Gazprom wynegocjował prawo puszczenia nas z torbami
Pol trzyma nogę na gazie" - pisaliśmy kilka miesięcy temu. Efekt? Jeszcze większe uzależnienie Polski od dostaw gazu z Rosji. Podyktowane przez Gazprom jedne z najwyższych na świecie cen tego surowca. Dwa i pół razy niższa od rynkowej opłata za tranzyt gazu do Niemiec. Taki będzie skutek wejścia w życie tzw. protokołu dodatkowego wynegocjowanego z rządem Rosji przez Marka Pola, wicepremiera i ministra infrastruktury - ustalił "Wprost". Uzupełnieniem kontraktu będzie aneks, który Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo ma podpisać z Gazexportem, spółką zależną od Gazpromu (51 proc. udziałów państwa) rozliczającą transakcje eksportowe tej firmy. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że ani w aneksie, ani w protokole dodatkowym nie ma mowy o cenie gazu. Wszystko wskazuje na to, że przez 19 lat, bo takiego okresu dotyczy kontrakt, będziemy kupować gaz głównie od Gazpromu, słono przepłacając.
Historia choroby
Polsko-rosyjskie rozmowy dotyczące importu gazu odbywają się na dwu szczeblach. Najpierw rozmawiają rządy, a później firmy. Ze strony polskiej uczestniczy w nich państwowe PGNiG, ze strony rosyjskiej Gazexport. Nasz problem polega na tym, że w 1993 r. na podstawie ówczesnych prognoz polski rząd zobowiązał się w umowie z rządem rosyjskim, iż w latach 2010-2020 będziemy kupowali 20 mld m3 gazu rocznie. W sumie import miał wynieść 250 mld m3 gazu. Ostatecznie nasze zobowiązania ustalono w 1996 r. w umowie między PGNiG a Gazpromem. Postanowiono wówczas, że Polska kupi od Rosji do 2020 r. 242 mld m3 gazu. Od 2003 r. do 2020 r. mieliśmy kupić 218 mld m3 tego surowca. Szybko się okazało, że zużycie gazu w Polsce spada, a wynegocjowany kontyngent to znacznie więcej, niż potrzebujemy. Dodatkowo w kontrakcie między PGNiG a Gazpromem zastrzeżono, że nie mamy prawa reeksportować rosyjskiego gazu.
Kto ma nóż na gardle
Umowy polsko-rosyjskie skonstruowane są według zasady "bierz lub płać" (take or pay). Niezależnie od tego, czy odbieramy zakontraktowany gaz, czy nie, musimy za niego płacić. Według większości prawników, klauzula "bierz lub płać" dotyczy tylko 2,88 mld m3 gazu rocznie. Wynika to z tego, że od 2002 r. zakupiony przez nas gaz miał być dostarczany gazociągiem jamalskim przez tzw. punkt zdawczo-odbiorczy w Kondratkach. Nadal trwają prace wykończeniowe przy budowie pierwszej nitki gazociągu jamalskiego, a drugiej w ogóle nie ma. Przez gazociąg jamalski przepływa około 21 mld m3 gazu rocznie, Polska odbiera 2,88 mld m3. Nie ma technicznych możliwości, aby z rurociągu jamalskiego odbierać tyle gazu, ile zapisano w kontrakcie. Odbieramy rosyjski gaz przez dwa inne punkty zdawczo-odbiorcze w Wysokoje i Drozdowiczach (robimy to na podstawie corocznych umów), ale w tym wypadku nie obowiązuje już zasada "bierz lub płać". Zdaniem prawników, mogłoby nam to pomóc w korzystnej renegocjacji kontraktu z lat 90. Władze Polski obawiają się jednak, że jeśli tak postawią sprawę, Rosjanie sprzedadzą nam tylko 2,88 mld m3 gazu, a wówczas zacznie nam brakować tego surowca. Dziś importujemy z Rosji około 6,6 mld m3 gazu.
Na początku lutego Marek Pol obwieścił triumfalnie, że nie będzie kryzysu energetycznego ani strat finansowych z tytułu opłat za nie odebrany gaz, bo wynegocjował zmniejszenie dostaw z Rosji w latach 2003-2020 o 34,5 proc. Tak naprawdę Pol wydłużył kontrakt o dwa lata. W sumie jego negocjacje zakończyły się porażką, do której wicepremier nie chce się przyznać. W myśl zawartej przez niego umowy Polska będzie musiała kupić w Rosji do 2022 r. 161 mld m3 gazu, czyli (co Pol przyznaje) faktycznie obniżono zobowiązania zakupów o 26,2 proc. Takie kalkulacje nie mają jednak żadnego znaczenia dla kontraktu handlowego (tzw. aneksu do kontraktu jamalskiego), który mają podpisać PGNiG i Gazexport. - Podawanie informacji o redukcji dostaw o 10-26,5 proc. to spekulowanie w oczekiwaniu na wynik negocjacji między firmami. Mówimy więc jedynie o kosmetycznej korekcie kontraktu - komentuje dla "Wprost" Piotr Woźniak, były wiceprezes PGNiG. Zapewnienia wicepremiera Marka Pola to zatem najwyżej deklaracja pobożnych życzeń.
Ceny z kosmosu
Najważniejszym błędem ekipy Marka Pola i zarządu PGNiG jest ignorowanie problemu ceny surowca. - Negocjacja ceny jest najważniejsza, a w protokole nie ma o tym ani słowa - potwierdza "Wprost" były minister skarbu Wiesław Kaczmarek. - Obawiam się, że bez obniżki cen gazu nasz przemysł chemiczny zbankrutuje - dodaje Kaczmarek. Pol broni się, twierdząc, że negocjowanie ceny to obowiązek PGNiG. To przedsiębiorstwo nie ma jednak żadnego argumentu za tym, by się domagać obniżki, bo Rosjanie dostali już od Pola wszystko, na czym im zależało.
Gwaracja zbytu gazu po rewelacyjnej cenie to nie jedyna korzyść, jaką odniesie Gazprom. W protokole dodatkowym założono obniżkę opłat za transport gazociągiem jamalskim z 2,74 USD za m3 do 1 USD za m3 w latch 2014-2019. Opłatę pobiera właściciel gazociągu EuRoPol Gaz, którego udziałowcami są PGNiG, rosyjski Gazprom (po 48 proc. akcji) oraz Gas Trading (25 proc. udziałów tej firmy należy do Bartimpeksu Aleksandra Gudzowatego). Na obniżeniu opłaty zarabiają Rosjanie, bo do nich należy około 85 proc. przesyłanego gazu (resztę kupuje PGNiG). Dla PGNiG, jako udziałowca EuroPolGazu, oznacza to stratę przynajmniej miliarda dolarów.
Minusów jest więcej. Ponieważ gaz jest odbierany nie tylko w Kondratkach, ale także w Drozdowiczach i Wysokoje, jego ciśnienie ma 3,4 Mpa, a nie 6,1 Mpa (wynika to z gorszych parametrów technicznych tych punktów). - Aby rozprowadzić taki gaz po Polsce, musimy wybudować dodatkowe tłocznie - tłumaczy skutki tej zmiany jeden z pracowników PGNiG. To nie wszystko. Dotychczas wykorzystywaliśmy punkty w Drozdowiczach i Wysokoje do okazyjnych zakupów tańszego (nawet o jedną trzecią!) gazu z Turkmenistanu czy Kazachstanu. Ostatnie porozumienia sprawią, że stanie się to niemożliwe.
Pewni swego
Gazprom wstrzymuje się z podpisaniem aneksu do umowy z PGNiG, bo nie podobają mu się nawet niezwykle korzystne dla niego rozwiązania. Gazprom chce więcej. Rozumowanie szefów rosyjskiej firmy można streścić w kilku słowach: Polacy to nie zając, nie uciekną; podpisali kontrakt, to muszą grzecznie brać nasz gaz. A polskie władze nie robią nic, by się uniezależnić od dostaw z Rosji. Według polskiego rządu, gazociągu norweskiego nie ma i nie będzie, bo Norwegowie chcą się z umowy wycofać. Umowa o budowie gazociągu do Danii także nie jest realizowana. Nikt nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego rezygnujemy z możliwości zakupu na wschodzie gazu innego niż rosyjski i dlaczego mamy kupować ten surowiec przez dwie dekady po astronomicznych cenach. Niektórzy przypominają, że wcześniej podpisane umowy gwarantują stronie polskiej możliwość negocjacji cen co trzy lata. Ale to fikcja. Dlaczego Rosjanie mieliby je obniżyć, skoro i tak musimy od nich kupić gaz? Zachowanie polskiego rządu trudno wytłumaczyć. Rzymianie mawiali: "Ten uczynił, komu to przyniosło korzyść". Na mieszance naszej niekompetencji i głupoty (teraz w wykonaniu wicepremiera Pola i zarządu PGNiG) zarabiają rodacy Putina.
Marek Pol wicepremier, minister infrastruktury Dzięki podpisaniu protokołu dodatkowego udało się zapobiec katastrofie. Groziło nam, że za 2-3 lata będziemy zmuszeni zaprzestać własnego wydobycia, a 90 proc. gazu zużywanego w Polsce będzie pochodzić z Rosji. Zredukowaliśmy ten udział na pewno do 50 proc., a być może bardziej. Łącznie dostawy obniżyliśmy o ponad 26 proc., w niektórych latach różnica sięga nawet 40 proc. Wartość tej obniżki to ponad 5 mld dolarów, których nie będziemy musieli wydać na rosyjski gaz. Osoby doradzające nam jednostronną interpretację umowy, według której jesteśmy zobowiązani przyjmować tylko 2,88 mld m3 rocznie, tak naprawdę chciały, abyśmy wdali się w groźny spór międzynarodowy. Trudno jednoznacznie ocenić, czy cena, którą płacimy za gaz, jest wysoka, bo ceny zagranicznych kontraktów nie są ujawniane. Negocjacja ceny gazu nie należy do kompetencji rządu, ale PGNiG, które zgodnie z umową może to robić co 3 lata. Negocjacje właśnie trwają. |
Aleksander Gudzowaty prezes Bartimpeksu Kontrakt wynegocjowany przez wicepremiera Pola praktycznie zamyka Polsce możliwość uczestniczenia w liberalnym rynku gazu Unii Europejskiej, a to oznacza, że nie ma szans na dywersyfikację dostaw. W protokole dodatkowym po raz pierwszy wymieniono przejścia, przez które będzie płynął gaz, zamiast określić globalną wielkość importu. To oznacza, że gaz z kontraktu jamalskiego będzie do Polski sprowadzany czterema przejściami, a nie jednym, jak nakazuje kontrakt. Na wszystkich czterech przejściach będą obowiązywać rygory traktatu jamalskiego i zasada "bierz lub płać". Tymczasem ma ona uzasadnienie najwyżej w wypadku nowych inwestycji, np. gazociągu jamalskiego. Należy jedynie mieć nadzieję, że tak silne umocowanie Gazpromu na polskim rynku zostanie zrekompensowane dużymi rabatami, których w podobnych sytuacjach Rosjanie udzielają, zwłaszcza w kontraktach wieloletnich. |
Więcej możesz przeczytać w 12/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.