Węglozjady

Dodano:   /  Zmieniono: 
photos.com 
Pojawił się nowy obiekt widoczny gołym okiem z kosmosu. I to w Polsce. To hałda 3 mln ton węgla na zwałowiskach Kompanii Węglowej. Surowca nikt nie chce kupić, bo kosztuje więcej niż sprowadzany z USA, RPA czy Rosji. Mimo to szefowie kopalń nie spuszczają z tonu i rachunek za własne błędy wystawiają podatnikom. Przez pychę i chciwość branży górniczej przepłacamy za energię elektryczną 20-30 proc.
Każdy dorosły Polak powinien zadzwonić do swojego dostawcy energii elektrycznej i zażądać natychmiastowego obniżenia rachunków za prąd. I to co najmniej o jedną piątą. Powód jest prosty – w ciągu roku cena węgla na światowych giełdach spadła z 230 USD do 65 USD za tonę. Gdyby podobna sytuacja zdarzyła się na rynku ropy naftowej, różnice w cenie paliw na stacjach odczulibyśmy z dnia na dzień. Dlaczego więc ceny węgla kamiennego na giełdach nie przekładają się bezpośrednio na ceny prądu? – Bo my za węgiel wciąż płacimy jak za zboże i ceny rynkowe surowca nie mają tu nic do rzeczy – można usłyszeć od polskich energetyków. To ewenement na skalę światową. Mając największe zasoby surowca w Europie i 120-tysięczną armię górników, jesteśmy zmuszani do płacenia za węgiel jak za złoto. Na świecie ceny surowca spadają na łeb na szyję, podczas gdy polskie kopalnie, główny dostawca paliwa do elektrowni, przebąkują o podwyżkach. Bo ktoś w końcu będzie musiał sfinansować wywalczone przez górników Kompanii Węglowej podwyżki. To bezpośrednio przekłada się na ceny energii elektrycznej, ponieważ aż 95 proc. z niej wytwarza się w Polsce z węgla. A zakupy surowca stanowią prawie dwie trzecie kosztów działalności elektrowni.

Tomasz Molga

Dlaczego w Polsce w 2008 roku import węgla z zagranicy był wyższy niż eksport – czytaj w poniedziałek w tygodniku Wprost