Powrót carów

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Rosji znów wywlekli carów z grobu. Wszystko po to, żeby rodzina Romanowów objęła patronatem neoimperialną politykę Putina.
Na pierwszy ogień poszedł święty car odkupiciel i pierwszy orędownik
Rusi Niebieskiej przed Tronem Wszechmogącym, żeby wymienić tylko kilka
tytułów, którymi prawosławie obdarza zamordowanego przez bolszewików
Mikołaja II. Otwarciu jego grobowca w twierdzy Pietropawłowskiej w 
Petersburgu towarzyszyła msza żałobna, po której patolodzy sądowi
pobrali próbkę kości czaszki, by potwierdzić, że złożona w grobie głowa
rzeczywiście należała do ostatniego cara. Chodzi o to, że wedle pogłosek
czaszka ostatniego z Romanowów, zamordowanego wraz z całą rodziną w 
piwnicy domu w Jekaterynburgu, miała trafić na biurko samego Lenina jako
dowód ostatecznego końca dynastii. Po Mikołaju II technicy Komitetu
Śledczego Federacji Rosyjskiej wzięli się do grobowca jego ojca
Aleksandra III. Badaniu poddano także próbki krwi z koszuli Aleksandra
II, który zginął w zamachu z rąk polskiego terrorysty Ignacego
Hryniewieckiego. Jednocześnie podjęto starania o ekshumację
spoczywającego w cerkwi św. Marii Magdaleny na Wzgórzu Oliwnym w 
Jerozolimie ciała wielkiej księżnej Elżbiety – siostry carycy
Aleksandry, spalonej żywcem na rozkaz Lenina w szybie nieczynnej kopalni
na Uralu.


Krymski łącznik


Cała ta skomplikowana operacja to tylko część przygotowań do 
uroczystości planowanych na stulecie wybuchu rewolucji i obalenia
monarchii. „Obecnie Rosja przechodzi skomplikowany proces odzyskiwania
chwały i pozycji w świecie. Jestem pewien, że w tym historycznym
momencie Romanowowie nie będą stali z boku, wrócą do kraju, by stać się
symbolem odrodzenia mocy ludu rosyjskiego” – napisał w liście do 
mieszkającej w Hiszpanii wielkiej księżnej Marii Władimirownej blisko
związany z prezydentem Putinem deputowany do Dumy Władimir Pietrow. To 
ona jest dziś tytularną rosyjską imperatorową. Okazuje się bowiem, że 
reaktywacja imperium rosyjskiego prowadzona przez obecne władze nie 
ogranicza się do agresywnej polityki wobec Ukrainy czy interwencji w 
Syrii. Kremlowscy planiści poza kwestiami militarnymi zadbali także o 
duchowe. Jeśli Rosja ma się odrodzić jako kolejne wcielenie Świętej
Rusi, Trzeciego Rzymu, ostatniej opoki cywilizacji chrześcijańskiej,to
jej patronami nie mogą być bezbożni sowieccy zbrodniarze. Stąd też
intensywne umizgi do żyjących krewnych carów, którzy zresztą wcale nie 
mówią „nie” na propozycje władz w Moskwie. – Księżna zawsze może wrócić
jako prywatny obywatel, ale ponieważ jest głową rodu, ma zobowiązania
wobec przodków i jej powrót musi mieć godny charakter – oświadczył
Aleksander Zakatow, przedstawiciel Romanowów w Rosji.


Wygląda na to, że Kreml i na to ma gotową odpowiedź, proponując ustami
deputowanego Pietrowa przyznanie rodzinie specjalnego statusu oraz 
oddanie jednego z majątków należących do dynastii przed rewolucją. W grę
wchodzi pałac w Liwadii na Krymie kupiony przez Aleksandra II. Powrót
rodziny carskiej na Krym byłby symbolicznym przypieczętowaniem panowania
Moskwy nad zagrabionym Ukrainie półwyspem. Problem w tym, że swoją grę
prowadzi tu również Cerkiew prawosławna.


Cudownie ocaleni


Patriarchat moskiewski nieprzypadkowo nazywa Mikołaja II carskim
cierpiętnikiem. W roku 2000 władca, jego żona i pięcioro zamordowanych
przez czekistów dzieci zostali kanonizowani. Cerkiew nigdy nie uznała
jednak ich szczątków za oficjalne relikwie, co uniemożliwia inicjację
państwowego kultu rodziny Romanowów, na czym tak zależy Putinowskiej
propagandzie. Doszło wręcz do tego, że patriarcha Moskwy i Wszechrusi
Cyryl zablokował pochówek szczątków carewicza Aleksieja i jego siostry
Marii znalezionych w 2007 r. Ich kości spoczywały w osobnym grobie,
kilkadziesiąt metrów od miejsca, skąd w 1991 r. wydobyto poćwiartowane i 
oblane kwasem zwłoki rodziców oraz trzech sióstr.


Władze już od kilku lat próbują doprowadzić do oficjalnego pogrzebu
Aleksieja i Marii, aby mogli spocząć obok reszty rodziny pochowanej w 
soborze Twierdzy Pietropawłowskiej w 1998 r. Jednak wobec oporu Cerkwi
szczątki wciąż są złożone w magazynach Archiwum Państwowego w Moskwie.
Duchowni chcą, by zanim odbędzie się pochówek, zakończono śledztwo w 
sprawie mordu na rodzinie carskiej. A na to przyjdzie jeszcze poczekać,
jako że właśnie wznowiono je na polecenie premiera Dmitrija
Miedwiediewa. – Jesteśmy zawsze gotowi pomóc Cerkwi, jeśli istnieją
jakiekolwiek wątpliwości co do autentyczności szczątków, przy których
identyfikacji nie było przedstawicieli patriarchatu – oświadczył
Aleksander Sołowiow z Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
Patriarchat ma powody, żeby grać na nosie świeckim władzom w Moskwie.
Poza polityczną rozgrywką o wpływy chodzi tu także o wiarygodność
prawosławia w Rosji. Patriarcha Cyryl woli dmuchać na zimne, bo historia
XX w. pełna jest cudownie ocalonych członków carskiej rodziny, którzy
okazywali się zwyczajnymi oszustami.


Parada Blagierów


Palmę pierwszeństwa wśród domniemanych księżniczek uratowanych przed
bolszewikami dzierży niejaka Nadieżda Wasiljewa, pojmana przez czekistów
w drodze do Chin w czasach wojny domowej w Rosji. Wasiljewa spędziła
całe życie w gułagach i psychuszkach, skąd po niemiecku i francusku
pisała listy do króla Anglii Jerzego V, podając się za wielką księżnę
Anastazję i prosząc kuzyna o pomoc. Jednak największą gwiazdą w długim
szeregu osób podających się za carskich zmartwychwstańców była
Franciszka Szanckowska. Polska robotnica mówiąca po niemiecku z silnym
słowiańskim akcentem objawiła się światu w berlińskim szpitalu
psychiatrycznym, gdzie trafiła po próbie samobójczej. Inni
pensjonariusze z powodu akcentu i ran (odniesionych podczas produkcji
granatów) nazywali ją wielką księżną.


Część carskich imigrantów w Niemczech dała się na to nabrać i uznała ją
za księżniczkę Anastazję. Obwożono ją po bliższych i dalszych krewnych z 
arystokratycznych rodów Europy, którzy gościli ją z uprzejmości bądź z 
chęci zagrania na nosie bolszewikom. Opiniami ludzi takich jak książę
Feliks Jusupow, który Anastazję znał osobiście i twierdził, że 
Szanckowska w ogóle jej nie przypomina, nikt się nie przejmował. Frakcji
zwolenników Polki przewodził Gleb Botkin, syn nadwornego lekarza cara
Mikołaja zamordowanego razem z imperatorem.


Po rewolucji wyemigrował do USA, gdzie założył Kościół Afrodyty,
pierwszą neopogańską wspólnotę religijną w USA. Franciszce Szanckowskiej
zapewnił protekcję słynnego pianisty Siergieja Rachmaninowa. Znalazł też
prawnika, który w jej imieniu podjął starania o odzyskanie należnej jej
części rodzinnej fortuny, ale niewiele wskórał. Podobnie było w 
przypadku Eugenii Drabek Smetisko, urodzonej w Bukowinie mieszkanki
Chicago, która w latach 60. opublikowała jako Anastazja swoje rzekome
wspomnienia z czasów rewolucji.


Udało jej się nakłonić do współpracy w tym oszustwie Michała
Goleniewskiego, agenta polskiego Urzędu Bezpieczeństwa, który uciekł do 
USA. Najpierw sprzedał CIA informacje na temat służb PRL, a potem zaczął
się podawać za carewicza Aleksieja, cudownie ocalonego z rzezi w 
Jekaterynburgu następcę tronu. Jak widać, polski wątek losów
samozwańczych Romanowów nie jest związany jedynie z XVII-wiecznym
Dymitrem. Ślady Romanowów znajdowano także w Bułgarii i Rumunii, ale 
wraz z rozwojem nauki i możliwością weryfikacji podobnych doniesień
poprzez testy DNA liczba blagierów udających potomków carskiej rodziny
spadała. Ostatnia pretendentka do tytułu wielkiej księżnej, Gruzinka
Natalia Bilichodze, podająca się za córkę Anastazji, pojawiła się w 
Rosji w roku kanonizacji Romanowów, czyli równo 15 lat temu.


Jak czekista z czekistą


Źródłem legend karmiących wyobraźnię szaleńców, oszustów i szpiegów był
brak informacji o losach dwojga zamordowanych w Jekaterynburgu dzieci
Mikołaja. Bolszewicy postarali się, żeby zatrzeć ślady egzekucji.
Pogłoski o odkryciu grobu carskiej rodziny pojawiły się w latach 70.,
ale dopiero po upadku komunizmu dokonano oficjalnej ekshumacji. W 
płytkim dole w lesie koło Jekaterynburga brakowało jednak ciał carewicza
Aleksieja i księżnej Marii. Znaleziono je dopiero w 2007 r. To właśnie
te szczątki stanowią kartę przetargową w rozgrywce między władzą
świecką, reprezentowaną przez bezpośredniego spadkobiercę czekistów, a 
patriarchą upominającym się o rząd dusz nad imperium. W carskiej Rosji
Romanowowie skutecznie podporządkowali Cerkiew samodzierżawiu. Ich
sowieccy następcy też trzymali patriarchów żelazną ręką. Zapewne i teraz
Cyryl dogada się z Putinem. W końcu jego poprzednicy byli
współpracownikami, a czasem wręcz wysokimi oficerami tego samego KGB, z 
którego wywodzi się prezydent.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.