Tymczasem trwają protesty przeciw jego rządom, paraliżujące gospodarkę, szczególnie zaś kluczowy dla kraju przemysł naftowy. Wenezuela jest piątym na świecie eksporterem ropy naftowej. W sobotę w demonstracji w Caracas uczestniczyło ponad pół miliona ludzi, domagając się jego ustąpienia. W centrum Caracas w niedzielę wieczorem policja użyła gazu łzawiącego, aby rozdzielić walczących ze sobą zwolenników i przeciwników Chaveza. Nie ma jednak informacji o ofiarach.
Protesty nastąpiły, kiedy Stany Zjednoczone, a za nimi także inne kraje, wezwały Chaveza do przeprowadzenia przedterminowych wyborów.
Niedzielne zajęcie tankowca "Pilin Leon" było kolejną próbą władz mającą na celu odzyskanie kontroli nad statkami i rafineriami, które uczestniczą w strajku, co sparaliżowało przemysł naftowy. Żołnierze przetransportowali na "Pilin Leon" nową załogę, w tym także cudzoziemców, aby zastąpiła strajkujących. Tankowiec przewozi ropę na rynek wewnętrzny.
W wygłoszonym w niedzielę przemówieniu Chavez potępił strajk generalny, za pomocą którego opozycja chce go zmusić do ustąpienia, określając strajk jako działanie "zdradzieckiej, niepatriotycznej piątej kolumny" powiązanej z zagranicznymi interesami.
W strajku uczestniczą m.in. dyrektorzy państwowych firm naftowych, szefowie rafinerii i kapitanowie tankowców, co zmniejszyło produkcję ropy do około jednej trzeciej i praktycznie wstrzymało eksport ropy, w tym do USA, które są największym zagranicznym odbiorcą wenezuelskiej ropy.
"Nie zamierzam ustąpić z powodu nacisku ze strony menedżerów naftowych, organizatorów przewrotu, faszystów, biznesmenów czy mediów - powiedział Chavez podczas cotygodniowego programu radiowo- telewizyjnego +Hello President+. - Mój los jest w rękach Chrystusa, Pana Wenezueli. On jest moim naczelnym dowódcą".
Przeciwnicy Chaveza zarzucają mu, że swoją polityką doprowadza gospodarkę do upadku i prowadzi kraj w kierunku ustroju panującego na Kubie.
em, pap