Pracowali w jednej redakcji. W stanie wojennym musieli wybrać, po której stronie chcą stanąć. Opowieść o tym, jak po 13 grudnia 1981 roku rozeszły się drogi wybitnych dziennikarzy.
1. Bóg jeden raczy wiedzieć, jak udało im się spotkać w salonie żoliborskiego domu Daniela Passenta. Telefony przecież nie działały, a redakcja została zamknięta na cztery spusty. Na dobrą sprawę spotkanie było nielegalne. Prawo stanu wojennego zakazywało zgromadzeń. Ale trzeba było zdecydować, co dalej z „Polityką". Był 30 grudnia 1981 r. Blisko 30 osób, więc nie starczyło krzeseł. Niektórzy rozsiedli się na podłodze, inni podpieraliściany.
Więcej możesz przeczytać w 50/2011 wydaniu tygodnika e-Wprost .
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
Byłem fanem jej talentu i upajałem się pięknem jej głosu, mniej więcej w tym samym czasie przeżywaliśmy młodość i sukcesy realnego socjalizmu okresu PRL. Moje życie było mocno osadzone w realiach tamtych czasów i być może jestem jednym z nielicznych którzy mogą dać świadectwo prawdzie. Przeżyłem podobne rozterki i upokorzenia i mimo upływu tylu lat aż strach o nich wspominać. W życiu nie wystarczy mieć talent, trzeba jeszcze zgodzić się na to aby ten talent został wykorzystany zgodnie z linią i potrzebami aktualnej władzy i państwa reprezentowanego w stosunku do obywateli przez jego służby specjalne. Było nie do pomyślenia aby młoda, dobrze zapowiadająca się aktorka z perspektywą wyjazdu do „zepsutego kapitalistycznego świata „ nie została przez te służby wykorzystana dla dobra socjalizmu i światowej rewolucji. Bez takiej zgody nie było mowy o wydaniu paszportu a jeżeli już trzeba było go wydać bo nie było innego wyjścia to taką osobę otaczano troskliwą opieką zaprzyjaźnionych agentów. Z tego co słyszałem z różnych wypowiedzi z tamtego okresu to z panią Violettą Villas właśnie tak było. Jako kobieta o niezwykle delikatnej strukturze osobowości nie nadawała się do tego i nie chciała zostać polską Mata Hari. Obijały mi się o uszy takie wypowiedzi w stylu , że w USA nie osiągnie pani nic, doprowadzimy panią do obłędu, skończy pani w pośmiewisku i zniszczymy pani legendę. To wszystko jest wyjątkowo zadziwiające i dziwne ale jakoś się sprawdziło .Ta kobieta była za słaba miała za małą wiedzę z innych dziedzin i niestety nie potrafiła się obronić. Podobne wypowiedzi kierowano także i pod moim adresem , przysyłano umyślnych , często o niskim statusie zawodowym aby dać mi do zrozumienia że praktyczną władzę sprawuje zwykły lud, którzy oświadczali mi wprost, swoje dyplomy i kwalifikacje może pan sobie przybić na nagrobku bo do tego czasu nikomu nie będą potrzebne , podczas gdy zwykłe miernoty i ciemniaki popełniające podstawowe...