Grad – car z Tarnowa

Grad – car z Tarnowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak /Wprost 
Aleksander Grad, chłopak z podzamojskiej wsi, jako minister skarbu pływa dziś między grubymi rybami światowej finansjery, katarskimi szejkami i brukselskimi ważniakami. Na razie idzie mu w kratkę. Ale w jego imperium – Tarnowie – jest dobrze. Tu wciąż najważniejsi są krewni i znajomi Aleksandra Grada.
Efekty jego działań w Ministerstwie Skarbu są raczej mizerne. Po stronie plusów należy mu zapisać umowę na zakup katarskiego gazu LNG. Dramatycznie jest za to ze stoczniami. Wygląda na to, że okażą się spektakularną klęską jego i całego rządu. Kiedy się okazało, że egzotyczny inwestor skrewił, nie wpłacając pieniędzy, nadzieja na pozytywne zakończenie rozsypała się jak domek z kart. W mgliste zapowiedzi ministra, że jednych Katarczyków zastąpić można drugimi, dziś już nikt nie wierzy. Nawet jeśli Komisja Europejska da nam kolejne kilka miesięcy, to Grad i tak powinien zacząć się oswajać z myślą o porażce, a być może także o dymisji. Tę ostatnią zapowiedział mu przecież Donald Tusk, uzależniając losy ministra od tego, czy uda się uratować stocznie.

Jedyne miejsce, w którym jego pozycja jest wciąż niezachwiana, to Tarnów, określany przez lokalnych polityków mianem imperium Grada. Tu członkowie rodziny Grada, przyjaciele oraz partyjni współpracownicy od lat tasują się na styku polityki, samorządu, państwowych spółek i prywatnego biznesu. Są wszędzie. Wicewojewodą małopolskim jest jego krewny Stanisław Sorys. Wieloletni współpracownik Grada i szef jego gabinetu politycznego Jerzy Marciniak to dziś prezes najważniejszej w regionie państwowej firmy – Zakładów Azotowych w Tarnowie. Krewnych i znajomych Grada można znaleźć nawet w tak egzotycznych miejscach jak wojskowy TBS, laboratorium zajmujące się oceną mleka, ośrodek ruchu drogowego, przedsiębiorstwo transportu kolejowego czy jednostka ratownictwa chemicznego. Oczywiście wszyscy pełnią przynajmniej kierownicze funkcje.

Ale prawdziwą perłą w imperium ministra skarbu jest Małopolska Grupa Geodezyjno-Projektowa. Dziś to potentat w branży geodezyjnej: zatrudnia ponad trzysta osób, ma dwa samoloty i jedyną w Polsce tak nowoczesną kamerę do robienia zdjęć lotniczych (jest warta milion euro i robi zdjęcia z powietrza z dokładnością do 3 cm!). I żeby było ciekawiej, MGGP specjalizuje się w zamówieniach publicznych. W jej portfolio znajdują się zlecenia od rządowych agencji, państwowych spółek, urzędów i samorządów. Na wielkiej imprezie z okazji 10-lecia MGGP, która odbyła się w podziemiach Kopalni Soli w Bochni, Aleksander Grad był jednym z głównych gości. – Od dziesięciu lat jestem poza spółką – ucina jednak wszelkie pytania o MGGP i jej zlecenia. Ale czy to możliwe, by car nie wiedział, co się dzieje w jego imperium?

Więcej czytaj w poniedziałkowym wydaniu „Wprost"