Minęło równo 15 lat, gdy tu byłem po raz pierwszy. Wtedy jako turysta. Piłkarski. W dwóch nieznoszących się ze względów historycznych krajach: Japonii i Korei, odbywały się wspólne mistrzostwa świata w piłce nożnej – World Cup 2002. Biało-Czerwoni wygrali w cuglach grupę eliminacyjną przed tą imprezą, rozpoczynając od złojenia skóry Ukraińcom na wyjeździe, wygrywając u siebie z Białorusią, Austrią i Norwegią, dokładając wiktorię w Wiedniu i Oslo, aby na finiszu eliminacji uzyskać korzystny dla obu drużyn remis z Ukrainą i w fatalnym stylu odpuścić ostatni mecz z Białorusinami w Mińsku.
Jechaliśmy po medal, trener Engel robił turę po galeriach handlowych, podpisując swoją książkę, apetyty wzrastały, a potem na własne oczy oglądałem inauguracyjne 0:2 z gospodarzami – właśnie z Koreą. Koreańczycy byli absolutnie fanatycznymi kibicami, do tego stopnia że – co rzadko się zdarza – przed meczem setki kibiców wyły przed hotelem, w którym mieszkali polscy piłkarze. W następnym meczu spotkaliśmy się z Portugalią, która sensacyjnie przegrała z USA i to był dla nas mecz ostatniej szansy. Łomot 0:4 i trzy bramki Pauletty pamiętam do dziś, bo była to jedna z najboleśniejszych porażek Polaków, jakie oglądałem na żywo. Wygraliśmy tylko w meczu o honor z Amerykanami 3:2, mimo że Żurawski nie strzelił karnego. Zatem Korea nie mogła kojarzyć mi się dobrze. Szansą na zatarcie złych wspomnień była moja obecna wizyta w kraju, który po wojnie koreańskiej (1950–53) był jednym z… trzech najbiedniejszych państw świata! A teraz jest „numerem cztery” w Azji, po Chinach, Indiach i Japonii. To był prawdziwy skok koreańskiego tygrysa! A skoro już jesteśmy przy zwierzętach, przed kilkunastoma laty zaszokował mnie tutaj dość powszechny zwyczaj jedzenia psów. Ponoć także kotów. Od tego czasu nasiliły się społeczne protesty przeciwko tej kulinarnej praktyce. Powstały ruchy społeczne i organizacje „przechwytujące” psy przeznaczone do kotła. I tu uwaga: nie ma w Korei specjalnych gatunków psów do jedzenia, do rzeźnika trafia wszystko, jak leci. Nieważne, czy pies rasowy czy kundel. Nieważne, czy przebadany czy nie. Jeden
z dyplomatów kraju członkowskiego UE mówi mi, że to właśnie go najbardziej odstręcza: brak wiedzy, czy pies był zdrowy. Tak może by i zjadł... Zostawmy na razie psy. W sklepach z pamiątkami zauważam sporo motywów… kur. Zaraz, czy w chińskim kalendarzu nie ma teraz roku kury? Bingo! Jest! To skądinąd wiele tłumaczy, gdy chodzi o wpływy kulturowe sąsiada zza miedzy. Nie tylko zresztą kulturowe: eksport z ChRL jest tu coraz większy, jak zresztą wszędzie. Nawet tradycyjne koreańskie pamiątki mają z tyłu magiczny napis: „made in China”. Ale to nie jest koreańska specyfika. Tuż po wyborach prezydenckich w USA dostałem w prezencie krawat z limitowanej serii 1000 egzemplarzy z metalowym napisem z tyłu: Donald Trump. Pod spodem był identyczny napis „made in China”... A chodziło wszak o polityka, który w kampanii podkreślał, że należy powstrzymać gospodarczą ofensywę Pekinu. Wracając do koreańskich zwierząt, tu ulubionym przedstawicielem koreańskiej fauny jest hodowana nie dla jedzenia, jeno dla przyjemności… kaczka! To żadna aluzja. To fakt. Czyż nie od razu są nam bliżsi? O czworonogach, i to nie tylko w Korei, myślę, obserwując na głównym deptaku handlowym Seulu sporą demonstrację przeciwko jedzeniu psów. Dużo młodych ludzi, zdecydowanie przeważają kobiety. Czy wygrają tę batalię? Chyba i tak, i nie. Tak – bo pewnie coraz więcej Koreańczyków będzie odmawiać zjedzenia psiny. Nie – bo mało kto tutaj wyobraża sobie wejście w życie formalnego zakazu spożywania mięsa psów. Ale krzywiąc się na koreańskie zwyczaje w tym względzie, warto pamiętać o europejskich krajach, w których normą jest np. jedzenie koniny – na Malcie czy w Szwajcarii, po części we Włoszech i ponoć na Łotwie. Gulasz z psiny? Nie, dziękuję. Skądinąd przypomina mi to klimaty w PRL, gdzie bywało, że sprzedawano psinę jako cielęcinę. To se nevrátí. Od Koreańczyków nie przyjmiemy na pewno praktyki jedzenia psów, ale możemy się od nich uczyć poszanowania własnej tradycji i historii, a także dumy narodowej i poczucia, że wszystko, co mają u siebie i co stworzą, jest absolutnie wyjątkowe. g
AUTOR JEST WICEPRZEWODNICZĄCYM PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO.

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze