Janusz Józefowicz: Promujemy Polskę, polską kulturę

Janusz Józefowicz: Promujemy Polskę, polską kulturę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Natasza Urbańska i Janusz Józefowicz (ZDJĘCIE: STACH LESZCZYŃSKI/PAP)
Janusz Józefowicz od zawsze wierzył w swój geniusz i nieomylność. I bardzo nie lubi krytyki.

Teledysk, w którym Natasza Urbańska wije się i liże umywalkę, jest hitem, ale na pewno nie takim, jak chcieliby piosenkarka i jej mąż Janusz Józefowicz. Nic dziwnego, że został uznany za wpadkę. Z Józefowiczem, legendarnym choreografem, który wypromował takie gwiazdy jak Edyta Górniak, spotykamy się wieczorem w teatrze Buffo. Postanawiamy, że o „Rolowanie” – utwór, który w sieci wywołał lawinę żartów i krytyki – zapytamy tylko raz. – Nam teledysk się podoba. Jest dokładnie taki, jakim chcieliśmy go stworzyć – mówi pewny siebie Józefowicz. – Realizujemy spójny, zamierzony artystyczny projekt. „Rolowanie” to druga po „Musisz odejść” piosenka z debiutanckiej płyty pod tytułem „One”. To artystyczna kreacja. Natasza wciela się w rolę kobiety, jakich obecnie dużo, również w Polsce. Imprezowiczki, dla której clubbing, afterek, biforek i dancefloor to chleb powszedni – wyjaśnia. I dodaje optymistycznie: – Teledysk wzbudza kontrowersje. To dobrze. W naszym zawodzie najgorsza jest obojętność.

Nie wszyscy jednak widzą to w ten sposób. O ile liżąca umywalkę artystka widzów i słuchaczy raczej śmieszy, o tyle zastanawia ich to, dlaczego reżyserii i aranżacji podjął się mistrz – Janusz Józefowicz. Zdaniem dziennikarki Karoliny Korwin Piotrowskiej to właśnie sukces gubi Józefowicza. – Niesłusznie uwierzył w swoją boskość i nieomylność. Jest przyzwyczajony do tego, że widzowie i dziennikarze jedli mu z ręki i lizali po stopach. Ale dziś już tak nie jest. Zmieniły się zasady. Nastało pokolenie, które ma porównanie, zna światowe standardy i nie da się oszukać niespójną kreacją artystyczną. Wyczuje fałsz i wyśmieje. Z nim trzeba grać fair – ocenia.

WYWĄCHAĆ CZAS

Rok 1991. Musical „Metro” wchodzi na afisze. Jest swego rodzaju objawieniem, pierwszym takim komercyjnym przedsięwzięciem nad Wisłą. Reżyseria, scenariusz i choreografia – Janusz Józefowicz. Muzyka – Janusz Stokłosa. To, co stworzyli, było lekarstwem na zmęczenie po PRL-owskiej szarzyźnie, więc spektakl odnosi bezprecedensowy sukces. Niektórzy na przedstawienie chodzili po kilka razy, rekordziści – nawet po kilkanaście. Józefowicz ma wtedy 32 lata. Absolwent warszawskiej PWST może się już pochwalić sukcesami, chociażby spektaklem dyplomowym „Złe zachowanie”. Przystojny. Świetny choreograf i tancerz, niezły aktor i showman, Józek, bo tak mówią o nim znajomi, ma już wtedy wszystko, co potrzebne, by zrobić karierę. I dzięki „Metru” ją robi.

– Idealnie wywąchał swój czas. Nakarmił nasz głód nowości, pokazał nową formę i nowe twarze. Poczuliśmy się prawie światowym społeczeństwem – podkreśla dziś Korwin Piotrowska. Elżbieta Zapendowska, znana krytyk muzyczna i specjalistka od emisji głosu, przygotowywała solistów „Metra”. Po utworzeniu przez Józefowicza i Stokłosę pierwszego prywatnego teatru Buffo prowadziła szkołę wokalną, pracowała przy spektaklach „Grosik”, „Grosik 2”, „Nie opuszczaj mnie” i „Tyle miłości”. Dziś mówi, że były to ambitne przedstawienia, które zapewniały Józefowiczowi rzesze fanów. Przyznaje zresztą, że sama do nich należała

– Ach, ten Józek! Wtedy byłam nim najzwyczajniej zafascynowana. Urok, charyzma, temperament… On miał tyle pomysłów, że trudno było za nim nadążyć. W gruncie rzeczy dobry człowiek, ale niepokorny i co tu ukrywać – czasem trudny w relacjach – mówi.

– W pracy – charakter dyktatora – potwierdza piosenkarka Magda Umer, która współpracowała z Józefowiczem przy paru spektaklach.

– Czułam się prawdziwym zwycięzcą, gdy udało mi się go przekonać do jakiegoś swojego pomysłu. I udawało mi się niejeden raz – dodaje.

– Przekonanie go do zmiany koncepcji wciąż jest trudne. A jego dążenie do perfekcjonizmu bywa męczące i czasami niepotrzebne. Dopracowuje coś, co już jest dopracowane, a ludzie się wściekają, że będą nocować na próbach – mówi jedna z osób pracujących z Józefowiczem. Zawodowe rozstania z artystami kilka razy odbiły się szerokim echem. Z artystami, do których Józefowicz miał zresztą nosa. Spod jego skrzydeł wyfrunęli przecież Katarzyna Groniec, Edyta Górniak, Robert Janowski i Agnieszka Włodarczyk. Ci, którzy odeszli ze „stajni Józka”, nie chcą dziś mówić o kulisach. Agnieszka Włodarczyk, komentując sprawę odejścia z Buffo, rzuciła kiedyś w jednym z wywiadów, że „Józefowicz to tyran”. Choreograf zdecydowanie twierdzi, że despotą nie jest. Nie ukrywa jednak, że jest wymagający, a ujawniania takich, a nie innych cech charakteru wymaga od niego osiągnięty sukces.

To na pewno – mówią krytycy, bo Józefowicz ma mocną markę. Chociaż podkreślają jednocześnie, że spektakularny sukces odniósł tak naprawdę raz. To właśnie „Metro”, na którym, jak żartują, „jedzie do dziś”. Pozostałe przedsięwzięcia – np. tematyczne przedstawienia w Buffo – były mniejszymi sukcesami.

Nie można mu także odmówić kilku świetnych epizodów aktorskich (jak chociażby w „Sztosie”). Jednak w miarę upływu czasu zaczął budzić również inne reakcje – nie takie, jakich oczekiwał, pojawiła się też wzmożona krytyka. A wraz z nimi „nowy” Józek. Ostatnim spektaklem, jaki Zapendowska zrealizowała wspólnie z Józefowiczem, było „Tyle miłości” w Buffo. – A potem to już było różnie. Janusz za bardzo poszedł w komercję. To już nie moja bajka – tłumaczy.

Wielkim hitem miała być „Przebojowa noc” transmitowana przez TVP. Na scenie iskrzyło od cekinów, futer i wymyślnych kostiumów. Program jednak nie okazał się hitem i został zdjęty z ramówki. Józefowicz ma na koncie kilkadziesiąt opracowań choreograficznych i reżyserię takich przedstawień, jak „Panna Tutli Putli” i „Romeo i Julia”. Swoistym ukoronowaniem miała być „Polita”, multimedialny spektakl o Poli Negri w technologii 3D z Nataszą Urbańską w roli głównej. Tu na scenie dzieją się istne cuda, między innymi bohaterka tańczy z wyświetlonym na ekranie wężem. Jednak efekt nie jest taki, jak oczekiwano. – Może za dużo tego wszystkiego? Są prywatne teatry, gdzie nie ma takiego show, a sukcesy są większe – mówi jeden ze znajomych artysty.

– Józek lubi na bogato – przyznaje Korwin Piotrowska. A Magda Umer dodaje: – To, co nas zawsze łączyło, to było niewątpliwie poczucie humoru. Tym, co dzieliło, był gust. Ja zawsze chciałam wszystko malować cienką kreską, Józek chciał, żeby wszystko błyszczało,było dwa razy podkreślone. Zawsze chciał przyciągnąć jak najwięcej ludzi. Część osób twierdzi, że „starego” Józka można było zobaczyć w 2011 r., gdy zasiadł w jury „Tańca z gwiazdami”. – Od pewnego momentu był wspaniały – przypomina Korwin Piotrowska. Jej zdaniem to on, jako jedyny z jurorów, nie dawał się nabrać na łzawe emocjonalne zagrywki uczestników. Skupił się na tym, co umie najlepiej, czyli na wyławianiu talentów scenicznych. Znajomi podkreślają, że Józefowicz nigdy nie tolerował krytyki. Ale teraz, gdy oponentów ma sporo, a krytyka się nasila, reaguje na nią wręcz alergicznie. Potrafi się obrazić, użyć ostrego komentarza w stylu, że „rosyjska publiczność jest lepsza od polskiej”, i odwrócić się plecami. Temat „Józefowicz znów się obraził” coraz częściej przewija się w mediach. A to obraził się na żonę, a to na telewizję w sprawie żony, a wreszcie na to, że na pokazie został poproszony o zajęcie mało eksponowanych miejsc.

MAŁŻEŃSTWO POD OSTRZAŁEM

To oczywiście nakręca spiralę emocji. – Natasza i Janusz są pod prawdziwym obstrzałem. Trochę tego nie rozumiem – przyznaje Zapendowska. Pojawiają się opinie, że to przez Józefowicza traci Urbańska. Jednak, jak podkreślają niektórzy, ta para wspólnymi siłami robi wokół siebie nie najlepszą atmosferę. Ona, jego uczennica, w wywiadach stawia mu pomnik niedoścignionego mistrza. To drażni, bo ma się ochotę nieco ten pomnik odbrązowić. On jej zażarcie broni przed jakąkolwiek krytyką, wywołując odwrotny skutek. Dokładnie tak jak w przypadku „Rolowania”. – Temu małżeństwu towarzyszy szczególna atmosfera. Zostali wciągnięci w pudelkową sferę i trudno jest im się z niej wydostać – ocenia Janusz Stokłosa. Zapendowska podkreśla, że teledysku nie oglądała i oglądać nie chce. – Wiem jedno. Wciąż uważam Józefowicza za wielkiego artystę i mam nadzieję, że jeszcze pokaże światu, na co go stać – przekonuje.

Bo na przykład w Rosji musical o Poli Negri jest nagradzany owacjami na stojąco i odnosi spektakularne sukcesy. Być może nawet na miarę „Metra”. Niedawno odbyła się uroczysta premiera w Sankt Petersburgu. Już teraz bilety sprzedano do końca lutego, mimo że jednorazowo przedstawienie może obejrzeć 2 tys. osób. – W Rosji nazwano mnie Piotrem Czajkowskim – mówi z uśmiechem Stokłosa. Twórca muzyki do „Polity” jest dumny z zagranicznego sukcesu. Całkiem na poważnie dodaje: – W czasach napiętych relacji polsko-rosyjskich robimy ważną robotę. Promujemy Polskę, polską kulturę, stajemy ponad podziałami. Janusz Józefowicz nie ukrywa żalu do dziennikarzy, którzy pominęli milczeniem jego zagraniczny sukces, za to skupili się na lizaniu umywalki przez jego żonę: – Trzeba wyjechać za granicę, żeby to, co człowiek robi, było docenione. Taka jest specyfika naszego kraju. Polskie społeczeństwo jest schamiałe do reszty. No i jak tu lubić „nowego” Józka?

Tekst ukazał się w numerze 5 /2014 tygodnika „Wprost”.

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a