W Rosji zabito już co najmniej 200 dziennikarzy
Ilia Zimin, 33-letni popularny dziennikarz telewizji NTW, w sobotę bawił się w jednym z moskiewskich klubów. Do domu wróciło drugiej w nocy. Kiedy następnego dnia nie zjawił się w pracy, koledzy z redakcji pojechali go szukać. W zdemolowanym mieszkaniu Zimina znaleźli jego ciało. Zginął od ciosu tępym narzędziem w tył głowy. Prowadzący sprawę prokurator Anatolij Zujew błyskawicznie, bo już następnego dnia, wykluczył, by zabójstwo miało związek z pracą dziennikarza. Tymczasem konsjerżka domu Zimina w noc zabójstwa wpuściła trzech mężczyzn, którzy wylegitymowali się milicyjnymi dokumentami i po godzinie wyszli. Wejście do budynku jest monitorowane, ale akurat w feralną sobotę w kamerze skończyła się kaseta. Zimin w kwietniu zeszłego roku zastał pobity. Również wtedy prokuratura uznała, że atak nie miał związku z wykonywaną przez niego pracą.
O zabójstwa dziennikarzy władze w Moskwie najchętniej oskarżałyby separatystów z Kaukazu, pospolitych kryminalistów lub w ostateczności lumpów i narkomanów. Jak jednak Rosja długa i szeroka pistolet z tłumikiem, nóż czy siekiera są traktowane jak najskuteczniejsze narzędzia cenzury.
Motyw rabunkowy
Od 2000 r. w Rosji zginęło 12 dziennikarzy - podają Reporterzy bez Granic oraz Committee to Protect Journalists. Z danych rosyjskiego Centrum Dziennikarstwa Ekstremalnego, kierowanego przez Olega Panfiłowa, wynika, że było ich dużo więcej. "Co roku w Rosji ginie około 20 dziennikarzy. Od oficjalnej likwidacji cenzury w 1992Ęr. do maja 2005 r. zabito ich 214" - wynika z raportu centrum. Różnica w danych wynika stąd, że międzynarodowe organizacje liczą tylko tych, których śmierć bezspornie miała związek z ich pracą. Jako zabójstwo popełnione na tle kryminalnym potraktowano m.in. śmierć w grudniu 2002 r. Dmitrija Szałachowa, wicenaczelnego gazety "Mołodoj Tatarstan". Sprawcy zabrali ubranie, zegarek i teczkę z dokumentami. Podobnie było z reporterem Wagrem Koczetkowem, który 8 stycznia tego roku zmarł w szpitalu w Tule. Dziesięć dni wcześniej oprawcy skatowali go do nieprzytomności, zabrali portfel i komórkę.
W Rosji dziennikarze to w powszechnym mniemaniu osoby majętne, zwłaszcza w ubogiej, sfrustrowanej i przepitej "głubince", czyli na zabitej dechami rosyjskiej prowincji. Swoje robią doniesienia prasy bulwarowej o zarobkach gwiazd telewizyjnych, przy których Kamil Durczok jest ubogim krewnym. Tylko że tłumaczenia o "motywie kryminalnym" w większości wypadków są co najmniej podejrzane. Pod koniec grudnia 2003 r. Petr Babienko, redaktor naczelny "Liskinskiej Gaziety" z Liskina pod Woroneżem, umówił się na spotkanie z biznesowym partnerem. Znaleziono go z 15 ranami zadanymi ostrym narzędziem. 26 czerwca 2005 r. w Machaczkale zabito politologa i publicystę Magomieda Zagida Warisowa. Motywem morderstwa miała być kradzież komórki.
Nieznani sprawcy
Togliatti nad Wołgą to od lat 60. potężne zagłębie samochodowe. Z Wołżańskiej Fabryki wciąż wyjeżdżają łady i żiguli - marzenie znacznej części populacji byłego Związku Radzieckiego. Tam w morderstwach dziennikarzy "na tle kryminalnym" chodzi o znacznie większe pieniądze, niż warta jest komórka. O tym, że miasto jest przeżarte przez korupcję, próbowały alarmować miejscowe media. Wiara w siłę czwartej władzy Andrieja Ułanowa, redaktora naczelnego gazety "Togliatti Siegodnia", skończyła się w październiku 1995 r. Został zastrzelony na progu własnego domu. Z powodu niewykrycia sprawców sprawa została umorzona. Nikołaja Łapina, naczelnego gazety "Wsio obo Wsiom", zastrzelono półtora roku później. W aktach prokuratury napisano, że sprawców nie udało się ustalić. Siergieja Iwanowa, dyrektora generalnego lokalnej telewizji Łada, zastrzelono w październiku 2000 r. Prokuratura odnotowała: "Sprawcy nieznani". Miesiąc później w "nieszczęśliwym wypadku" zginął redaktor naczelny Łady TV Siergiej Łoginow. Kiedy zamykał drzwi od garażu, najechał na niego samochód. Nieostrożnych kierowców - rzecz jasna - nie odnaleziono. W kwietniu 2002 r. z pistoletu z tłumikiem zastrzelono Walerija Iwanowa, redaktora naczelnego gazety "Toliattinskoje Obozrienije" i deputowanego do dumy miejskiej. Prokuratura odnotowała: "Sprawcy nieznani". Jego następca Aleksiej Sidorow w październiku 2003 r. na ganku własnego domu otrzymał 17 ciosów tzw. zatoczką - zaostrzonym prętem używanym przez kryminalistów. Tym razem sprawca się znalazł. Tylko że w winę ślusarza Jewgienija Meiningera, który rzekomo miał zabić Sidorowa za to, iż redaktor nie chciał mu dać na wódkę, wątpią koledzy i bliscy zamordowanego.
Nie ulega wątpliwości, że zabójstwa dziennikarzy są możliwe z powodu bezkarności, jaką czują biznesmeni i mafiosi powiązani z lokalnymi elitami. Prokuratury są sprawnym narzędziem w rękach tych ostatnich. Informacje o najbrutalniejszych nawet morderstwach przyjmowane są w Rosji z obojętnością. Spowszedniały. Na Zachód natomiast informacje na ten temat zwykle nie docierają. Wyjątkiem była sprawa Paula Khlebnikova (czyli Chlebnikowa), szefa rosyjskiej edycji magazynu "Forbes", którego zastrzelono, gdy wychodził z redakcji. Sprawa stała się głośna, bo dziennikarz był obywatelem USA i ambasada zażądała wyjaśnień. Naciskał również wpływowy "Forbes". Ale i na to rosyjscy prokuratorzy znaleźli sposób. Khlebnikov znany był z książek "Borys Bieriezowski i rozgrabienie Rosji" oraz "Rozmowa z barbarzyńcą", której bohaterem był czeczeński komendant Choż Ahmed Nuchajew. Prokuratura błyskawicznie podchwyciła czeczeński ślad. Dwóch podejrzanych o morderstwo Czeczenów ujęto aż w Mińsku. Zabójstwo zlecił najpewniej któryś z rosyjskich miliarderów, niezadowolony z tego, że Khlebnikov umieścił go na liście najbogatszych ludzi świata. Inna wersja mówi, że dziennikarz w niewłaściwym towarzystwie wspomniał, że chce się zająć okolicznościami zabójstwa Władysława Listiewa, telewizyjnego idola końca lat 80.
Zatrzymane koło cudów
Listiew razem z Aleksandrem Politkowskim i Aleksandrem Lubimowem pod koniec lat 80. dokonali rewolty w zideologizowanej i potwornie nudnej sowieckiej telewizji. Na ich program publicystyczny "Wzgliad", nadawany późno wieczorem, przez cały tydzień czekały miliony widzów w ZSRR. Później Listiew prowadził też "Polie Czudies", dynamiczny teleturniej, który jest emitowany do dziś. Tyle że Listiew nie prowadzi go już od 11 lat. 1 marca 1995 r. Listiew, pierwszy dyrektor generalny telewizji ORT i studia WiD, został zastrzelony na klatce schodowej domu, w którym mieszkał. Okoliczności nie wyjaśniono.
Termin "wolna prasa" w większości byłych republik ZSRR wciąż traktowany jest co najmniej z pogardą. Najgorzej jest na targanym partyzanckimi wojnami i intrygami Zakaukaziu oraz w chanatach Azji Środkowej. "Od kiedy w 2000 r. Władimir Putin objął władzę, informacje o ataku Czeczenów albo cytowanie ich przywódców są bardzo niewygodne dla władz, bo podważają twierdzenia rządu, że Rosja wygrywa wojnę. Committee to Protect Journalists udokumentował ponad 70 wypadków nękania, gróźb, blokowania, aresztowania i napaści na dziennikarzy, którzy w ostatnich sześciu latach relacjonowali drugą wojnę czeczeńską" - informuje organizacja. Doskonałym przykładem może być sprawa Stanisława Dmitrijewskiego, redaktora naczelnego miesięcznika "Prawo-zaszczyta", któremu wytoczono proces za to, że napisał, iż problem czeczeński można rozwiązać pokojowo.
Podobne rzeczy działy się do niedawna - i możliwe, że wciąż się dzieją - tuż za naszymi granicami. Na Ukrainie makabryczne morderstwo Georgija Gongadzego wyszło na jaw dzięki zeznaniom ochroniarza, a najpewniej podwójnego agenta Mykoły Melnyczenki i dzięki "pomarańczowej rewolucji". Na taką rewolucję wciąż czeka państwo Łukaszenki. W listopadzie 2005 r. kwestią zabójstw i zaginięć białoruskich dziennikarzy zajęła się nawet ONZ. Adrian Severin, specjalny sprawozdawca ds. praw człowieka na Białorusi, przypomniał trzy nazwiska. Weronika Czerkasowa, dziennikarka niezależnej gazety "Salidarnaść", została zamordowana we własnym mieszkaniu 20 października2004 r. 67-letni Wasil Hrodnikau, współpracownik opozycyjnej "Narodnej Woli", też zginął we własnym domu. Mieszkanie było całe we krwi. Prokuratura uważa, że Hrodnikau był pijany, upadł, uderzył głową o podłogę i umarł. Oficjalna propaganda z radością podchwyciła tę wersję. Odpierając zapytania sprawozdawcy ONZ, dodała przy okazji, że Hrodnikau był alkoholikiem i leczył się w zakładzie psychiatrycznym. Dowodów oczywiście nie podano. Żadna z państwowych gazet ani żaden z państwowych (czyli wszystkich) kanałów TV nie zająknął się słowem ani o Czerkasowej, ani o trzecim dziennikarzu, którego wymienił Severin.
Dima Zawadzki jest takim samym wyrzutem sumienia dla Aleksandra Łukaszenki, jakim Gongadze był dla Leonida Kuczmy. 27-letni mińszczanin początkowo był operatorem upoważnionym do filmowania samego prezydenta, ale potem przeszedł do rosyjskiej TV ORT. Na łamach jednej z niezależnych gazet opowiedział, że podczas służbowego wyjazdu do Czeczenii spotkał oficera służb specjalnych Białorusi zatrzymanego przez rosyjską FSB. Zawadzki zaginął zaraz po tym, jak wrócił do Mińska 7 lipca2000 r. Proces niewiele wyjaśnił. Domniemanych sprawców - eksmilicjantów i byłych funkcjonariuszy specsłużb - skazano na dożywocie i wieloletnie wyroki za porwanie. Co i gdzie z nim zrobili - nie wiadomo.
Współczynnik demokracji
Na Ukrainie wystarczyła zmiana władzy, by w sprawie Gongadzego doszło do zwrotu. Skandal związany z zabójstwem dziennikarza stał się gwoździem do trumny Kuczmy. Nie ma wątpliwości, że po usunięciu - bo o ustąpieniu nie ma raczej mowy - Łukaszenki to samo stanie się na Białorusi ze sprawą Zawadzkiego. Co musi się stać w Rosji, by wyjaśniono okoliczności zamordowania Listiewa, Khlebnikova czy Dmitrija Chołodowa, dziennikarza gazety "Moskowskij Komsomolec"?
- Prowadzona przez USA polityka bliskiej współpracy z państwami autorytarnymi w Eurazji podkopała tamtejsze niezależne dziennikarstwo. Jednocześnie kampania walki z terroryzmem ułatwiła tam stosowanie wobec mediów represyjnej polityki w imię bezpieczeństwa - uważa Alex Lupis, koordynator ds. Europy i Azji Środkowej w Committee to Protect Journalists. "Starania rządu [Rosji], by przejąć kontrolę nad mediami i ograniczyć ich wolność, od 2002 r. przejawiają się w ustanawianiu restrykcyjnego prawa, nakładaniu olbrzymich grzywien, arbitralnych przejęciach, wychwytywaniu i przejmowaniu nakładów, w których znalazły się artykuły nieprzychylne. Celem ataków były media i dziennikarze, którzy okazali się zbyt niezależni lub krytyczni wobec władz" - napisała w dorocznym raporcie organizacja Reporterzy bez Granic.
W "Raport Freedom in the World 2005" w kategorii "wolność prasy" Rosję uznano za państwo "bez wolności", obok m.in. Afganistanu i Bangladeszu. W rankingu Reporterów bez Granic Rosja znalazła się na 138. miejscu, daleko za Ruandą czy Etiopią. Władimir Putin został uznany za "prześladowcę wolności prasy".
Prezydent Rosji, a za nim inni przywódcy w byłych republikach ZSRR tak bardzo chcą kontrolować media, bo rządzą właśnie dzięki nim i tajnym służbom. Współczynnik demokracji jest odwrotnie proporcjonalny do liczby nie wyjaśnionych morderstw dziennikarzy. Za naszą wschodnią granicą ta definicja sprawdza się bezbłędnie.
O zabójstwa dziennikarzy władze w Moskwie najchętniej oskarżałyby separatystów z Kaukazu, pospolitych kryminalistów lub w ostateczności lumpów i narkomanów. Jak jednak Rosja długa i szeroka pistolet z tłumikiem, nóż czy siekiera są traktowane jak najskuteczniejsze narzędzia cenzury.
Motyw rabunkowy
Od 2000 r. w Rosji zginęło 12 dziennikarzy - podają Reporterzy bez Granic oraz Committee to Protect Journalists. Z danych rosyjskiego Centrum Dziennikarstwa Ekstremalnego, kierowanego przez Olega Panfiłowa, wynika, że było ich dużo więcej. "Co roku w Rosji ginie około 20 dziennikarzy. Od oficjalnej likwidacji cenzury w 1992Ęr. do maja 2005 r. zabito ich 214" - wynika z raportu centrum. Różnica w danych wynika stąd, że międzynarodowe organizacje liczą tylko tych, których śmierć bezspornie miała związek z ich pracą. Jako zabójstwo popełnione na tle kryminalnym potraktowano m.in. śmierć w grudniu 2002 r. Dmitrija Szałachowa, wicenaczelnego gazety "Mołodoj Tatarstan". Sprawcy zabrali ubranie, zegarek i teczkę z dokumentami. Podobnie było z reporterem Wagrem Koczetkowem, który 8 stycznia tego roku zmarł w szpitalu w Tule. Dziesięć dni wcześniej oprawcy skatowali go do nieprzytomności, zabrali portfel i komórkę.
W Rosji dziennikarze to w powszechnym mniemaniu osoby majętne, zwłaszcza w ubogiej, sfrustrowanej i przepitej "głubince", czyli na zabitej dechami rosyjskiej prowincji. Swoje robią doniesienia prasy bulwarowej o zarobkach gwiazd telewizyjnych, przy których Kamil Durczok jest ubogim krewnym. Tylko że tłumaczenia o "motywie kryminalnym" w większości wypadków są co najmniej podejrzane. Pod koniec grudnia 2003 r. Petr Babienko, redaktor naczelny "Liskinskiej Gaziety" z Liskina pod Woroneżem, umówił się na spotkanie z biznesowym partnerem. Znaleziono go z 15 ranami zadanymi ostrym narzędziem. 26 czerwca 2005 r. w Machaczkale zabito politologa i publicystę Magomieda Zagida Warisowa. Motywem morderstwa miała być kradzież komórki.
Nieznani sprawcy
Togliatti nad Wołgą to od lat 60. potężne zagłębie samochodowe. Z Wołżańskiej Fabryki wciąż wyjeżdżają łady i żiguli - marzenie znacznej części populacji byłego Związku Radzieckiego. Tam w morderstwach dziennikarzy "na tle kryminalnym" chodzi o znacznie większe pieniądze, niż warta jest komórka. O tym, że miasto jest przeżarte przez korupcję, próbowały alarmować miejscowe media. Wiara w siłę czwartej władzy Andrieja Ułanowa, redaktora naczelnego gazety "Togliatti Siegodnia", skończyła się w październiku 1995 r. Został zastrzelony na progu własnego domu. Z powodu niewykrycia sprawców sprawa została umorzona. Nikołaja Łapina, naczelnego gazety "Wsio obo Wsiom", zastrzelono półtora roku później. W aktach prokuratury napisano, że sprawców nie udało się ustalić. Siergieja Iwanowa, dyrektora generalnego lokalnej telewizji Łada, zastrzelono w październiku 2000 r. Prokuratura odnotowała: "Sprawcy nieznani". Miesiąc później w "nieszczęśliwym wypadku" zginął redaktor naczelny Łady TV Siergiej Łoginow. Kiedy zamykał drzwi od garażu, najechał na niego samochód. Nieostrożnych kierowców - rzecz jasna - nie odnaleziono. W kwietniu 2002 r. z pistoletu z tłumikiem zastrzelono Walerija Iwanowa, redaktora naczelnego gazety "Toliattinskoje Obozrienije" i deputowanego do dumy miejskiej. Prokuratura odnotowała: "Sprawcy nieznani". Jego następca Aleksiej Sidorow w październiku 2003 r. na ganku własnego domu otrzymał 17 ciosów tzw. zatoczką - zaostrzonym prętem używanym przez kryminalistów. Tym razem sprawca się znalazł. Tylko że w winę ślusarza Jewgienija Meiningera, który rzekomo miał zabić Sidorowa za to, iż redaktor nie chciał mu dać na wódkę, wątpią koledzy i bliscy zamordowanego.
Nie ulega wątpliwości, że zabójstwa dziennikarzy są możliwe z powodu bezkarności, jaką czują biznesmeni i mafiosi powiązani z lokalnymi elitami. Prokuratury są sprawnym narzędziem w rękach tych ostatnich. Informacje o najbrutalniejszych nawet morderstwach przyjmowane są w Rosji z obojętnością. Spowszedniały. Na Zachód natomiast informacje na ten temat zwykle nie docierają. Wyjątkiem była sprawa Paula Khlebnikova (czyli Chlebnikowa), szefa rosyjskiej edycji magazynu "Forbes", którego zastrzelono, gdy wychodził z redakcji. Sprawa stała się głośna, bo dziennikarz był obywatelem USA i ambasada zażądała wyjaśnień. Naciskał również wpływowy "Forbes". Ale i na to rosyjscy prokuratorzy znaleźli sposób. Khlebnikov znany był z książek "Borys Bieriezowski i rozgrabienie Rosji" oraz "Rozmowa z barbarzyńcą", której bohaterem był czeczeński komendant Choż Ahmed Nuchajew. Prokuratura błyskawicznie podchwyciła czeczeński ślad. Dwóch podejrzanych o morderstwo Czeczenów ujęto aż w Mińsku. Zabójstwo zlecił najpewniej któryś z rosyjskich miliarderów, niezadowolony z tego, że Khlebnikov umieścił go na liście najbogatszych ludzi świata. Inna wersja mówi, że dziennikarz w niewłaściwym towarzystwie wspomniał, że chce się zająć okolicznościami zabójstwa Władysława Listiewa, telewizyjnego idola końca lat 80.
Zatrzymane koło cudów
Listiew razem z Aleksandrem Politkowskim i Aleksandrem Lubimowem pod koniec lat 80. dokonali rewolty w zideologizowanej i potwornie nudnej sowieckiej telewizji. Na ich program publicystyczny "Wzgliad", nadawany późno wieczorem, przez cały tydzień czekały miliony widzów w ZSRR. Później Listiew prowadził też "Polie Czudies", dynamiczny teleturniej, który jest emitowany do dziś. Tyle że Listiew nie prowadzi go już od 11 lat. 1 marca 1995 r. Listiew, pierwszy dyrektor generalny telewizji ORT i studia WiD, został zastrzelony na klatce schodowej domu, w którym mieszkał. Okoliczności nie wyjaśniono.
Termin "wolna prasa" w większości byłych republik ZSRR wciąż traktowany jest co najmniej z pogardą. Najgorzej jest na targanym partyzanckimi wojnami i intrygami Zakaukaziu oraz w chanatach Azji Środkowej. "Od kiedy w 2000 r. Władimir Putin objął władzę, informacje o ataku Czeczenów albo cytowanie ich przywódców są bardzo niewygodne dla władz, bo podważają twierdzenia rządu, że Rosja wygrywa wojnę. Committee to Protect Journalists udokumentował ponad 70 wypadków nękania, gróźb, blokowania, aresztowania i napaści na dziennikarzy, którzy w ostatnich sześciu latach relacjonowali drugą wojnę czeczeńską" - informuje organizacja. Doskonałym przykładem może być sprawa Stanisława Dmitrijewskiego, redaktora naczelnego miesięcznika "Prawo-zaszczyta", któremu wytoczono proces za to, że napisał, iż problem czeczeński można rozwiązać pokojowo.
Podobne rzeczy działy się do niedawna - i możliwe, że wciąż się dzieją - tuż za naszymi granicami. Na Ukrainie makabryczne morderstwo Georgija Gongadzego wyszło na jaw dzięki zeznaniom ochroniarza, a najpewniej podwójnego agenta Mykoły Melnyczenki i dzięki "pomarańczowej rewolucji". Na taką rewolucję wciąż czeka państwo Łukaszenki. W listopadzie 2005 r. kwestią zabójstw i zaginięć białoruskich dziennikarzy zajęła się nawet ONZ. Adrian Severin, specjalny sprawozdawca ds. praw człowieka na Białorusi, przypomniał trzy nazwiska. Weronika Czerkasowa, dziennikarka niezależnej gazety "Salidarnaść", została zamordowana we własnym mieszkaniu 20 października2004 r. 67-letni Wasil Hrodnikau, współpracownik opozycyjnej "Narodnej Woli", też zginął we własnym domu. Mieszkanie było całe we krwi. Prokuratura uważa, że Hrodnikau był pijany, upadł, uderzył głową o podłogę i umarł. Oficjalna propaganda z radością podchwyciła tę wersję. Odpierając zapytania sprawozdawcy ONZ, dodała przy okazji, że Hrodnikau był alkoholikiem i leczył się w zakładzie psychiatrycznym. Dowodów oczywiście nie podano. Żadna z państwowych gazet ani żaden z państwowych (czyli wszystkich) kanałów TV nie zająknął się słowem ani o Czerkasowej, ani o trzecim dziennikarzu, którego wymienił Severin.
Dima Zawadzki jest takim samym wyrzutem sumienia dla Aleksandra Łukaszenki, jakim Gongadze był dla Leonida Kuczmy. 27-letni mińszczanin początkowo był operatorem upoważnionym do filmowania samego prezydenta, ale potem przeszedł do rosyjskiej TV ORT. Na łamach jednej z niezależnych gazet opowiedział, że podczas służbowego wyjazdu do Czeczenii spotkał oficera służb specjalnych Białorusi zatrzymanego przez rosyjską FSB. Zawadzki zaginął zaraz po tym, jak wrócił do Mińska 7 lipca2000 r. Proces niewiele wyjaśnił. Domniemanych sprawców - eksmilicjantów i byłych funkcjonariuszy specsłużb - skazano na dożywocie i wieloletnie wyroki za porwanie. Co i gdzie z nim zrobili - nie wiadomo.
Współczynnik demokracji
Na Ukrainie wystarczyła zmiana władzy, by w sprawie Gongadzego doszło do zwrotu. Skandal związany z zabójstwem dziennikarza stał się gwoździem do trumny Kuczmy. Nie ma wątpliwości, że po usunięciu - bo o ustąpieniu nie ma raczej mowy - Łukaszenki to samo stanie się na Białorusi ze sprawą Zawadzkiego. Co musi się stać w Rosji, by wyjaśniono okoliczności zamordowania Listiewa, Khlebnikova czy Dmitrija Chołodowa, dziennikarza gazety "Moskowskij Komsomolec"?
- Prowadzona przez USA polityka bliskiej współpracy z państwami autorytarnymi w Eurazji podkopała tamtejsze niezależne dziennikarstwo. Jednocześnie kampania walki z terroryzmem ułatwiła tam stosowanie wobec mediów represyjnej polityki w imię bezpieczeństwa - uważa Alex Lupis, koordynator ds. Europy i Azji Środkowej w Committee to Protect Journalists. "Starania rządu [Rosji], by przejąć kontrolę nad mediami i ograniczyć ich wolność, od 2002 r. przejawiają się w ustanawianiu restrykcyjnego prawa, nakładaniu olbrzymich grzywien, arbitralnych przejęciach, wychwytywaniu i przejmowaniu nakładów, w których znalazły się artykuły nieprzychylne. Celem ataków były media i dziennikarze, którzy okazali się zbyt niezależni lub krytyczni wobec władz" - napisała w dorocznym raporcie organizacja Reporterzy bez Granic.
W "Raport Freedom in the World 2005" w kategorii "wolność prasy" Rosję uznano za państwo "bez wolności", obok m.in. Afganistanu i Bangladeszu. W rankingu Reporterów bez Granic Rosja znalazła się na 138. miejscu, daleko za Ruandą czy Etiopią. Władimir Putin został uznany za "prześladowcę wolności prasy".
Prezydent Rosji, a za nim inni przywódcy w byłych republikach ZSRR tak bardzo chcą kontrolować media, bo rządzą właśnie dzięki nim i tajnym służbom. Współczynnik demokracji jest odwrotnie proporcjonalny do liczby nie wyjaśnionych morderstw dziennikarzy. Za naszą wschodnią granicą ta definicja sprawdza się bezbłędnie.
Więcej możesz przeczytać w 10/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.