Szulc tłumaczy, że każdy partner podpisuje z nimi umowę, w której zobowiązuje się to robić. A po każdym kursie Uberem pasażer może pobrać sobie fakturę za przejazd. Na niej widnieją imię i nazwisko kierowcy oraz nazwa firmy, która przejazd zrealizowała. Część z nich prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą, część jest zatrudniona przez pośredników, którzy w ramach jednej spółki zatrudniają po kilku kierowców z Uberem w telefonie. W Warszawie u takich pośredników pracują często Ukraińcy, którzy mają problem z założeniem własnej firmy u nas w kraju. – Każda złotówka jest więc ewidencjonowana – mówi rzeczniczka firmy. Taksówkarze są zresztą bardzo wrażliwi na punkcie Ubera i podatków. Na czerwcowy protest chcą przygotować animację, w której będzie mowa o tym, jak to polski Uber nie płaci ich w Polsce, tylko za granicą. Sprawdziliśmy. I to też nie do końca prawda. W 2014 r. spółka Uber Polska zapłaciła polskiemu fiskusowi prawie 70 tys. zł podatku. W 2015 r. już cztery razy więcej, bo ok. 300 tys. zł. Nie mówiąc już o wartej niecałe 40 mln zł inwestycji Ubera w Polsce. W połowie zeszłego roku firma otworzyła w Krakowie centrum usług biznesowych, które obsługuje działalność Amerykanów na terenie Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki. Rozwiązuje się tam problemy pasażerów, rozpatruje reklamacje, ułatwia pracę kierowcom Ubera. Teraz pracuje tam ponad 200 osób, a do końca roku ma być dwa razy tyle. Paradoksalnie w tym samym Krakowie kierowcy Ubera są ścigani jak nigdzie indziej w Polsce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.