Marcinkiewicz jest rumakiem, który dla wodza Kaczyńskiego wygrywa prestiżowe gonitwy
Media spekulują na temat rozdźwięków między Jarosławem Kaczyńskim a Kazimierzem Marcinkiewiczem. Niektórzy obserwatorzy mówią nawet o nieuchronnej rekonstrukcji rządu. Przyczyną kłopotów premiera ma być jego rosnąca popularność, coraz gorzej przyjmowana przez prezesa PiS. Nie dysponując żadną tajemną wiedzą w tej sprawie, warto popatrzeć na nią z perspektywy historii. A ta zna wiele przykładów takiego jak u Kaczyńskiego sposobu pełnienia funkcji lidera. Chodzi o przywództwo, w którym nie ma większego znaczenia zakorzenienie publiczne, mierzone np. pozycją zajmowaną w rankingach popularności. Decyduje autorytet wodza, który zawsze ma rację. Nawet wówczas, kiedy różni się zdaniem z większością społeczeństwa, w czym podwładni widzą nie słabość, lecz potwierdzenie jego dalekowzroczności.
Na takich filarach zbudowany był autorytet Piłsudskiego, którego sposób postępowania Kaczyński zdaje się coraz bardziej kopiować. Owo podobieństwo w sprawowaniu przywództwa może być pomocne przy diagnozowaniu przyszłych losów Marcinkiewicza.
Piłsudski nigdy nie był zazdrosny o popularność swoich premierów. Ale też nie rezerwował tego stanowiska tylko dla jednej osoby. Wiedział, że w tym newralgicznym miejscu ludzie szybko się zużywają. Zmieniał więc premierów stosownie do potrzeb chwili. Odwołanie z urzędu wcale nie oznaczało niełaski, lecz jedynie chwilowe przesunięcie do drugiej linii. Były osoby, jak Kazimierz Bartel i Walery Sławek, którym kilkakrotnie powierzał kierowanie rządem, choć byli też premierzy jednorazowego użytku. Także sam, kiedy nie było innego wyjścia, sięgał po to stanowisko, choć szybko powracał do rządowego cienia.
W świetle tej analogii trudno oczekiwać, by Marcinkiewicz wytrwał jako premier całą kadencję. Prędzej czy później prezes Kaczyński zastąpi go osobą lepiej odpowiadającą potrzebom chwili. Na pewno o dymisji nie zdecyduje rosnąca popularność. Wręcz przeciwnie, premier może być spokojny o swą posadę, jak długo będzie przodował w rankingach popularności. Wódz panuje nad stadem i nie wycofuje z wyścigów rumaka wygrywającego prestiżowe gonitwy. I byłby głupcem, gdyby zazdrościł popularności swoim wierzchowcom. W pierwszej kolejności przysparzają one przecież profitów właścicielowi stajni. Równie niemądre byłoby eksploatowanie rumaka, kiedy zaczyna przegrywać wyścigi. Wtedy lepiej dać mu odsapnąć, niż czekać na zejście z bieżni przy gwizdach. Tak traktował swoich współpracowników Piłsudski. Kaczyński najpewniej podąży jego śladami.
Marcinkiewicz więc odejdzie, kiedy jego rząd zacznie tracić zaufanie i stanie się balastem dla PiS. Zdymisjonowany premier nie padnie jednak ofiarą politycznego kanibalizmu. Pozostanie w najbliższym otoczeniu lidera i doczeka momentu powrotu, chyba że PiS-owska łódź osiądzie na politycznej mieliźnie.
Fot. Z. Furman
Na takich filarach zbudowany był autorytet Piłsudskiego, którego sposób postępowania Kaczyński zdaje się coraz bardziej kopiować. Owo podobieństwo w sprawowaniu przywództwa może być pomocne przy diagnozowaniu przyszłych losów Marcinkiewicza.
Piłsudski nigdy nie był zazdrosny o popularność swoich premierów. Ale też nie rezerwował tego stanowiska tylko dla jednej osoby. Wiedział, że w tym newralgicznym miejscu ludzie szybko się zużywają. Zmieniał więc premierów stosownie do potrzeb chwili. Odwołanie z urzędu wcale nie oznaczało niełaski, lecz jedynie chwilowe przesunięcie do drugiej linii. Były osoby, jak Kazimierz Bartel i Walery Sławek, którym kilkakrotnie powierzał kierowanie rządem, choć byli też premierzy jednorazowego użytku. Także sam, kiedy nie było innego wyjścia, sięgał po to stanowisko, choć szybko powracał do rządowego cienia.
W świetle tej analogii trudno oczekiwać, by Marcinkiewicz wytrwał jako premier całą kadencję. Prędzej czy później prezes Kaczyński zastąpi go osobą lepiej odpowiadającą potrzebom chwili. Na pewno o dymisji nie zdecyduje rosnąca popularność. Wręcz przeciwnie, premier może być spokojny o swą posadę, jak długo będzie przodował w rankingach popularności. Wódz panuje nad stadem i nie wycofuje z wyścigów rumaka wygrywającego prestiżowe gonitwy. I byłby głupcem, gdyby zazdrościł popularności swoim wierzchowcom. W pierwszej kolejności przysparzają one przecież profitów właścicielowi stajni. Równie niemądre byłoby eksploatowanie rumaka, kiedy zaczyna przegrywać wyścigi. Wtedy lepiej dać mu odsapnąć, niż czekać na zejście z bieżni przy gwizdach. Tak traktował swoich współpracowników Piłsudski. Kaczyński najpewniej podąży jego śladami.
Marcinkiewicz więc odejdzie, kiedy jego rząd zacznie tracić zaufanie i stanie się balastem dla PiS. Zdymisjonowany premier nie padnie jednak ofiarą politycznego kanibalizmu. Pozostanie w najbliższym otoczeniu lidera i doczeka momentu powrotu, chyba że PiS-owska łódź osiądzie na politycznej mieliźnie.
Fot. Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 10/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.