Nie przepadam za określeniem „nowoczesne”, bo doświadczenie uczy, że wszystko, co stare, kiedyś znów będzie nowe, ale skoro prostota, funkcjonalność i lepsza prezentacja treści ma oznaczać nowoczesność, to niech i tak będzie. „Wprost” ze swoją tradycją sięgającą trudnych czasów burzy i naporu początku lat 80. wielokrotnie zmieniał swój wygląd, ale co pozostaje niezmienne, to krytyczne spojrzenie na rzeczywistość i zachodzące wokół nas zmiany. Nasze konserwatywno-liberalne przekonania pozostaną równie czytelne, niezależnie od rodzaju czcionki i graficznych rozwiązań. Pozostaniemy wsparciem dla wszelkich sił wolnościowych, a w szczególności tych gwarantujących wolność gospodarczą. Bez niej nie byłoby pieniędzy na finansowanie wolnego słowa czy ochrony swobód obywatelskich. Tym bardziej pozostaniemy bezlitośni dla wszelkiej maści hipokryzji. Tej po lewej stronie, która pod hasłami równości chce krępować przedsiębiorczość, a mówiąc o praworządności, uzurpuje sobie prawo do wydawania sądów ponad głowami całego narodu. Tej po prawej stronie, która pod konserwatywną retoryką forsuje państwowy interwencjonizm, a w szczególności tej, która ze sztandarami narodowymi w ręku głosi hasła nienawiści stojące w jawnej sprzeczności z wartościami wolnościowymi i budową silnej państwowości. W tym numerze sporo piszemy, razem z Mariuszem Staniszewskim, o fałszywej narracji i ideach, które z natury rzeczy nigdy się nie ziszczają i ziścić się nie mogą, bo w innym razie odetną ideowców od pieniędzy. Gdyby tak na czele ostatniego majowego pochodu, zgodnie z głoszonymi proeuropejskimi wartościami, zamiast Schetyny i Petru maszerował Jarosław Kaczyński, to jak długo tłum skandowałby w obronie niezagrożonego miejsca Polski w Europie? Ilu z was potem wrzucałoby na KOD-owską tacę i fundowało misję Kijowskiego do Brukseli? No ilu, ale tak z ręką na sercu, ilu?
Tak samo jak nikt nie łożyłby na Zielonych, gdyby zmiany klimatyczne okazały się dziełem natury, a nie człowieka. A lewica jeszcze szybciej traciłaby wpływy, gdyby rozpiętości społeczne kurczyły się wszędzie tak szybko jak w Polsce. Dopiero mielibyśmy klops. Z dnia na dzień szlag by trafił unijne granty, posady rzeczników, fundacje, składki społeczne, konferencje w uroczych zakątkach świata, biura, samochody, sekretarki, słowem wszystko, co jest niezbędne do obniżenia o jeden stopień temperatury ziemi czy włożenia biednym ludziom kawałka mięsa do garnka. Każda oznaka poprawy stanowi zagrożenie. Zawodowi ekohisterycy, którzy w miarę jak pojawiają się sprzeczne dane o zmianach klimatycznych, żądają skarżenia z urzędu każdego, kto kwestionujeocieplenie. A pamiętają Państwo, jaka była pierwsza reakcja na program 500 plus? Chwilami można było odnieść wrażenie, że 38 mln Polaków to w połowie tłuści bogacze pragnący wydać te 500 zł na nowe cygaro, a w połowie rodziny patologiczne, które natychmiast wszystko przepiją. A co to się działo na samo wspomnienie o podniesieniu kwoty wolnej od podatku – zniszczą budżet, a biedni i tak stracą. Każdy pomysł, który zakłada, że spełnione zostaną roszczenia, z pominięciem elit, ich fundacji czy organizacji pożytku publicznego, budzi natychmiast więcej kontrowersji niż pomysł podniesienia podatków, utrzymania absurdalnych przywilejów pracowniczych czy kolejnego urzędu troski społecznej. Przestańmy bredzić o sporach ideowych, nazwijmy rzecz po imieniu – Wprost.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.