Zamiast decentralizacji władzy mamy karykaturę samorządu terytorialnego
Słyszeliśmy i czytaliśmy w ostatnich dniach niezliczone lamenty na temat niskiej frekwencji w samorządowych wyborach. Tak jakby należało się spodziewać, że do urn pójdzie 70-80 proc. wyborców, a nie 44 proc. Oczywiście, wiedzą nawet wróble na dachu, ale nie stołeczni centraliści, dlaczego tak się stało. Ale o tym jeszcze za chwilę.
Prawdziwy kac miał się jednak ujawnić 10 dni po pierwszej turze wyborów. Dowiedzieliśmy się bowiem, że aktualny (chyba już niedługo) minister sprawiedliwości, szef lubelskiego SLD, Grzegorz baron Kurczuk, skumał się z ugrupowaniem, którego poczynania nie od dziś wywołują znaki zapytania i dawały już zatrudnienie pracownikom resortu pana ministra. Czyżby baron Kurczuk dotychczas nie przeczytał ani słowa o zapleczu ideologicznym i politycznym szefa Samoobrony? Nie trzeba było przecież sięgać w tym celu po liberalny, wredny "Wprost". Można było przeczytać to i owo na ten temat w tak nieposzlakowanym tygodniku jak "Polityka", np. w artykule Wojciecha Markiewicza "Stawka na Leppera" (nr 8 z 20 lutego 1999 r.), nie wspominając o wielu innych publikacjach. By nie było wątpliwości - obecny minister sprawiedliwości nie cieszy się już moim zaufaniem i nic w tej mierze nie wskórają zapewnienia premiera o dobrym wykonywaniu obowiązków przez członka jego ekipy. Galeria świetnych wykonawców swoich obowiązków jest bogata. Jak wiadomo, nie gwarantuje ona jednak dobrodziejstw wynikających z tego faktu.
Ale wróćmy do kaca z powodu niskiej frekwencji wyborczej. Na jakiej podstawie można było sądzić, że będzie inaczej? Przecież zrobiono niemal wszystko, by zniechęcić obywateli do tego aktu. To nie gołosłowny zarzut, proszę państwa! Głównym winowajcą jest tu reforma administracyjno-samorządowa z 1999 r. (teraz na odmianę przestanę się podobać naszej centroprawicy!). Rzeczywista treść i wdrożenie tej reformy nie dopuściły do ukształtowania się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Od początku centraliści dawali do zrozumienia, że w imię unitarności państwa, rzekomej troski o jego całość, zachowana zostanie dominacja centrum nad polityką i gospodarką. Zamiast samorządnych 8-10 regionów mamy 16 województw cierpiących na wszystkie złe skutki dwuwładzy: wojewody jako namiestnika władzy centralnej i marszałka sejmiku wojewódzkiego jako organu samorządu. O rzeczywistej randze każdego z tych urzędów informuje stan zatrudnienia. Wojewoda zatrudnia kilka razy więcej pracowników niż urząd marszałka. Jeśli do tego dodamy wysoki stopień centralizacji finansów publicznych (nie od rzeczy urzędy i izby skarbowe są oddzielone od wydziałów finansowych miast i województw!), staje się oczywiste, że wszystko zależy nadal od stolicy. Że wybierać należy nie tyle dobrych lokalnych gospodarzy, ile posiadających odpowiednią siłę przebicia w Warszawie, tych, którzy umieją tam coś załatwić. Do urn nie poszli nie tylko ci, którym tradycyjnie wszystko jedno, którzy się przekonali, że po wyborach i tak nic się nie zmieni. Niejednego prawdziwego obywatela zniechęcił wąziutki zakres rzeczywistej samorządności terytorialnej. Zniechęca wiszenie na klamkach w przedpokojach ministerstw.
Zauważmy przy okazji, że w Polsce nie ma mowy o tym, by wybory w regionach mogły się odbywać w różnych terminach. Jak choćby w Niemczech, gdzie wyniki wyborów w poszczególnych landach informują o nastrojach i tendencjach. My mamy wojewodów namiestników, a niemieckie landy premierów pochodzących z wyborów do prowincjonalnych parlamentów. Za to my mamy niesprawne centralne systemy komputerowe, niezdolne do szybkiego liczenia głosów.
Co w tej sytuacji? Przede wszystkim wypada dać najwyższą, najpochlebniejszą ocenę (bez żadnej ironii!) polskim negocjatorom wejścia do Unii Europejskiej. To sztuka mieć szansę na zamknięcie rozdziału "Polityka regionalna", mając w kraju taką karykaturę samorządu terytorialnego i takie przeszkody na drodze do ukształtowania się społeczeństwa obywatelskiego.
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.