Dzieci i ryby głosu nie mają. Dajmy głos chociaż dzieciom. Centrum Adama Smitha tuż przed Dniem Dziecka zaproponowało, aby głos dzieci (od niemowlęctwa) liczył się w wyborach powszechnych.
Powariowali? Czy wyobrażacie sobie, do jakich sztuczek zdolni byliby populiści, aby zdobyć głos 8-letniego Jasia? „Darmowe lizaki dla wszystkich", „gry komputerowe – zamiast lekcji w szkole!”. Całe szczęście takich zagrożeń da się w nowym pomyśle uniknąć – prawo głosowania byłoby bowiem pośrednie – głosami dzieci do czasu uzyskania pełnoletniości zarządzaliby rodzice. Typowa rodzina 2+1 miałaby 3 głosy, ale już ojciec i matka czterech córek mieliby ich 6.
Świat starych ludzi
Ten dziwaczny z pozoru pomysł zrodził się jako reakcja na gwałtownie zwiększającą się dysproporcję między młodymi a starymi. Francis Fukuyama, światowej sławy politolog mówi nam w wywiadzie, który ukaże się w poniedziałkowym "Wprost": - Właśnie wchodzimy w nieznany ludzkości świat, gdzie średni wiek populacji będzie o wiele starszy, niż kiedykolwiek w historii. Społeczeństwa, w których głównym zajęciem nie jest już zajmowanie się małymi dziećmi, ale seniorami.
Seniorów – u nas i w Europie – jest coraz więcej. Nie ma kto pracować na ich emerytury. Już za kilka lat dziura w kieszeni Zakładu Ubezpieczeń Społecznych może wynieść ponad 300 miliardów złotych. Trzeba ją jakoś łatać – to priorytet. Ale można też pokazać, że kapitał społeczny jest ważny – właśnie premiując posiadanie dzieci większą mocą decyzyjną głosu. Państwo dowartościowując dzieci pokazałoby, że ich posiadanie jest pożądane i ważne z perspektywy kraju.
W końcu – przepraszam za techniczny język – dziecko jest nośnikiem polskiego kodu kulturowego, czyli naszej tradycji i tożsamości. Sam fakt, że ktoś wydaje fortunę, aby mu ten kod wtłoczyć – jest wart pochwały i nagrody. W wychowanie dziecka ładujemy od kołyski do pełnoletniości średnio ponad 170 tysięcy złotych. W drugie dziecko – już o 20% mniej, a w trzecie – o 40% mniej. Z kolei na studia naszych potomków wydajemy przynajmniej 55 tysięcy złotych.
Emancypacja dzieci
Krótko mówiąc: ktoś haruje dzień i noc, żeby nadpobudliwy kod kulturowy miał na plecak i książki. Czy inwestorzy w polski kod kulturowy mają mieć taki sam głos, jak osoba bezdzietna? Chyba nie.
Zapewne rozlegną się głosy, że to by była dyskryminacja bezdzietnych. Ale czy naprawdę? Czy nie będzie to po prostu premiowanie równości wszystkich obywateli w duchu liberalizmu i emancypacji? Publicysta magazynu "Pressje" Błażej Skrzypulec napisał niedawno, że ze względu na równość obywateli wobec prawa i wagę przyszłych pokoleń w utrzymaniu ciągłości głos powinno się przyznawać nawet płodom. Może dziecko w łonie matki to troszkę za wcześnie – ale dziecko trzymające ją za rękę – to już obywatel. Trzeba się z nim liczyć, nawet jeśli jeszcze pije z butelki ze smoczkiem.
Typ rozumowania, które przedstawiam to nie nowość. Większość kalkulacji ekonomicznych nastawionych na przyszłość musi rozwikłać następujący problem: „jaką wagę mają przyszłe pokolenia w stosunku do żyjących dziś?". Jeśli interes nas – żyjących tu i teraz – ma w modelu wartość 1, to czy interes kolejnego pokolenia to 0,99? A może tylko 0,5?
Plus jeden za plus jeden
– Odpowiedzialność międzypokoleniowa to nowy, obiecujący trend w etyce i ekonomii. O ile to możliwe, powinniśmy brać pod uwagę przyszłe pokolenia w naszych modelach – powiedziała nam Nancy Cartwright, wykładowczyni filozofii i ekonomii z London School of Economics.
Być może danie głosu dzieciom zbliża nas do powiedzenia – Zaraz, zaraz! Interes kolejnego pokolenia, tego, które właśnie gania po dywanie kota, jest tak samo ważny, jak nasz. Czy nie o to chodzi w sztafecie pokoleń?
Z pewnością trzeba opracować skuteczne bodźce, które zwiększą liczbę Polaków. Idea „+1 głos w urnie za +1 w kołysce" jest jednym z takich bodźców. Może nie najbardziej skutecznym, ale symbolicznie istotnym. Profesor Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha, które zgłosiło pomysł nie zna kraju, który by takie prawo wprowadził. Ale nie bójmy się oryginalności. W końcu – jak mówi Fukuyama – wchodzimy w nieznany świat. W świecie starych ludzi przestanie nam być do śmiechu i pomysły dziś nieznane wydadzą się akurat w sam raz.
Chyba powinniśmy rozpocząć debatę. Czy już czas na emancypację dzieci?
Świat starych ludzi
Ten dziwaczny z pozoru pomysł zrodził się jako reakcja na gwałtownie zwiększającą się dysproporcję między młodymi a starymi. Francis Fukuyama, światowej sławy politolog mówi nam w wywiadzie, który ukaże się w poniedziałkowym "Wprost": - Właśnie wchodzimy w nieznany ludzkości świat, gdzie średni wiek populacji będzie o wiele starszy, niż kiedykolwiek w historii. Społeczeństwa, w których głównym zajęciem nie jest już zajmowanie się małymi dziećmi, ale seniorami.
Seniorów – u nas i w Europie – jest coraz więcej. Nie ma kto pracować na ich emerytury. Już za kilka lat dziura w kieszeni Zakładu Ubezpieczeń Społecznych może wynieść ponad 300 miliardów złotych. Trzeba ją jakoś łatać – to priorytet. Ale można też pokazać, że kapitał społeczny jest ważny – właśnie premiując posiadanie dzieci większą mocą decyzyjną głosu. Państwo dowartościowując dzieci pokazałoby, że ich posiadanie jest pożądane i ważne z perspektywy kraju.
W końcu – przepraszam za techniczny język – dziecko jest nośnikiem polskiego kodu kulturowego, czyli naszej tradycji i tożsamości. Sam fakt, że ktoś wydaje fortunę, aby mu ten kod wtłoczyć – jest wart pochwały i nagrody. W wychowanie dziecka ładujemy od kołyski do pełnoletniości średnio ponad 170 tysięcy złotych. W drugie dziecko – już o 20% mniej, a w trzecie – o 40% mniej. Z kolei na studia naszych potomków wydajemy przynajmniej 55 tysięcy złotych.
Emancypacja dzieci
Krótko mówiąc: ktoś haruje dzień i noc, żeby nadpobudliwy kod kulturowy miał na plecak i książki. Czy inwestorzy w polski kod kulturowy mają mieć taki sam głos, jak osoba bezdzietna? Chyba nie.
Zapewne rozlegną się głosy, że to by była dyskryminacja bezdzietnych. Ale czy naprawdę? Czy nie będzie to po prostu premiowanie równości wszystkich obywateli w duchu liberalizmu i emancypacji? Publicysta magazynu "Pressje" Błażej Skrzypulec napisał niedawno, że ze względu na równość obywateli wobec prawa i wagę przyszłych pokoleń w utrzymaniu ciągłości głos powinno się przyznawać nawet płodom. Może dziecko w łonie matki to troszkę za wcześnie – ale dziecko trzymające ją za rękę – to już obywatel. Trzeba się z nim liczyć, nawet jeśli jeszcze pije z butelki ze smoczkiem.
Typ rozumowania, które przedstawiam to nie nowość. Większość kalkulacji ekonomicznych nastawionych na przyszłość musi rozwikłać następujący problem: „jaką wagę mają przyszłe pokolenia w stosunku do żyjących dziś?". Jeśli interes nas – żyjących tu i teraz – ma w modelu wartość 1, to czy interes kolejnego pokolenia to 0,99? A może tylko 0,5?
Plus jeden za plus jeden
– Odpowiedzialność międzypokoleniowa to nowy, obiecujący trend w etyce i ekonomii. O ile to możliwe, powinniśmy brać pod uwagę przyszłe pokolenia w naszych modelach – powiedziała nam Nancy Cartwright, wykładowczyni filozofii i ekonomii z London School of Economics.
Być może danie głosu dzieciom zbliża nas do powiedzenia – Zaraz, zaraz! Interes kolejnego pokolenia, tego, które właśnie gania po dywanie kota, jest tak samo ważny, jak nasz. Czy nie o to chodzi w sztafecie pokoleń?
Z pewnością trzeba opracować skuteczne bodźce, które zwiększą liczbę Polaków. Idea „+1 głos w urnie za +1 w kołysce" jest jednym z takich bodźców. Może nie najbardziej skutecznym, ale symbolicznie istotnym. Profesor Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha, które zgłosiło pomysł nie zna kraju, który by takie prawo wprowadził. Ale nie bójmy się oryginalności. W końcu – jak mówi Fukuyama – wchodzimy w nieznany świat. W świecie starych ludzi przestanie nam być do śmiechu i pomysły dziś nieznane wydadzą się akurat w sam raz.
Chyba powinniśmy rozpocząć debatę. Czy już czas na emancypację dzieci?
O perspektywach i wyzwaniach jakie stawia przed nami świat przeczytasz więcej w rozmowie Grzegorza Lewickiego i Olafa Szewczyka z Francisem Fukuyamą w najnowszym numerze "Wprost".
