Pontonem za chlebem

Pontonem za chlebem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co najmniej 21 ciał znaleziono na łodzi motorowej z nielegalnymi albańskimi emigrantami, która dryfowała na Morzu Adriatyckim - poinformował rzecznik biura NATO w  Tiranie ppłk Antonio Passara.
Wśród zmarłych z zimna na pontonie jest 18 mężczyzn i trzy kobiety. Podróż przeżyło 11 pasażerów. Uratowani, wszyscy w wieku 20-30 lat, zostali przewiezieni do albańskiego szpitala we Vlorze. Policja aresztowała dwóch z nich, pilotów, pod zarzutem zorganizowania nielegalnej próby przerzutu do Włoch.

Nadmuchiwana łódź o długości 12 metrów wypłynęła w piątek z  Półwyspu Karaburun koło Vlory mimo wysokich, pięciometrowych fal na morzu. Niedaleko wyspy Sazan, 10 km od Vlory, wywróciła się. Alarm podniósł jeden z pasażerów około godz. 20.00. Zadzwonił z  telefonu komórkowego na policję i do albańskiego radia Top, by  prosić o ratunek.

Władze albańskie niezwłocznie zwróciły się o pomoc do Włoch i  NATO, gdyż Albania nie dysponuje jednostkami, zdolnymi prowadzić akcję ratowniczą na tak wzburzonym morzu. Łódź odnaleziono w  sobotę rano.

W akcji ratowniczej uczestniczyła albańska policja i wojsko, śmigłowce NATO i włoska straż przybrzeżna, której jednostka stacjonuje w albańskim porcie Durres, skąd patroluje wody terytorialne Albanii, by powstrzymać nielegalną emigrację przez Adriatyk.

"Nadmuchiwana łódź była pełna wody. Ci wszyscy ludzie na  pokładzie i zła pogoda spowodowały wypadek" - powiedział rzecznik włoskiej straży przybrzeżnej Ferdinando Lolli. Rzecznik albańskiego MSW Florjon Serjani wyjaśnił, że eksplodował motor w przeładowanym pontonie. Niektórzy pasażerowie doznali poparzeń.

"Dookoła była woda, ale utrzymywaliśmy się na powierzchni, bo  nogi mieliśmy w gumowym pontonie. W łodzi było pełno wody i  wszyscy odczuwaliśmy panikę. Ci, co mieli telefony komórkowe, zaczęli dzwonić do krewnych i na policję" - opowiadał jeden z  uratowanych pasażerów Avni Cakaj.

Ratownicy poszukiwali też drugiej łodzi z emigrantami, o której mówiono w telefonach do telewizji. Musieli przerwać akcję w sobotę wieczorem z powodu pogarszającej się pogody. Nie ma jednak pewności, czy druga łódź w ogóle istnieje. Uratowani nie potrafili tego potwierdzić.

Niedoszli emigranci pochodzili z północy Albanii, z okolic Szkodry, Malesi i Madhe, najbiedniejszego regionu kraju. Z relacji uratowanych wynika, że za tę tragicznie zakończoną podróż każdy z pasażerów zapłacił 1800 euro.

Policja aresztowała czterech wysokich rangą funkcjonariuszy MSW podejrzewanych o udział w organizacji tego przerzutu. Okazało się, że jeden z pilotów łodzi jest synem szefa policyjnego wydziału antyterrorystycznego w Szkodrze i  bliskim kuzynem komendanta drogówki we Vlorze. Obaj funkcjonariusze zostali zawieszeni, trwa ich sprawdzanie.

"Wydarzenie to pokazuje, że elementy przestępcze próbują odbudować handel ludźmi we współpracy ze strukturami państwowymi" - ocenił w wypowiedzi dla telewizji albański minister bez teki Marko Ballo. W sierpniu 2002 r. władze albańskie ogłosiły, że udało im się rozbić przestępcze siatki zajmujące się na dużą skalę nielegalnym przerzutem emigrantów przez Cieśninę Otranto do Włoch.

Podróż, która w normalnych warunkach zajmuje około 3 godzin, często kończyła się nieszczęściem dla pasażerów przeładowanych łodzi czy rozpadających się, wiekowych kutrów. Często wykorzystuje się w tym celu pontony i łodzie motorowe.

em, pap