale to rozumieją, choć trudno opanować im  wściekłość, że muszą liczyć się z humorami Islamabadu, któremu po 2001 r. podarowali ponad 20 mld dolarów.

PAP, arb