Rozmowa z prof. Leszkiem Balcerowiczem, prezesem NBP
Wprost: Dokąd bliżej jest dziś Polsce: do kwitnących Chin i Irlandii czy też do Argentyny lub Turcji kojarzonych ze stagnacją gospodarczą i wielkim krachem finansowym?
Leszek Balcerowicz: O tempie rozwoju w największym stopniu decyduje ustrój. Wszystkie kraje o ustroju etatystycznym lub przechodzące do tego ustroju ponosiły klęskę. Cuda gospodarcze zdarzają się tylko w krajach z gospodarką rynkową.
- Rozwijające się w oszałamiającym tempie Chiny nie mają przecież gospodarki rynkowej.
- Chiny mają socjalistyczny ustrój polityczny i coraz więcej kapitalizmu w gospodarce. W "socjalistycznych" Chinach w przeciwieństwie do kapitalistycznej Polski w niektórych regionach wszystkie przedsiębiorstwa są już prywatne! Chiny są o wiele bardziej otwarte na zagraniczne inwestycje bezpośrednie i na handel międzynarodowy niż Indie, które uchodzą za kapitalistyczne.
- W połowie lat 90. cuda zdarzyły się również w Polsce; wszak uznawano nas wtedy za tygrysa gospodarczego Europy.
- Nie, tygrysem w pełnym tego słowa znaczeniu dotychczas się nie staliśmy. Na początku lat 90. weszliśmy na tę drogę i zaszliśmy na niej dosyć daleko, ale potem zaczęły się polityczne blokady kilku najważniejszych reform oraz psucie gospodarki. Tygrys gospodarczy to biedny kraj, który włącza się do światowej rywalizacji i przez trzydzieści, czterdzieści lat utrzymuje tempo wzrostu co najmniej trzykrotnie wyższe od średniego tempa. Tygrysami były Korea Południowa, Tajwan, Hongkong, Singapur, Tajlandia. W Europie jest nim od końca lat 80. Irlandia.
- W Korei Południowej nastąpił cud gospodarczy, choć królował tam etatyzm, wspomnijmy choćby słynne czebole lub państwowe banki. Nasi zwolennicy omnipotencji państwa chętnie przeciwstawiają koreański etatystyczny model gospodarce wolnorynkowej.
- Przemilczają przy tym to, co się stało z czebolami. To właśnie one stały się jednym z głównych problemów Korei pod koniec lat 90. Gospodarcze tygrysy odróżniają się od innych krajów pewnym wyjątkowym splotem cech ustrojowych: przewagą własności prywatnej, otwartą na świat gospodarką, stabilnym pieniądzem, bardzo ograniczonym fiskalizmem. Dzięki temu mają niskie podatki. Państwo wydaje tam zaledwie kilkanaście procent, niekiedy trochę ponad 20 proc. PKB.
- W Polsce poziom wydatków państwowych przekracza 40 proc. PKB...
- I dlatego, moim zdaniem, nie możemy z takim garbem fiskalnym być gospodarczym tygrysem.
- Nim staliśmy się tygrysem, ogarnęła nas euroskleroza?
- Jeśli chodzi o rozdęte wydatki budżetu i podatki - to tak. Do tego dochodzi brak dostatecznej liberalizacji rynku pracy. W efekcie na jednego legalnie zatrudnionego Polaka przypada już prawie jedna osoba, która nie ma legalnej pracy. To jest, jakże niemoralny i szkodliwy dla ludzi, rezultat zablokowania reform finansów państwa oraz reform rynkowych w sferze stosunków pracy.
- A na Słowacji, która jeszcze kilka lat temu znajdowała się w znacznie gorszej od nas sytuacji, tempo wzrostu gospodarczego wynosi 7 proc. rocznie.
- Po okresie, kiedy rządził Meciar, Słowacy zdołali się odbić od dna i przeprowadzić więcej reform niż my w ostatnich latach. Zreformowali wzorcowo służbę zdrowia, wymiar sprawiedliwości, ograniczyli wydatki socjalne, zmniejszyli i uprościli podatki. Zostali za to nagrodzeni. Trzeba jednak dodać, że ostatnio ich gospodarka wykazuje objawy przegrzania.
- Może Polsce, żeby otrząsnąć się z letargu, potrzebny jest też upadek na dno, taki, jaki przeżyli Słowacy?
- Lepiej działać wcześniej. Dużo możemy się nauczyć również od Litwy, gdzie w 1999 r. wskutek kryzysu rosyjskiego spadł PKB. Mimo to Litwini drastycznie ograniczyli wydatki budżetowe i wbrew potocznym wyobrażeniom gospodarka niemal od razu zaczęła przyspieszać. I Litwa staje się w przeciwieństwie do Polski tygrysem prawdziwym. Przyspieszenie wzrostu gospodarki w wyniku radykalnego ograniczenia wydatków publicznych nie mieści się w wyobraźni większości polskich ekonomistów i polityków. A tymczasem na Litwie zadziałały znane z nowszych badań ekonomicznych czynniki niekeynesowskie: wyraźne ograniczenie wydatków budżetu pobudziło z nawiązką wydatki prywatne, w tym inwestycyjne. W Polsce w tym czasie trwało rozluźnienie fiskalne, a niektórzy mówią, że i tak wydatki budżetowe były za małe. Gdybyśmy w drugiej połowie lat 90. zastosowali takie rozwiązania jak Litwini, to pewnie gospodarka rozwijałaby się szybciej i nie odstawalibyśmy tak od Litwy. Postąpiliśmy jednak inaczej, po roku 2000 zwiększono poziom fiskalizmu. Przykładem niech będzie podatek nałożony na odsetki od oszczędności, akcyza na energię elektryczną, zamrożenie progów podatkowych itp.
- Bądźmy sprawiedliwi, były jednak próby reform, jak choćby tzw. plan Hausnera mający obniżyć rozdęte wydatki państwa.
- Tak, to był ważny dla Polski plan i prof. Hausner zasługuje na wyrazy najwyższego uznania. Niestety, zrealizowano tylko fragmenty jego planu. Zablokowali go jak zwykle tzw. obrońcy ludu, którzy deklamują frazesy o swojej "wrażliwości społecznej", a w rzeczywistości skazują ludzi na bezrobocie.
- Była też wprowadzona przez rząd Leszka Millera obniżka podatku CIT.
- To był dobry krok, ale nie mógł rozwiązać podstawowego problemu, czyli nadmiernych wydatków państwa. To one prowadzą do wysokich podatków, co w sumie osłabia nasz wzrost gospodarczy i tworzy długofalowe bezrobocie. Jest to zarówno nieefektywne, jak i niemoralne.
- Obecny układ rządzący twierdzi, że chce odrzucić całe zło, które narosło w minionych latach, które zahamowało nasz rozwój.
- Ostatnie siedemnaście lat odmalowano jako piekło i zapowiedziano, że zostaniemy zaprowadzeni do nieba. Pozostaje jednak pytanie, czy owo niebo nie będzie się składać z najgorszych elementów piekła, czyli nie naprawionych składników III Rzeczypospolitej. Na razie bowiem mamy dodatkowe zwiększenie wydatków państwa o ponad3 mld zł; te dodatkowe wydatki trzeba będzie co roku uwzględniać w budżecie. Jak można w tej sytuacji zmniejszać ciężary podatkowe? Nie widać też na razie prywatyzacji, co oznacza utrzymywanie władzy polityków nad przedsiębiorstwami, które są nadal państwowe. Powtarza się, że czyni się to dla narodu, ale praktyka nasuwa pytanie - czy nie dla kolegów z własnego układu rządzącego? Nawet gdyby blokadzie prywatyzacji przyświecały szlachetne intencje, to skutki muszą być opłakane - firmy państwowe będą coraz bardziej bezradne wobec prywatnych, sprawniej zarządzanych firm polskich i zagranicznych. A to oznacza skazywanie pracowników przedsiębiorstw państwowych na perspektywę bezrobocia. To prędzej czy później nastąpi. Dotychczas nie widać tego wyraźnie tam, gdzie państwowe firmy są monopolistami na naszym rynku. Ale za to płaci konsument. A ponadto w dziedzinach obecnie zmonopolizowanych będzie narastać konkurencja. Dotychczas trudno więc się dopatrzyć kroków, które powodowałyby, że stajemy się gospodarczym tygrysem.
- Nie było takim krokiem wprowadzenie do rządu prof. Zyty Gilowskiej znanej z liberalnych poglądów?
- Pamiętam wcześniejsze wypowiedzi prof. Gilowskiej na temat naszego państwa, z którymi się zgadzałem. Szczerze życzę jej sukcesu. Wiem jednak, jak ważny dla reform jest cały rządzący układ parlamentarno-rządowy.
- Czy obecny rząd ograniczy niezależność NBP, czyli uzyska wpływ na politykę monetarną?
- W poprzednich latach propozycje Samoobrony i innych partii, zmierzające do ograniczenia niezależności NBP, traktowano jako egzotykę. Teraz chyba jest inaczej. Uzyskanie przez polityków wpływu na politykę monetarną w systemie, w którym pieniądz nie jest powiązany z kruszcem, a więc można by go w zależności od politycznych potrzeb drukować, byłoby bardzo niebezpieczne dla ludzi. Jednym z największych osiągnięć III RP jest przejście od pieniądza praktycznie bezwartościowego do pieniądza, który spełnia wysokie zachodnie standardy. I to ma być narażone na szwank?!
- Czyli, bliżej nam do Argentyny niż do Irlandii?
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie, żeby nie dać argumentów zwolennikom teorii, że w Polsce nic nie da się zrobić. Powiem jedno, obecny rząd jest trzecim z kolei, który miał na starcie bardzo dobrą sytuację gospodarczą: niską inflację, szybko rosnącą produkcję, niemal równowagę w rozliczeniach zagranicznych, bardzo dobre wyniki w eksporcie itp. W dużej mierze wynika to z oddolnych reform w przedsiębiorstwach. Mamy także wyjątkowo spokojne rynki finansowe.
- Spokój rynków finansowych, dzięki którym nie znaleźliśmy się w sytuacji takiej jak Argentyna, może nie trwać wiecznie.
- Jeżeli w gospodarce kumulują się zagrożenia, to rynkom finansowym wystarczy niekiedy jedno wydarzenie, które sprawia, że działają gwałtownie. Takie zdarzenie zwykle zaskakuje wszystkich. Przykładem niech będzie Islandia, stabilne państwo o rozwiniętej gospodarce rynkowej, o większej niż u nas dojrzałości politycznej, w której ostatnio w ciągu dwóch dni doszło do deprecjacji waluty o prawie 10 proc. I nikt nie przewidział tego załamania.
- Co mogłoby w Polsce wywołać niepokój rynków finansowych?
- Choćby obniżka ratingu państwa, będąca wotum nieufności wobec polityki fiskalnej państwa. Mogą ją wywołać na przykład informacje o pogarszającej się sytuacji budżetowej, o możliwości wzrostu inflacji, groźbie osłabienia NBP jako strażnika polityki monetarnej państwa, a także spowolniony wzrost gospodarczy. Dobry rząd powinien być świadomy możliwości wystąpienia któregoś z tych czynników i powinien czynić wszystko, aby to nie nastąpiło.
- Czyli, raz jeszcze zadajemy to pytanie: Irlandia czy Argentyna?
- Nasze perspektywy zależą od proporcji między tymi, którzy dadzą się wprowadzić w błąd populistycznym demagogom, a tymi, którzy się będą temu aktywnie przeciwstawiać. Dobre perspektywy ma się tylko wtedy, gdy wygrywa się z siłami etatyzmu. A to ostatecznie zależy od społecznej mobilizacji. Za zaniechania się płaci.
Leszek Balcerowicz: O tempie rozwoju w największym stopniu decyduje ustrój. Wszystkie kraje o ustroju etatystycznym lub przechodzące do tego ustroju ponosiły klęskę. Cuda gospodarcze zdarzają się tylko w krajach z gospodarką rynkową.
- Rozwijające się w oszałamiającym tempie Chiny nie mają przecież gospodarki rynkowej.
- Chiny mają socjalistyczny ustrój polityczny i coraz więcej kapitalizmu w gospodarce. W "socjalistycznych" Chinach w przeciwieństwie do kapitalistycznej Polski w niektórych regionach wszystkie przedsiębiorstwa są już prywatne! Chiny są o wiele bardziej otwarte na zagraniczne inwestycje bezpośrednie i na handel międzynarodowy niż Indie, które uchodzą za kapitalistyczne.
- W połowie lat 90. cuda zdarzyły się również w Polsce; wszak uznawano nas wtedy za tygrysa gospodarczego Europy.
- Nie, tygrysem w pełnym tego słowa znaczeniu dotychczas się nie staliśmy. Na początku lat 90. weszliśmy na tę drogę i zaszliśmy na niej dosyć daleko, ale potem zaczęły się polityczne blokady kilku najważniejszych reform oraz psucie gospodarki. Tygrys gospodarczy to biedny kraj, który włącza się do światowej rywalizacji i przez trzydzieści, czterdzieści lat utrzymuje tempo wzrostu co najmniej trzykrotnie wyższe od średniego tempa. Tygrysami były Korea Południowa, Tajwan, Hongkong, Singapur, Tajlandia. W Europie jest nim od końca lat 80. Irlandia.
- W Korei Południowej nastąpił cud gospodarczy, choć królował tam etatyzm, wspomnijmy choćby słynne czebole lub państwowe banki. Nasi zwolennicy omnipotencji państwa chętnie przeciwstawiają koreański etatystyczny model gospodarce wolnorynkowej.
- Przemilczają przy tym to, co się stało z czebolami. To właśnie one stały się jednym z głównych problemów Korei pod koniec lat 90. Gospodarcze tygrysy odróżniają się od innych krajów pewnym wyjątkowym splotem cech ustrojowych: przewagą własności prywatnej, otwartą na świat gospodarką, stabilnym pieniądzem, bardzo ograniczonym fiskalizmem. Dzięki temu mają niskie podatki. Państwo wydaje tam zaledwie kilkanaście procent, niekiedy trochę ponad 20 proc. PKB.
- W Polsce poziom wydatków państwowych przekracza 40 proc. PKB...
- I dlatego, moim zdaniem, nie możemy z takim garbem fiskalnym być gospodarczym tygrysem.
- Nim staliśmy się tygrysem, ogarnęła nas euroskleroza?
- Jeśli chodzi o rozdęte wydatki budżetu i podatki - to tak. Do tego dochodzi brak dostatecznej liberalizacji rynku pracy. W efekcie na jednego legalnie zatrudnionego Polaka przypada już prawie jedna osoba, która nie ma legalnej pracy. To jest, jakże niemoralny i szkodliwy dla ludzi, rezultat zablokowania reform finansów państwa oraz reform rynkowych w sferze stosunków pracy.
- A na Słowacji, która jeszcze kilka lat temu znajdowała się w znacznie gorszej od nas sytuacji, tempo wzrostu gospodarczego wynosi 7 proc. rocznie.
- Po okresie, kiedy rządził Meciar, Słowacy zdołali się odbić od dna i przeprowadzić więcej reform niż my w ostatnich latach. Zreformowali wzorcowo służbę zdrowia, wymiar sprawiedliwości, ograniczyli wydatki socjalne, zmniejszyli i uprościli podatki. Zostali za to nagrodzeni. Trzeba jednak dodać, że ostatnio ich gospodarka wykazuje objawy przegrzania.
- Może Polsce, żeby otrząsnąć się z letargu, potrzebny jest też upadek na dno, taki, jaki przeżyli Słowacy?
- Lepiej działać wcześniej. Dużo możemy się nauczyć również od Litwy, gdzie w 1999 r. wskutek kryzysu rosyjskiego spadł PKB. Mimo to Litwini drastycznie ograniczyli wydatki budżetowe i wbrew potocznym wyobrażeniom gospodarka niemal od razu zaczęła przyspieszać. I Litwa staje się w przeciwieństwie do Polski tygrysem prawdziwym. Przyspieszenie wzrostu gospodarki w wyniku radykalnego ograniczenia wydatków publicznych nie mieści się w wyobraźni większości polskich ekonomistów i polityków. A tymczasem na Litwie zadziałały znane z nowszych badań ekonomicznych czynniki niekeynesowskie: wyraźne ograniczenie wydatków budżetu pobudziło z nawiązką wydatki prywatne, w tym inwestycyjne. W Polsce w tym czasie trwało rozluźnienie fiskalne, a niektórzy mówią, że i tak wydatki budżetowe były za małe. Gdybyśmy w drugiej połowie lat 90. zastosowali takie rozwiązania jak Litwini, to pewnie gospodarka rozwijałaby się szybciej i nie odstawalibyśmy tak od Litwy. Postąpiliśmy jednak inaczej, po roku 2000 zwiększono poziom fiskalizmu. Przykładem niech będzie podatek nałożony na odsetki od oszczędności, akcyza na energię elektryczną, zamrożenie progów podatkowych itp.
- Bądźmy sprawiedliwi, były jednak próby reform, jak choćby tzw. plan Hausnera mający obniżyć rozdęte wydatki państwa.
- Tak, to był ważny dla Polski plan i prof. Hausner zasługuje na wyrazy najwyższego uznania. Niestety, zrealizowano tylko fragmenty jego planu. Zablokowali go jak zwykle tzw. obrońcy ludu, którzy deklamują frazesy o swojej "wrażliwości społecznej", a w rzeczywistości skazują ludzi na bezrobocie.
- Była też wprowadzona przez rząd Leszka Millera obniżka podatku CIT.
- To był dobry krok, ale nie mógł rozwiązać podstawowego problemu, czyli nadmiernych wydatków państwa. To one prowadzą do wysokich podatków, co w sumie osłabia nasz wzrost gospodarczy i tworzy długofalowe bezrobocie. Jest to zarówno nieefektywne, jak i niemoralne.
- Obecny układ rządzący twierdzi, że chce odrzucić całe zło, które narosło w minionych latach, które zahamowało nasz rozwój.
- Ostatnie siedemnaście lat odmalowano jako piekło i zapowiedziano, że zostaniemy zaprowadzeni do nieba. Pozostaje jednak pytanie, czy owo niebo nie będzie się składać z najgorszych elementów piekła, czyli nie naprawionych składników III Rzeczypospolitej. Na razie bowiem mamy dodatkowe zwiększenie wydatków państwa o ponad3 mld zł; te dodatkowe wydatki trzeba będzie co roku uwzględniać w budżecie. Jak można w tej sytuacji zmniejszać ciężary podatkowe? Nie widać też na razie prywatyzacji, co oznacza utrzymywanie władzy polityków nad przedsiębiorstwami, które są nadal państwowe. Powtarza się, że czyni się to dla narodu, ale praktyka nasuwa pytanie - czy nie dla kolegów z własnego układu rządzącego? Nawet gdyby blokadzie prywatyzacji przyświecały szlachetne intencje, to skutki muszą być opłakane - firmy państwowe będą coraz bardziej bezradne wobec prywatnych, sprawniej zarządzanych firm polskich i zagranicznych. A to oznacza skazywanie pracowników przedsiębiorstw państwowych na perspektywę bezrobocia. To prędzej czy później nastąpi. Dotychczas nie widać tego wyraźnie tam, gdzie państwowe firmy są monopolistami na naszym rynku. Ale za to płaci konsument. A ponadto w dziedzinach obecnie zmonopolizowanych będzie narastać konkurencja. Dotychczas trudno więc się dopatrzyć kroków, które powodowałyby, że stajemy się gospodarczym tygrysem.
- Nie było takim krokiem wprowadzenie do rządu prof. Zyty Gilowskiej znanej z liberalnych poglądów?
- Pamiętam wcześniejsze wypowiedzi prof. Gilowskiej na temat naszego państwa, z którymi się zgadzałem. Szczerze życzę jej sukcesu. Wiem jednak, jak ważny dla reform jest cały rządzący układ parlamentarno-rządowy.
- Czy obecny rząd ograniczy niezależność NBP, czyli uzyska wpływ na politykę monetarną?
- W poprzednich latach propozycje Samoobrony i innych partii, zmierzające do ograniczenia niezależności NBP, traktowano jako egzotykę. Teraz chyba jest inaczej. Uzyskanie przez polityków wpływu na politykę monetarną w systemie, w którym pieniądz nie jest powiązany z kruszcem, a więc można by go w zależności od politycznych potrzeb drukować, byłoby bardzo niebezpieczne dla ludzi. Jednym z największych osiągnięć III RP jest przejście od pieniądza praktycznie bezwartościowego do pieniądza, który spełnia wysokie zachodnie standardy. I to ma być narażone na szwank?!
- Czyli, bliżej nam do Argentyny niż do Irlandii?
- Nie chcę odpowiadać na to pytanie, żeby nie dać argumentów zwolennikom teorii, że w Polsce nic nie da się zrobić. Powiem jedno, obecny rząd jest trzecim z kolei, który miał na starcie bardzo dobrą sytuację gospodarczą: niską inflację, szybko rosnącą produkcję, niemal równowagę w rozliczeniach zagranicznych, bardzo dobre wyniki w eksporcie itp. W dużej mierze wynika to z oddolnych reform w przedsiębiorstwach. Mamy także wyjątkowo spokojne rynki finansowe.
- Spokój rynków finansowych, dzięki którym nie znaleźliśmy się w sytuacji takiej jak Argentyna, może nie trwać wiecznie.
- Jeżeli w gospodarce kumulują się zagrożenia, to rynkom finansowym wystarczy niekiedy jedno wydarzenie, które sprawia, że działają gwałtownie. Takie zdarzenie zwykle zaskakuje wszystkich. Przykładem niech będzie Islandia, stabilne państwo o rozwiniętej gospodarce rynkowej, o większej niż u nas dojrzałości politycznej, w której ostatnio w ciągu dwóch dni doszło do deprecjacji waluty o prawie 10 proc. I nikt nie przewidział tego załamania.
- Co mogłoby w Polsce wywołać niepokój rynków finansowych?
- Choćby obniżka ratingu państwa, będąca wotum nieufności wobec polityki fiskalnej państwa. Mogą ją wywołać na przykład informacje o pogarszającej się sytuacji budżetowej, o możliwości wzrostu inflacji, groźbie osłabienia NBP jako strażnika polityki monetarnej państwa, a także spowolniony wzrost gospodarczy. Dobry rząd powinien być świadomy możliwości wystąpienia któregoś z tych czynników i powinien czynić wszystko, aby to nie nastąpiło.
- Czyli, raz jeszcze zadajemy to pytanie: Irlandia czy Argentyna?
- Nasze perspektywy zależą od proporcji między tymi, którzy dadzą się wprowadzić w błąd populistycznym demagogom, a tymi, którzy się będą temu aktywnie przeciwstawiać. Dobre perspektywy ma się tylko wtedy, gdy wygrywa się z siłami etatyzmu. A to ostatecznie zależy od społecznej mobilizacji. Za zaniechania się płaci.
Więcej możesz przeczytać w 10/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.