W szkole jak na froncie (aktl.)

W szkole jak na froncie (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeden uczeń nie żyje, a drugi jest w stanie krytycznym - obaj to ofiary nastolatka, który w środę otworzył ogień w szkole średniej Rocori w Cold Springs w amerykańskim stanie Minnesota.
Nie wiadomo, co kierowało piętnastolatkiem. Tuż po zajściu został obezwładniony i przekazany policji. Postrzeleni uczniowie trafili do szpitala. Jeden z nich, trafiony kulą w szyję, wkrótce zmarł. Drugi, z ranami klatki piersiowej i głowy, walczy o życie.

Gdy policja przyjechała do szkoły, panował tam chaos. Uczniowie krzyczeli i płakali. Nauczyciele z trudem opanowali panikę i  odesłali wszystkich do domów. Poruszenie było tym większe, że co jakiś czas w amerykańskich szkołach dochodzi do podobnych tragicznych wypadków, ale nigdy - w Minnesocie.

Do szkoły Ricori chodzi około 800 uczniów.

Według relacji świadków, cieszący się powszechnym szacunkiem nauczyciel wf., Mark Johnson, zachował zimną krew i spokojnym głosem zażądał od piętnastolatka oddania broni. Uczeń uległ perswazji pedagoga. Potem zamknięto go i pilnowano w jednym z  pomieszczeń, aż do przyjazdu policji.

Johnson odmówił wywiadu dla Associated Press. Powiedział tylko, że nie uważa swojego czynu za heroizm. "Po prostu miałem szczęście, że udało mi się zabrać mu broń" - dodał.

Liczące 3 tys. mieszkańców miasteczko Cold Sprong jest wstrząśnięte. "Gdy zdarza się coś takiego, to nikt nie pozostaje obojętny. To wielka tragedia. Wszyscy próbujemy zrozumieć, dlaczego to się stało" - powiedział miejscowy szeryf John Sanner. Setki osób przyszły w środę wieczorem na nabożeństwo żałobne do  miejscowego kościoła katolickiego.

rp, pap