Dzieci na koloniach: grzeczne i (nie)winne

Dzieci na koloniach: grzeczne i (nie)winne

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzieci na koloniach: grzeczne i (nie)winne (fot.sxc.hu) 
Niewinne w domu, spuszczone z rodzicielskiej smyczy zmieniają się nie do poznania. Palą, piją, uprawiają seks. Nasze dzieci na wakacjach próbują uczyć się życia. Tego zbyt dorosłego.
–Moje najtrudniejsze sytuacje jako wychowawcy? – zastanawia się Mateusz. – Na moim drugim turnusie dwie pijane kolonistki wróciły do ośrodka o 04.00 nad ranem z… recepcjonistą.  Dziewczyny wyczekały dzień, kiedy byłem zmęczony i nie skontrolowałem pokojów. Dowiedziały się o imprezce na mieście od lektorki od angielskiego, która wiedziała od ratownika, który wiedział to od recepcjonisty, który z nimi poszedł. Czwarty turnus: próba gwałtu na 13-latce. Turnus nr 7: wojna, wręcz fizyczna dzieci z kierowniczką kolonii. Na turnusie 8 miałem sześciolatki kradnące w sklepach, biegające po dachach i  opluwające wychowawców, robiące palcówki pod kołdrami. Na jednym z wyjazdów miałem też chłopaka, który  założył się z innym, że przeleci dziewczynę z grupy przed końcem turnusu. W połowie wyjazdu byli już na etapie seksu oralnego. Robili to nawet na plaży – opowiada Mateusz. Właśnie wrócił ze swojego dziesiątego wyjazdu kolonijnego, ale o tym nawet nie chce opowiadać.  – To akurat były tzw. trudne dzieciaki, z domu dziecka, więc naprawdę działo się wszystko – mówi. Ma dwa dni, żeby odpocząć, bo za chwilę jedzie na kolejne kolonie i znowu musi być przygotowany na każdą ewentualność i fizycznie i psychicznie, bo przecież nie wiadomo co się wydarzy.

Na koloniach dzieje się wszystko. Dzieciaki, nawet te najgrzeczniejsze, kiedy tylko pożegnają się z mamą i z tatą i pomachają im grzecznie z okien odjeżdżających autokarów, na czas dwu czy trzytygodniowego turnusu zmieniają się nie do poznania. Nie da się ich upilnować. Dlatego część kierowników wyjazdów nie walczy z kolonistami, a jedynie stara się neutralizować skutki ich działań, nawet jeżeli muszą przez to zachowywać się niepedagogicznie. Pani Danuta, 45-letnia nauczycielka nie zgodziła się, żeby wkładać dzieciom pod poduszki prezerwatywy. Straciła za to nie tylko posadę wychowawcy kolonijnego, ale też w szkole, bo sprzeciwiła się poleceniu przełożonego. Kolonie były organizowane dla dzieci w wieku 11-13 lat.

Ania narzeka przede wszystkim na to, jak były rozwydrzone. Przyjechały nauczone z domów, że wszystko im wolno i że nie muszą się dostosowywać do żadnych reguł. – Nie było mowy, żeby dać im jakąkolwiek karę: kazać robić przysiady, zabronić pójść na dyskotekę czy żeby nie dostały podwieczorku. – Raz ktoś usłyszał jak bezczelnie obgadują wychowawców, a ponieważ nie był to pierwszy taki przypadek, zostało to zgłoszone do kierownika kolonii. Ten wezwał dziewczyny na rozmowę i poprosił żeby w ramach kary napisały raport ze zdarzenia. W ciągu pół godziny miałam telefon od matki, która twierdziła, że jej 15-letnie dziecko jest na to zbyt wrażliwe i ta kara jest zbyt dotkliwa i żebym ją anulowała, bo córka nie może jej znieść psychicznie, a to przecież kolonie a nie obóz koncentracyjny, żebym jej dziecko tak terroryzowała – wspomina Ania.