Krzyż dzieli polityków

Krzyż dzieli polityków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM
Beata Kempa i Bartosz Arłukowicz uważają, że usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego pokazało słabość rządu i państwa. – Ten krzyż powinien być przeniesiony w godne dla niego miejsce dużo wcześniej – twierdzi poseł lewicy w rozmowie z „Wprost24”. – To, co się stało, to jeden z najgorszych i najbardziej prymitywnych scenariuszy, jakie można było przewidzieć – dodaje Kempa. Przeniesienie krzyża chwali natomiast wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. – Bardzo się z tego cieszę i gratuluję wszystkim, którzy tę decyzję podjęli – mówił.
– Stała się rzecz najważniejsza – krzyża tam (na Krakowskim Przedmieściu - przyp. red.) nie ma. Dlatego bardzo się z tego cieszę i gratuluję wszystkim, którzy tę decyzję podjęli – nie kryje zadowolenia Niesiołowski. Na pytanie, czy nie było możliwości przeniesienia krzyża wcześniej odparł: – Można było. Ale to nie ma znaczenia, czy zostało to zrobione w piątek, czy w czwartek. To już są szczegóły.

Zadowolenia Niesiołowskiego nie podziela jednak Bartosz Arłukowicz. – Ta sytuacja wykazała brak umiejętności podjęcia decyzji zarówno ze strony kancelarii prezydenta, jak i hierarchów kościelnych, którzy twierdzili, że nie są stroną w sprawie krzyża – ocenił. Zdaniem posła lewicy „cała ta sprawa świadczy o słabości instytucji państwa". – Kancelaria prezydenta była od samego początku odpowiedzialna za to, aby ten krzyż przenieść w odpowiednie miejsce. Miała zawarte porozumienie i wystarczyło je zrealizować, a tymczasem grupka pseudoobrońców krzyża sparaliżowała funkcjonowanie Kancelarii – ubolewa Arłukowicz.

Według posłanki PiS Beaty Kempy to, co się stało jest „jednym z najgorszych i najbardziej prymitywnych scenariuszy, jakie można było przewidzieć". –  To bardzo smutny obraz, w jaki sposób ta władza, a w szczególności Bronisław Komorowski, Donald Tusk i Grzegorz Schetyna chcą rządzić krajem. Podstępem, cichaczem, w sytuacji, kiedy sami rozpętali te emocje – ocenia sytuację Kempa. Posłanka dodaje, że pozostawienie barierek ochronnych przy Krakowskim Przedmieściu to „symbol tego, że władza odrywa się od Polaków i to jest początek końca tej władzy".

Krzyż podzieli Kościół?

Politycy, z którymi rozmawiał „Wprost24" są podzieleni w kwestii tego, czy sprawa usunięcia krzyża pogłębi wewnętrzne konflikty kościoła katolickiego. – Jestem daleka od rozmowy o podziałach – mówi Beata Kempa, która nie chce zając stanowiska w tej sprawie. Z kolei Stefan Niesiołowski twierdzi, choć bez przekonania, że Kościół wyjdzie z sytuacji obronną ręką. – Mimo wszystko biskupi to ludzie rozumni. Teraz została tylko garstka fanatyków, pani Joanna, jeden aktor i ten człowiek obwieszony orłami. Nie sądzę, żeby biskupi chcieli się z nimi utożsamiać – ocenia wicemarszałek Sejmu.


Innego zdania jest Bartosz Arłukowicz, dla którego usunięcie krzyża jest jasnym znakiem, że podziały w Kościele przybiorą na sile. – Kościół przeżywa w tej chwili kryzys. Ta awantura o krzyż spowoduje jeszcze głębsze podziały w Kościele i nie sądzę, aby można było je w łatwy sposób zakończyć. Kościół, unikając jednoznacznych deklaracji na początku tej sprawy sam przyczynił się do tego, że znalazł się w sytuacji dla siebie trudnej – twierdzi poseł lewicy.

Co dalej?

Również kwestia przyszłości krzyża z Krakowskiego Przedmieścia dzieli polityków. Stefan Niesiołowski przychyla się do propozycji, by krzyż poleciał na pielgrzymkę do smoleńska 10 października, a następnie wrócił do Polski i został umieszczony w kościele św. Anny. – Oczywiście, rodziny nie są w tej kwestii zgodne. Ale to pomysł wystarczająco dużej części rodzin, by można było mówić o jego reprezentacyjności i dlatego powinien być realizowany – ocenia.

Arłukowicz nie chce zabierać głosu w tej kwestii. – Nie chcę uczestniczyć w licytacji, gdzie ten krzyż powinien zostać umieszczony. Powinien stać w godnych warunkach, w takich, które umożliwiałyby oddanie hołdu ofiarom katastrofy smoleńskiej – ucina temat poseł.

Beata Kempa również nie podaje miejsca, w którym miałby stanąć krzyż. Zamiast tego oskarża rząd i prezydenta Komorowskiego o wywołanie konfliktu. – To jest świadome dzielenie rodzin, a takie postępowanie jest cyniczne. Świadczy o tym, że władza nie umiała i wciąż nie umie załatwić tej sprawy tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Komorowski pokazał, że jest prezydentem Platformy, a nie wszystkich Polaków – denerwuje się posłanka.