SKANER

Dodano:   /  Zmieniono: 

KONIEC TURYSTYKI HABILITACYJNEJ

Zdobyte na Słowacji

Habilitacje oraz profesury uzyskane na Słowacji nie będą w Polsce uznawane z urzędu. Nowa międzynarodowa umowa w tej sprawie ma zostać podpisana jesienią – poinformowało w miniony poniedziałek Ministerstwo Nauki. To efekt publikacji tygodnika „Wprost”. W poprzednim numerze opisaliśmy patologię, z którą od lat boryka się polska nauka. Źle skonstruowana umowa, podpisana w 2005 r., zrównała słowacki zawodowy stopień docenta z polskim stopniem naukowym doktora habilitowanego. W efekcie około 200 Polaków postanowiło rozwinąć swoją karierę naukową na Słowacji. Szli jednak na skróty, nie starali się o prawdziwą, słowacką habilitację, ale wybierali tryb zawodowy, który dawał im tytuł docenta. Potem polskie ministerstwo uznawało to za habilitację. Wymagania, żeby uzyskać słowacką habilitację, są porównywalne z polskimi. Ale tytuł docenta można zdobyć, posiadając o wiele mniejszy dorobek naukowy. Bywały sytuacje, że niektórzy do docentury przedkładali monografię naukową, która w Polsce była ich doktoratem. Słowacy nie wymagali też, by były one przetłumaczone na język słowacki, wymagali jedynie streszczenia w tym języku. Farsą były też kolokwia habilitacyjne, gdzie zasiadający w komisji Słowacy nie znali języka polskiego, a stający przed nią Polacy słowackiego. Był przypadek, że jeden z Polaków w kwietniu zrobił doktorat na słowackiej uczelni, a w czerwcu był już docentem. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że za uzyskanie docentury na słowackiej uczelni trzeba było zapłacić 8 tys. euro.

Problem polega na tym, że zgodnie z obowiązującym prawem osoby z tak uzyskanymi tytułami stawały się w Polsce samodzielnymi pracownikami naukowymi, którym uczelnie mogły nadać tytuł profesora nadzwyczajnego, ze wszystkimi związanymi z tym przywilejami czy możliwościami doktoryzowania oraz habilitowania innych naukowców. Bardzo często osoby ze słowackimi tytułami przypisywały sobie habilitacje z dyscyplin naukowych, których nie reprezentują. Dla przykładu dr hab. Tadeusz Bąk, w bazie OPI, która dokumentuje dorobek naukowców, przekonywał, że jego habilitacja dotyczy socjologii, choć jest docentem pracy socjalnej. Po naszej publikacji usunął ten wpis i teraz nie wiadomo, jakiej dyscypliny jego habilitacja dotyczy. Co więcej, Bąk jest członkiem jednego z zespołów Polskiej Komisji Akredytacyjnej, która czuwa nad jakością nauczania na polskich uczelniach. Najprawdopodobniej już niedługo. Jak poinformował nas prof. Marek Rocki, szef PKA, jego sprawa zostanie skierowana do komisji etyki PKA. To początek procedury odwołania Bąka.

Podobnych sytuacji jest więcej. Barbara Błaszczyk w OPI figuruje jako dr hab. nauk medycznych, podczas gdy jej słowacka „habilitacja” z medycyną nie ma nic wspólnego. Środowisko akademickie przekonuje, że do rozwiązania problemu nie wystarczy jedynie zmiana umowy, ale także przeprowadzenie analizy dorobku naukowego tych osób, które swoje dyplomy już ze Słowacji przywiozły. Artur Grabek, Cezary Bielakowski

Ile da się wycisnąć z ludzkiego organizmu

Wcztery dni z plaży nad Bałtykiem aż na szczyt Rysów bez motorówki, samochodu czy motocykla. Tego wyzwania podjęło się dwóch śmiałków. Pochodzący w Wrocławia 45-letni Krzysztof Wiatrowski i 57-letni Tadeusz Mleczek wyprawę rozpoczęli na Helu. Pokonali wpław 11 km z Kuźnicy do Pucka, potem przesiedli się na rowery, którymi pokonali 650 km do Krakowa. Ostatniego dnia w stolicy Małopolski rozpoczęli 130-kilometrowy marszobieg, który zakończyli na Rysach – najwyższym szczycie polskiej części Tatr. O pokonaniu tak szalonego dystansu w tak krótkim czasie marzyli od dwóch lat, ale przygotowania były wyjątkowo trudne. Obaj mają normalną pracę, więc trenowali po godzinach. Dodatkowo Krzysztof ma chore dziecko, które walczy o życie. To zresztą był główny powód, dla którego zdecydowali się na taki bieg. W ten sposób namawiają do wspierania wrocławskiej Fundacji na rzecz Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej „Krzyś”. – Lubię poznawać swoje granice. Razem z Tadeuszem zaczęliśmy uczestniczyć w dziwnych imprezach, takich jak skakanie w worku na 10 km albo pchanie samochodu na długim dystansie. Chcieliśmy dowiedzieć się, ile da się wycisnąć z ludzkiego organizmu – tłumaczy Krzysztof Wiatrowski.

Więcej możesz przeczytać w 33/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.