Polak potrafi?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mówiąc wprost, popełniliśmy błąd. Zrobiliśmy coś, do czego – jak widać z dzisiejszej perspektywy – nie mieliśmy podstaw, właściwie nie mieliśmy wręcz prawa. Chcieliśmy dobrze, wyszło inaczej. Wykazano nam, że błądzimy jak dzieci we mgle. Dziś musimy posypać głowę popiołem.
O co  chodzi? W numerze wielkanocnym „Wprost" opublikowaliśmy fotoreportaż z  budowy pochińskiego odcinka autostrady między Łodzią a Warszawą. Nasi dziennikarze byli na miejscu, obfotografowali plac nieszczęścia. Wszystko stało w wodzie, nic się nie działo. I nic nie zapowiadało, że w  krótkim czasie zmieni się na lepsze. Dziś musimy zjeść tę żabę. Autostrada, kończona w morderczym tempie, od kilku dni funkcjonuje, kierowcy trochę jeszcze nieśmiało na nią wjeżdżają. Szukają dziury w  całym, narzekają, że wyrób autostradopodobny. Ale jadą – prosto do  Europy. I niedługo zapomną, jak klęli wiosną 2012.

Piszę tyle o A2, bo historia tego pasa asfaltu, ani długiego, ani trudnego w budowie, zasili podręczniki historii polskich zmagań z  rzeczywistością. Tam, gdzie inni planują, cyzelują, rozkładają siły na  etapy – my musimy wykonywać rzuty na taśmę, na ambit, na efekt. I w  końcu ten efekt jakimś cudem osiągamy. Wiele inwestycji na Euro było kończonych na wariata, dosłownie w ostatnich dniach, na pięć minut przed pierwszym gwizdkiem. Łączy je to, że kiedy gwizdki ucichną i wszyscy sobie szczęśliwie pojadą, ten majątek, skracający dystans do cywilizacji zachodniej, pozostanie i będzie nam służyć.

A że przypomina to wszystko epokę gierkowską? Co z tego. Odkurzyłem sobie książeczkę, 200 stron z hakiem na błyszczącym, dziś już zmęczonym papierze pt. „Polak potrafi". W internecie do kupienia za grosze. Produkcyjniak o tym, jak w znoju i trudzie ku chwale Partii ruszała Huta Katowice. Z książki kiedyś się naśmiewano, jeszcze bardziej z hasła „Polak potrafi". Szczerze mówiąc, pod pewnymi względami czasy dzisiejsze są podobne. Kraj wychodzi z dziadostwa, pewna dawka propagandy sukcesu by się przydała. Jako odtrutka na ponadpartyjną propagandę klęski. Pytanie – bez jasnej odpowiedzi – brzmi, co będzie dalej. PRL skończył się bankructwem, inaczej być nie mogło. Dziś żyjemy w ekonorealu aż do bólu. Po Euro zostaną wielkie rachunki. Bankructwa, nieszczęścia, długi. Firm, podwykonawców, ale i miast samorządów. O tym na razie mówi się mało – bo czas święta i igrzysk. Ale temat powróci bardzo szybko. Właśnie dlatego, że prawa ekonomii są święte. Tak samo w  Grecji jak w Polsce.

A gdzie w tym wszystkim jest piłka nożna? Zabawa ruszyła i od pierwszej minuty daje nam, kibicom, megaemocje. Nasz wynik jest na miarę naszych możliwości. Dobry, bo nie przekreśla szans ani nadziei. Słaby, bo  liczyliśmy po cichu, że ta drużyna może wznieść się na absolutne szczyty swoich możliwości. Jeśli to, co widzieliśmy w meczu z Grecją, to szczyt, daleko nie zajedziemy. Mecz jednak dopiero się zaczął, nie traćmy nadziei.

Na wszystkich innych boiskach niż piłkarskie sporo ugraliśmy: na razie (odpukać!) nic nie zawiodło organizacyjnie. Polacy pokazują, że chcą i  potrafią się bawić. Strefy kibica są pełne, ulice odświętne, policja obecna nienachalnie. Teraz przed nami dzień prawdziwej próby. Starcia (sportowe) polsko-rosyjskie, tak jak wcześniej polsko-radzieckie, budzą oczywiste napięcie. Będzie bardzo gorąco pod stadionem (bo Ruscy zabili nam prezydenta) i na stadionie (bo obiektywnie rzecz biorąc, sborna jest dużo silniejsza niż biało-czerwoni). Mam nadzieję, że emocje piłkarskie wygrają nad ulicznym populizmem pseudopatriotów. I że nasi będą w stanie pokazać na boisku, że Polak naprawdę potrafi.

Więcej możesz przeczytać w 24/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.