Z moich obserwacji plażowych wynika, że dzieci najczęściej piją napoje gazowane oraz niegazowane udające soki, a jedzą zapiekanki, frytki i nugetsy, czyli złoty zestaw budek z przekąskami – mówi Anna Makowska, dr n. farm. i blogerka znana jako Doktor Ania. – Na plażę czy plac zabaw rodzice zabierają przekąski, bo są przekonani, że dzieci zgłodnieją do obiadu. Najczęściej bułę, bo najwygodniej. Nie zlecą się do niej osy jak do owoców, nie rozgniecie się w torbie i łatwo ją kupić – mówi Alicja Syc, dietetyczka, która prowadzi warsztaty dla dzieci z nadwagą i otyłością. – Dziecko zje też loda, batona albo wafelka. Potem idą na obiad. Jeśli mają wykupione wyżywienie w ośrodku, nie ma o co się martwić. Zazwyczaj dostaną tam ziemniaki, jakieś mięso, surówkę i kompot. To jest zbilansowane, porcje są odpowiednie. Gorzej, kiedy próbują zjeść coś na mieście. Wtedy mogą wybierać najczęściej między kebabem, hamburgerem, panierowaną rybą z bułą albo frytkami. Do tego dostają tłuste sosy i keczupy. Bomby kaloryczne.
Podczas wakacji dzieci są szczególnie narażone na tycie. Brzmi paradoksalnie, bo jesteśmy przekonani, że w lecie dzieci od rana do wieczora ganiają za piłką, jeżdżą na rowerach, kąpią się w rzekach czy jeziorach. To jednak obrazki lata starszych pokoleń, współczesne dzieci na wakacjach ruszają się może więcej niż w trakcie roku, jednak nie tyle, żeby spalić to, co jedzą. A jedzą dużo, niezdrowo i tucząco. Według Instytutu Matki i Dziecka co trzeci polski ośmiolatek i co piąty 1016-latek ma problem z nadwagą albo otyłością. Chociaż coraz więcej rodziców wie, że nadwaga jest szkodliwa, wielu wciąż nie wie, jak jej zapobiegać. Dają się złapać w pułapki zastawiane przez producentów, ulegają reklamie albo po prostu korzystają z tego, co jest najłatwiej dostępne, a to są zwykle rzeczy niezdrowe i tuczące. W wakacje robią to częściej, bo wtedy dzieciom się pobłaża i częściej jedzą poza domem, a więc bardziej niezdrowo niż na co dzień.
Budki jak tuczarnie
Anna Makowska wyjaśnia, co kupujemy dzieciom w budkach na deptaku i barach przy plaży. Nugetsy, czyli kawałki mięsa, najczęściej kurczaka, w panierce. – Ociekają tłuszczem – mówi krótko. Do tego równie tłuste frytki. – Gdyby frytki były pieczone w piekarniku, byłoby lepiej – zaznacza. – Jednak najczęściej są smażone we frytkownicy, w oleju, który jest rzadko wymieniany. A to już szkodzi i tuczy.
Hot dogi – buła z parówką, bez większych wartości odżywczych, za to kaloryczna. – Ponieważ wszystkim zależy, żeby hot dogi były tanie, parówki, których się do nich używa, też są tanie – tłumaczy. – A w tanich parówkach jest mniej zwykłego mięsa, za to jest tzw. mięso oddzielone mechanicznie, czyli MOM, skóra, woda, wzmacniacze smaku i tłuszcz. Dzieci lubią jednak hot dogi. – Można pójść na kompromis i samemu je zrobić z parówki, w której jest prawdziwe mięso, i zabrać na plażę – mówi Anna Makowska. Wie jednak, że nie z każdym dzieckiem takie rozwiązanie jest możliwe – one po prostu chcą to kupić, bo to część atrakcji. Lody. To wakacyjna podstawa. Ostatnio nie sposób kupić po prostu lodów, wszystkie są „rzemieślnicze”, „prawdziwe”, „naturalne”. – Nie ma co się oszukiwać, lody z naturalnych składników są drogie – mówi Anna Makowska. – Jeśli kosztują złotówkę za gałkę, nie są naturalne. Trudno jednak oczekiwać, że wszyscy zaczną kupować te drogie. Dlatego Makowska radzi mrozić jogurt grecki z owocami, np. dojrzałymi bananami jako alternatywę dla tanich i nafaszerowanych cukrem lodów. Dodaje: – Jednak bez przesady. Nie zawsze jest to możliwe. Jedna porcja lodów nie uczyni dziecka otyłym. Jedna nie, ale kilka już zaszkodzi. – Kiedy jemy coś, co jest schłodzone, spada intensywność odczuwania słodkiego smaku – mówi Alicja Syc.
– Warto porównać, jak smakuje lód mrożony, a jak roztopiony, ten drugi to ulepek. Podobnie jest z zimną i ciepłą colą, ciepłej nie sposób wypić, taka jest słodka. Kolejny hit plażowy – pieczywo cukiernicze, czyli drożdżówki, jagodzianki, bułeczki z makiem. Pachnące sztucznym aromatem do ciast, przesycone cukrem bomby kaloryczne. – I dziecko na plaży zje loda, drożdżówkę, pobiegnie na frytki. Każda z tych rzeczy osobno, od czasu do czasu, jest dla ludzi, ale wszystko razem sprawia, że dziecko tyje, bo organizm magazynuje w tkance tłuszczowej nadmiar energii. Cukry proste i kwasy tłuszczowe trans to winowajcy otyłości i chorób cywilizacyjnych.
A na koniec popija – słodkim gazowanym napojem. Ponieważ od dawna dużo mówi się o ich szkodliwości, producenci wprowadzają napoje słodzone niskokalorycznymi słodzikami. Zachęcają też etykietami: woda słodzona owocami. – Mam alergię na te nazwy – mówi Makowska. – Woda to woda. Czy to napój z cukrem, czy ze słodzikiem, czy z sokami owocowymi, ma ten sam wpływ na dziecko, uczy je pić słodkie. Kubki smakowe przyzwyczajają się i chcą więcej słodkiego. A co zrobi dziecko, jeśli na wakacjach w sklepie nie znajdzie napoju słodzonego sokiem? Kupi z cukrem, bo przecież nie wodę. – Rodzice, którzy są świadomi, że cukier tuczy ich dzieci, kupują im sok z owoców, a to też pułapka – mówi Alicja Syc. – Ile pomarańczy dziecko byłoby w stanie zjeść za jednym razem? Jedną, dwie? A ile trzeba ich wycisnąć, żeby mieć szklankę soku? Najmniej trzy. A dziecko, jak już pije sok, to więcej niż szklankę. W owocach też jest cukier, owszem, naturalny, ale jego też nie możemy przyjmować bez ograniczeń. Dodaje: – Miąższ owoców zawiera błonnik pokarmowy, którego nie ma w sokach robionych z koncentratu, pozbawionych cząstek owoców. Taka dawka soku to głównie cukry proste.
Buła, żeby zająć rączki
Aneta, matka 10-latki, przyjechała ze wschodu Polski do podwarszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka na trzytygodniowy turnus rehabilitacyjny dla dzieci z nieprawidłowym BMI. Dziewczynka ma rehabilitację ruchową m.in. z powodu skrzywienia kręgosłupa. –Walczymy z nadwagą od trzeciego roku życia – mówi Aneta. – Córka brała leki na alergię, więc dużo jadła. I tak jej zostało. Nie potrafię z nią walczyć i ograniczać niezdrowego jedzenia. Kiedyś z mężem chowaliśmy przed nią nasze obiady, żeby nie widziała, tylko jadła swoje z warzywami. Ale nie chciała, wolała to, co my. Jeszcze babcia ją dokarmia.
Córka powoli dorasta i sama widzi, że trzeba jeść mniej. Lekarze zalecają ograniczać węglowodany, próbujemy. My z mężem też do tego dorastamy, też zmieniamy nawyki. Jestem po operacji, schudłam 25 kg, już się przyzwyczaiłam do innego jedzenia. Chce mi się czasami kebaba, ale go nie jem. Aneta siedzi przy stole w pokoju dla rodziców z innymi matkami. Wymieniają się doświadczeniami, jak doszło do kłopotów ze zdrowiem ich dzieci. – Ważne, żeby nie dopuścić, by dziecko się objadało, bo później trudno to zmienić – mówi jedna z nich. – Jak córka była w wózku, dawałam jej bułkę, żeby zająć jej rączki, bo byłam nauczona, że tak się robi. I ona teraz ma 12 lat i też chce bułę. Wszędzie za dużo się je. Na mikołajki dzieci dostają w szkole worki słodyczy, na urodzinach stół ugina się od cukierków, czekoladek i ciastek. Kiedy wsiadają do samochodu, od razu chcą jeść, bo są przyzwyczajone, że dostają coś na podróż. Więc tyją. Na turnusach rodzice dowiadują się, co zmienić w zwyczajach rodzinnych, żeby nie tyć, jak jeść, jak ważny jest ruch. – Dziecko samo z siebie nie robi się otyłe, najczęściej wynosi to z domu – mówi dr Anna Łukaszewska, pediatra i specjalistka rehabilitacji medycznej, która organizuje turnusy. – Istnieje nawet pojęcie: środowisko otyłościogenne. Jeśli rodzina źle jada od pokoleń, przekazuje te zwyczaje potomstwu. Nie wystarczy dać dziecku warzywa, samemu też trzeba je jeść. Dodaje: – Najważniejsza jest profilaktyka, bo kiedy dziecko waży już 120 kg, to bardzo trudno coś zdziałać. Trzeba uczyć matki w ciąży, jak odżywiać dziecko i siebie. Powinna być na to poświęcona osobna godzina w szkołach rodzenia, tak jak na pielęgnację.
Zdrowe tylko w nazwie
Alicja Syc na turnusach w CZD prowadzi warsztaty zdrowego odżywiania i stylu życia. Pyta rodziców, co ich zdaniem doprowadziło do tego, że dziecko ma problem z nadwagą albo otyłością. W odpowiedzi słyszy często, że to kwestia genów, predyspozycji. – Bardzo rzadko – odpowiada. – To zazwyczaj kwestia stylu życia i wyborów dokonywanych przez rodziców i dzieci. Jednak dzieci nie rodzą się ze złymi nawykami, ich przyzwyczajenia kształtują się w domu. Zdarza się, że nawet pełni dobrej woli rodzice nie potrafią rozróżnić produktów, które ten nadmiar zawierają. – Nie dają dziecku słodyczy, tylko jogurt owocowy. Jednak on jest owocowy tylko z nazwy – mówi Alicja Syc. – Dają bardzo słodki i tłusty deser, na który mówią „serek”, postrzegają to jako zdrową przekąskę. Robią to między śniadaniem a obiadem, bo boją się, że dziecko będzie głodne. Ten serek ma tyle kalorii co obiad. I nie jest do niczego potrzebny. To posiłki mają sprawić, żeby dzieci nie były głodne, a nie przekąski. Serek sprawi, że dziecko będzie miało problem z nadwagą. Podobny mit dotyczy płatków śniadaniowych. Pozornie zdrowe, taką mają opinię. W sklepach jest jednak duży wybór płatków, które nie różnią się od ciastek. – Do słodkich płatków dziecko dostanie słodki jogurt albo niby serek, a do tego słodzoną herbatę. Jeszcze nie zjadło ani jednego deseru, dopiero mamy pierwszy posiłek, a już dostało ok. 40 g cukru, czyli 10 łyżeczek. Można działać w dobrej wierze, a i tak tuczyć – podsumowuje Alicja Syc.
Anna Makowska, na swoim blogu Doktor Ania, rozszyfrowuje etykiety produktów spożywczych. Często wygląda to jak łamanie szyfru, bo producenci próbują ukryć niewygodne informacje lub odwrócić od nich uwagę, pisząc dużymi literami, że coś jest bez cukru albo bogate w wapń, podczas gdy jest bogate w tłuszcz. Doktor Ania analizuje skład muesli i płatków śniadaniowych. Na opakowaniu informacje o minerałach, pełnym ziarnie, wyselekcjonowanych składnikach, co budzi skojarzenie, że płatki są dobre dla zdrowia. Doktor Ania opisuje skład: głównie mąka pszenna z cukrem. Jest trochę mąki pełno ziarnistej, kakao i to w sumie tyle z zalet. Zawartość cukru 28 g/100 g, czyli bardzo dużo. Płatki dostały tytuł „Fak of the year” za październik. W każdym miesiącu Doktor Ania przyznaje takie tytuły produktom, które udają zdrowe, a w rzeczywistości są nafaszerowane cukrem lub niezdrowym tłuszczem częściowo utwardzanym. Radzi, jak czytać tabele ze składem: – Jeżeli w czymś jest 5 g cukru na 100 g, to znaczy, że to cukier naturalnie obecny, pochodzący z produktu, jeżeli jest 10 g, to znaczy, że już dosypano. Im więcej niż pięć, tym więcej dosypano – mówi o generalnej zasadzie czytania etykiet pod kątem zawartości cukru.
Bez przesady
Zmiana stylu życia, zwłaszcza u dzieci, nie jest łatwa. Dziecko przyzwyczajone do słodkich serków i słonych nugetsów z budki przy plaży nie przejdzie dobrowolnie na pokrojone w słupki ogórki i seler naciowy. Kubki smakowe przyzwyczajają się do cukru i soli, jedzenie pozbawione tych dodatków nie smakuje. Jeśli na plaży nagle zastąpimy frytki zdrowymi orzechami, dziecko będzie protestować. Alicja Syc radzi: – Zmiany trzeba wprowadzać stopniowo. Słodzi herbatę? Zmniejszaj ilość cukru stopniowo, niezauważalnie, powoli się odzwyczai. – Nie demonizujmy słodyczy czy przekąsek – dodaje Anna Makowska. – Nic się nie stanie, jak dziecko latem będzie jadło raz na jakiś czas lody. Uważajmy po prostu na to, co jeszcze tego dnia zje i pamiętajmy o aktywności sportowej.
Czytaj też:
Dieta czekoladowa? Tak, istnieje coś takiego. Jakie daje efekty?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.