Senatorowie SLD poinformowali, że rozpoczynają prace nad nowelizacją ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Chcą zlikwidować jeden z trzech pionów instytutu, zajmujący się prowadzeniem śledztw (wyodrębniony w postaci Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu). Oburza ich, że prokuratorzy IPN mają dziesięć razy mniej pracy niż prokuratorzy, którzy zajmują się przestępczością pospolitą, a na dodatek wyższe zarobki. Tłumaczą, że nie jest ich zamiarem zablokowanie ścigania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, a jedynie obarczenie tym zadaniem prokuratury powszechnej. Argumentację o obciążeniu pracą i wysokości zarobków trudno jest dzisiaj ocenić. Ostro polemizują z nią obrońcy IPN, ale przynajmniej częściowo podtrzymuje ją minister sprawiedliwości. Ta kwestia nie ma pierwszorzędnego znaczenia. Jeśli są jakieś istotne dysproporcje, to przecież można je zlikwidować. Nie miałoby sensu, by prokuratorzy IPN i prokuratury powszechnej znacząco różnili się pod względem uposażenia i rozleg-łości zajęć. Aby to osiągnąć, nie trzeba likwidować pionu śledczego IPN. W tej sytuacji każda osoba, która zgłasza taki wniosek, w tym również senatorowie SLD, podejrzewana jest o chęć zablokowania śledztw prowadzonych przez IPN. Senatorom lewicy stawia się zarzut, że chcą uniemożliwić odsłonięcie bolesnej prawdy o zbrodniach PRL. Nie da się tego oskarżenia zbić przypomnieniem licznych deklaracji i dokumentów programowych najpierw SdRP, a później SLD, gdzie jednoznacznie mówi się o potrzebie ukarania zbrodni PRL. Co tu dużo mówić: do czasu powołania IPN takie postępowania, jeśli nawet były, ślimaczyły się niemiłosiernie i rzadko kończyły wyrokami skazującymi. Teraz prokuratorzy Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prowadzą ponad 2100 śledztw. Przesłuchali przeszło 10 000 świadków i zgromadzili ogromny materiał dowodowy, który notabene dla przyszłych pokoleń historyków stanie się bezcennym źródłem historycznym. Każdy, kto szczerze pragnie rozliczenia ciemnych kart PRL, musi się do śledztw IPN odnosić z szacunkiem niezależnie od tego, czy działa po prawej, czy po lewej stronie sceny politycznej. Co więcej, to właśnie lewica powinna wykazywać w tych kwestiach szczególną delikatność. W przeciwnym razie zostanie posądzona o zamiar osłaniania ludzi, którzy łamali prawo i popełniali zbrodnie. Trudno o lepszy podarunek dla najbardziej krwiożerczych przeciwników lewicy, którzy dzisiejszych jej działaczy, nawet tych dwudziestoletnich, czynią wspólnikami Bieruta, Radkiewicza czy Humera. Nie mam żadnych podstaw, by senatorów SLD posądzać o złe intencje. Najpewniej jest tak, jak mówią, że w obliczu potężniejącej fali przestępczości chcą, by prokuratura w pierwszej kolejności skupiła się na zbrodniach popełnianych obecnie, a nie przed pięćdziesięciu czy dwudziestu laty. Jednak nawet dziecko wie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Niech się więc senatorowie SLD nie dziwią, że znaczna część opinii publicznej dopatrzyła się, iż ten pomysł jest próbą ukrycia i rozgrzeszenia zbrodni PRL. Nic nie pomoże tłumaczenie swoich rzeczywistych intencji. Trzeba jak najszybciej porzucić niefortunny pomysł. W przeciwnym wypadku lewicy przyklei się etykietkę fałszerzy historii. Potem trzeba się jej będzie pozbywać całymi latami, angażując znacznie większe środki niż te, które zaoszczędzi się dzięki zintegrowaniu pionu śledczego IPN z prokuraturą powszechną. Nie ma co ukrywać, że jeśli chodzi o badania nad czarnymi kartami PRL, lewica do prymusów nie należy. Tym bardziej powinna się ona wystrzegać wszystkiego, co dodatkowo może jej psuć opinię. Oby pomysłodawcy nowelizacji ustawy o IPN zrozumieli to jak najszybciej. n
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.