Jak twierdzi agencja AFP, służby naziemne lotniska w Brukseli otrzymały polecenie przygotowania do startu samolotów delegacji rządowych.
Kilka godzin wcześniej zdawało się, że kompromis jest możliwy. "Polska i Hiszpania okazały się otwarte na rozważenie innych możliwości niż Nicea, która daje im duże przywileje" - mówił premier Włoch w przerwie dwustronnych spotkań z innymi przywódcami, które miały doprowadzić do uzgodnienia przyszłej unijnej konstytucji. Apelował przy tym, by nie obarczać odpowiedzialnością za ewentualny brak porozumienia wyłącznie Hiszpanii i Polski, ponieważ różnym kompromisowym rozwiązaniom sprzeciwiają się także inne kraje. Miał na myśli - jak twierdzą unijni dyplomaci - przede wszystkim kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, który obstaje przy przejściu w 2009 roku na nowy system głosowania w Radzie UE, dający znaczną przewagę jego krajowi.
"Nie chciałbym, by próbowano zrzucać odpowiedzialność za brak porozumienia wyłącznie na Polskę i Hiszpanię. Te dwa kraje mają prawomocne interesy, których bronią, jak robiłby to każdy na ich miejscu" - oświadczył premier Włoch.
Po obiedzie na plenarnej sesji szczytu miał on przedstawić trzy propozycje kompromisu, - jak powiedział - wszystkie "bardzo rozsądne i lepsze" od "czystej" Nicei i od "czystej" propozycji Konwentu Europejskiego. "A potem zobaczymy, czy wszystkie kraje będą w stanie przezwyciężyć interesy narodowe" - powiedział.
Wypowiedź Berlusconiego wkrótce jednak zdementował rzecznik polskiego rządu Marcin Kaszuba, mówiąc, że to, iż Polska miałaby być otwarta na nowe propozycje, to nieporozumienie. Polska stara się przekonać partnerów do tzw. klauzuli rendez-vous, czyli odłożenia decyzji o zmianie metody głosowania, ale to jak powiedział - nie znajduje zrozumienia. Towarzyszący premierowi Leszkowi Millerowi na szczycie w Brukseli, minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz, jeszcze przed wypowiedzią Berlusconiego apelował, żeby "dać szansę Nicei", nim podejmie się decyzje o ewentualnym poprawieniu tego systemu. Po nocnej rundzie dwustronnych konsultacji Silvio Berlusconiego z przywódcami państw - w tym z kanclerzem Niemiec, prezydentem Francji, premierami Wielkiej Brytanii i Hiszpanii oraz polskim premierem Leszkiem Millerem, włoscy dyplomaci mówili, że żaden z wariantów kompromisu w sprawie systemu głosowania w Radzie UE nie zyskał poparcia zdecydowanej większości państw. Premier Berlusconi skłaniał się do tego, żeby doprowadzić do kompromisu co do pozostałych zapisów przyszłej unijnej konstytucji, zaś negocjacje nad systemem głosowania w Radzie UE przekazać Irlandii, która przejmuje unijną prezydencję 1 stycznia 2004. Na takie połowiczne rozwiązanie nie chciał się jednak zgodzić się "jeden duży kraj", według włoskich dyplomatów Niemcy, które chcą mieć porozumienie w sprawie wszystkich zapisów konstytucji albo nie mieć żadnego.
W toku wieczornego spotkania z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, Berlusconi miał zaproponować mu utrzymanie ustaleń z Nicei przy jednoczesnym zwiększeniu przypadających na Niemcy głosów z 29 do 33 lub 34 głosów. Polska i Hiszpania nadal miałyby mieć po 27 głosów. Schroeder jednak miał odrzucić taką propozycję, nie zgadzając się także na odłożenie decyzji w sprawie unijnej konstytucji. Sprawiał jednak wrażenie, że mógłby "elastyczniej" podejść do kwestii progu 60-procent ludności UE przy podejmowaniu kluczowych decyzji w Unii (w proponowanym przez Konwent systemie podwójnej większości) - pisała agencja Reutera.
Projekt konstytucji, sporządzony przez Konwent Europejski i popierany przez Niemcy i Francję, przewiduje że do decyzji potrzebna jest zwykła większość państw (ponad połowa) reprezentujących co najmniej 60 proc. ludności Unii. Siła głosu każdego państwa byłaby w tym systemie ściśle zależna od ich liczby ludności. Popierany przez Polskę i Hiszpanię system nicejski dawał tym państwom liczbę głosów niemal równą dużym państwom takim jak Niemcy i Francja. W nowym systemie byłaby ona o połowę mniejsza.
em, pap
Czytaj też: Co dalej z unijną konstytucją?