Z kim na pochód 1 maja?

Z kim na pochód 1 maja?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zawsze lubiłam święto 1 maja, tak jak lubiłam wszystkie kolejne dni tego miesiąca. Radości z kwitnienia owocowych drzew i urody tulipanów nie mogła przesłonić mi nawet wszechobecna twarz I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka, którego zapamiętałam jako zadowolonego z siebie pana o czerwonej twarzy i grubym karku. W latach mojej młodości i studiów święciło się raczej 3 maja, co stanowiło właściwy wyraz patriotyzmu i sprzeciwu wobec dyktatury starszych facetów o grubych karkach. Święto Konstytucji miało jeszcze ten atut, że w nielegalnych manifestacjach brali udział przystojni, zbuntowani chłopcy, a ja wtedy – podobnie jak dziś Leszek Miller – lubiłam to, co młode, ładne, różnorodne, a nie stare, nudne i PRL-owskie (co Leszek Miller dziś reprezentuje).
Niestety tamtejsi zbuntowani chłopcy w większości bardzo się zmienili. Nie tylko się zestarzeli i zbrzydli, ale też przestali być różnorodni. Są konserwatywni, zamknięci i – jak dawni komuniści –  owładnięci tylko jedną ideologią. Narodową. Trzeci maja będzie więc albo do bólu „patriotyczny" i „smoleński”, albo rządowo-klerykalny. Dlatego trzeba z sympatią spojrzeć znów na 1 maja. I potraktować ten dzień nie  tyle jako święto lewicy, ile święto tych, którzy wierzą w społeczną zmianę, postęp, wolność i równość.

W Polsce podziały na lewicę i prawicę nie mają sensu: Kaczyński czy  Ziobro z pewnością byliby gotowi głosić najbardziej lewicowe idee ekonomiczne, gdyby to miało zmienić ich pozycję w sondażach. Jedynym punktem orientacyjnym polskiej prawicy jest dziś Watykan, względnie Rydzyk. Wszystko inne jest płynne. Z lewicą jest jednak jeszcze gorzej, bo nie ma nawet punktu orientacyjnego. Miller próbował zastąpić Moskwę Waszyngtonem, ale dla lewicy źle to się skończyło. W każdym razie z  moralnego punktu widzenia.

Dziś dzielimy się raczej na tradycjonalistów i progresywistów. Ci pierwsi kultywują mityczną przeszłość, a właściwie jakiś jej fragment dostosowany do aktualnych politycznych potrzeb. Są to  najczęściej pewne poetyckie wizje „narodowego bytu", w które obfitują nasza literatura i historia patriotyczna. Co ciekawe, tradycjonaliści kochają te statyczne wizje równie namiętnie jak dynamiczne wynalazki późnej nowoczesności. Nasza prawica (i politycy, i biskupi) uwielbia wypasione samochody, samoloty czy internet, choć zarazem brzydzi się innymi wynalazkami tejże nowoczesności, takimi jak prawa gejów i kobiet czy wielokulturowość. To  trochę tak, jakby lubić zjeść ciastko i je zarazem zachować, lubić cywilizację, ale zarazem tęsknić do średniowiecznych mroków, lubić szybkość, ale zarazem cenić stanie w miejscu, lubić pieniądze z  Parlamentu Europejskiego, ale zarazem głęboko nimi gardzić. Życie w tych antynomiach powoduje, że prawica nie wygląda najzdrowiej, jest bardzo znerwicowana, krzykliwa i zagubiona (widać to chociażby po  antyniemieckich tekstach niemieckiego prof. Krasnodębskiego).

Progresywiści chcą z kolei ciągłej zmiany, nie tylko świata politycznego i społecznego, ale także indywidualnej wrażliwości. Świat społeczny według marzeń progresywistów powinien być bardziej sprawiedliwy, ludzie równo traktowani, a wrażliwość każdego powinna chronić słabszych (dzieci, kobiety, zwierzęta, „innych") przed realnym cierpieniem, opresją i wykluczeniem. Tradycja, historia i przywiązanie do „swojości” (plemię, rodzina, naród) nie grają dla progresywisty żadnej roli w  obliczu możliwej równości, wolności i minimalizacji cierpień wszystkich. Progresywista świat swój widzi ogromnym, radosnym, zindywidualizowanym i  sprawiedliwym (zarówno pod względem dystrybucji dóbr, jak i społecznego uznania). I tak jak progresywizm doprowadził do rozwoju techniki i medycyny (kościelni tradycjonaliści byli przeciwko), tak powinien doprowadzić do  rozwoju jednostkowych praw i ich gwarancji.

Ja, która sprzyjam tej postawie, widzę mój świat jako wolny od: patriarchalizmu, dyskryminacji, fałszu, seksizmu, krzywdy, hipokryzji, tortur, cynizmu, politycznego oszołomstwa, ojca Rydzyka, „świętej rodziny", opresyjnej tradycji, zmitologizowanej przeszłości, katechezy, Kaczyńskiego, polityki historycznej, „absolutnych wartości”, teorii spiskowych, wiary w  „układy”, w zbawczą moc ofiar i pomników, kultu powstań, rozliczeń, nauk papieża, strachu przed policją i Ziobrem, wątpliwych kompromisów, zniewolenia, hucpy, poddaństwa, przyzwolenia na dewastację środowiska, okrucieństwa wobec zwierząt, ogłupiania społeczeństwa przesądami, wyzysku, przemocy, niezrównoważonego wzrostu, niszczenia środowiska, niesprawiedliwości społecznej, indoktrynacji, biurokracji, manipulacji, kultu cierpienia.

Z tymi hasłami chętnie poszłabym na pochód. Tylko z  kim?

Więcej możesz przeczytać w 17/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.