Amerykanie odpowiedzieli na atak ogniem. Ranni Irakijczycy zostali umieszczeni w amerykańskim wojskowym szpitalu.
Sprawa Irakijczyków, padających ofiarą ataków, wymierzonych w amerykańskich żołnierzy, stała się powodem nowego konfliktu w Faludży - tradycyjnie sunnickim i prosaddamowskim mieście na zachód od Bagdadu, w którym niemal nieustannie dochodzi do antyamerykańskich wystąpień.
Grupa irackich policjantów w czwartek wieczorem dała tu Amerykanom 48 godzin na opuszczenie posterunku policyjnego. Ultimatum zostało przedstawione przez kilkudziesięciu policjantów, którzy w czwartek wkroczyli do kwatery wojsk amerykańskich, ubrani w wydane im wcześniej przez Amerykanów nowe policyjne mundury. Zażądano by siły USA znalazły sobie nowe lokum, argumentując iż w krzyżowym ogniu pomiędzy partyzantami irackimi a żołnierzami USA ginie coraz więcej Irakijczyków, w tym także - nowych policjantów.
Rzecznik armii USA nie skomentował tej informacji, podanej przez agencję Associated Press z Bagdadu.
Do poważnych starć doszło w nocy w Ramadi, mieście położonym około stu kilometrów na zachód od Bagdadu - podała katarska stacja telewizyjna Al- Dżazira.
W kilku punktach miasta niemal przez całą noc trwała wymiana ognia. Napastnicy, atakujący m.in. kwaterę sił USA w jednym z dawnych pałaców Saddama Husajna w Ramadi, użyli pocisków moździerzowych. Amerykanie odpowiedzieli ogniem, wysłano śmigłowce, które ostrzelały stanowiska atakujących pociskami rakietowymi - twierdzi katarska telewizja.
Rzecznik sil amerykańskich nie potwierdził dotąd tej informacji.
em, pap