Fala jak nóż w plecy

Fala jak nóż w plecy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM 
– Fala szła jak tsunami, a nas nikt nie uprzedził. Nic nie uratowaliśmy, ledwie z życiem udało się uciec – powtarzają powodzianie z okolic Sandomierza i narzekają na lokalne władze.
Burmistrz miasta Jerzy Borowski mówi, że zrobił, co mógł. Gdyby wiedział, że przyjdzie taka woda, to swój dom by uratował. – Jak wał przerwało o czwartej nad ranem, zdążyłem tylko zadzwonić do żony. Zabieraj Olgę i nie schodź na dół – rzucił tylko do słuchawki. Na jego podwórzu woda miała trzy metry. Tak samo jak u wszystkich.

Fala w okolicach Sandomierza przyszła nagle. Woda spiętrzyła się na przęsłach mostu, cofnęła się i przerwała wał. Zaczęła zalewać najpierw wsie w okolicach Tarnobrzega. Do Sandomierza fala przyszła od tyłu. Wszyscy patrzyli na drugi brzeg Wisły, wypatrując fali, tymczasem woda zaskoczyła ich z zupełnie innej strony. To było jak wbicie noża w plecy – mówią ludzie. Wisła na 250 metrach utworzyła sobie nowe, głębokie na 15 metrów koryto. Woda porywała wszystko, co miała na swojej drodze.

O tym jak mieszkańcy Sandomierza walczyli z powodzią i dlaczego mają pretensje do władz lokalnych o to, że nie były w stanie ocalić miasta przed żywiołem - przeczytasz w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".